Artykuły

Alicja za kulisami

Uwielbiana przez widzów, specjalistka od ról charakterystycznych. Na scenie i w życiu - prawdziwy wulkan energii. Wszechstronna aktorka, z zamiłowania skrzypaczka, cierpliwa nauczycielka, a gdy nikt nie widzi... wyciszona pani domu. Kobieta "z sercem na dłoni"- ALICJA BACH, aktorka Białostockiego Teatru Lalek.

Kiedy coś robi, to z autentyczną pasją. Gdy się uśmiecha, to od ucha do ucha.

Gości częstuje faszerowanym przez siebie szczupakiem, pysznym smalcem i domowymi nalewkami. Serdeczna, gościnna, bezpośrednia. - Jestem prostolinijną osobą, z wielkim, kochającym sercem, w którym są jeszcze rezerwy... - uśmiecha się ceniona aktorka Białostockiego Teatru Lalek ("Turlajgroszek", "Miecz", "Spowiedź w drewnie", "My się wilka nie boimy", "Płaszcz", "Państwo Fajnackich", "Krótki kurs wychowania seksualnego" i wiele innych), aktorka filmowa (m. in. "U Pana Boga za piecem", "U Pana Boga w ogródku", "Boża podszewka") i radiowa ("Na Młynowej"). Chociaż trudno w to uwierzyć, najbliższego lata będzie świętować trzydziestolecie swojej obecności na scenie. Kiedy ten czas minął? Nie wie. Co ciekawe, od dziecka marzyła, aby grać na scenie... ale na skrzypcach, w orkiestrze symfonicznej.

Jestem charakterystyczna

Przed maturą dowiedziała się o naborze do Studium Aktorskiego przy Teatrze Lalek i postanowiła spróbować. Szybko połknęła aktorskiego bakcyla

i rozkochała się w teatrze. Role, które zagrała, trudno dziś zliczyć, Osiągnęła mistrzostwo zwłaszcza w tych drugoplanowych, bo nawet jej najmniejsze kreacje to majstersztyki. - Nie miałam ambicji grać ról pierwszoplanowych, nie zabiegałam o nie, bo jestem troszkę leniuszkiem - śmieje się Alicja Bach. - To nie znaczy, że drugoplanowe role są mniej ważne, raczej odpowiedzialność jest inna. Łatwiej jest mi skupić się na mniejszej rólce i takie najbardziej lubię. Im bardziej charakterystyczna ma być na scenie, tym więcej pomysłów przychodzi jej do głowy i wtedy już nie zwraca uwagi na to, jak wygląda. Wyznaje bowiem zasadę "im gorzej, tym lepiej" i sama się przy tym świetnie bawi. - A że jestem odrobinę próżna? To cecha wpisana w zawód aktora - mówi. - Do szczęścia potrzebuję aprobaty widzów w postaci ciszy, uśmiechu lub oklasków. Ot i cale moje aktorstwo. Białostocki Teatr Lalek to dla niej miejsce szczególne. Wszyscy aktorzy to absolwenci tej samej uczelni (Akademii Teatralnej w Białymstoku), bardzo związani ze sobą. Przez lata pracy, stworzyli wielką rodzinę, niepowtarzalny zespól aktorski. - Teraz, gdy starzy aktorzy odchodzą, trochę obawiam się o trwałość tej rodziny - mówi ze smutkiem Alicja Bach. - Tęsknię też za popremierówkami, podczas których potrafiliśmy się bawić do białego rana, przy dźwiękach teatralnej kapeli...

Chwile szczególne

To te przed premierą. Alicja Bach twierdzi, że im jest starsza, tym ma większą tremę. Zdarza się, że paraliżującą. Skąd się bierze? Aktorka z namysłem odpowiada, ze jej źródłem jest świadomość odpowiedzialności za to, co się robi i jak się wypadnie w oczach widzów.

W calej aktorskiej karierze, trzy razy zdarzyło jej się na scenie całkowicie "odpłynąć". Za pierwszym razem, gdy w Saragossie grali "Turlajgroszka" w reżyserii Piotra Tomaszuka. Na scenie trójka aktorów: Alicja Bach, Adam Zieleniecki i Wiesław Czolpiński. Zaczęli spektakl i skończyli, ale... co się działo w trakcie? A publiczność oszalała! Za drugim razem, przy okazji granej w Opolu bajki sensacyjnej "Miecz" w reżyserii Wojciecha Szelachowskiego. Alicja Bach była wówczas na scenie m.in. z Andrzejem Zaborskim. - Zagraliśmy brawurowo, całkowicie wtopiliśmy się w role - wspomina. - To było niesamowite, nie potrafię tego stanu określić stówami. Nagle już nie gra się roli, tylko jest się daną postacią. Wiem, że są aktorzy, którzy nigdy czegoś takiego nie przeżyli...Trzeci raz zdarzył się podczas realizacji "Proroka Iliji" Tadeusza Slobodzianka dla Teatru Telewizji. - Grałam na skarpie z Adasiem Zielenieckim. Tylko raz mogliśmy zagrać, bo ujęcie kończyło się obsunięciem skarpy. My "odpłynęliśmy", ale chyba w niedobrym znaczeniu, bo okazało się, że scenę trzeba powtórzyć, Ale skarpy już nie było... - uśmiecha się Alicja Bach.

Ważne tu i teraz

Białystok to jej rodzinne, ukochane miasto. - Uważam, że w mniejszym środowisku łatwiej jest się realizować - przekonuje. - W Warszawie bywam, bo grywam w filmach i serialach, ale białostocki rytm życia i pracy najbardziej mi odpowiada. Muszę mieć czas na refleksję i na marzenia. Nie mam w sobie pędu do kariery. Wszystkie drobne sukcesy, jakie osiągnęłam, jakoś same przyszły...

Nie wyobraża sobie życia bez teatru, choć wie, że nadejdzie taki moment, gdy "trzeba będzie przestać trzymać się go pazurami i ustąpić miejsca młodym". - Chwila definitywnego odejścia będzie bolesna, bo to jedyny teatr, w którym od początku pracuję - zwierza się Alicja Bach. Jednak nie zamierza zbyt łatwo pożegnać się z tym miejscem. W wyobraźni widzi siebie... np. w foyer teatru, w roli gospodyni, która wita gości, uśmiecha się do nich, zaprasza, rozmawia o teatrze, opiekuje się osobami onieśmielonymi teatrem. Chciałaby być taką Nianią z "Płaszcza" Gogola, podobną do tej ze spektaklu BTL-u.

Może też nadal przygotowywać młodzież do egzaminów wstępnych na studia aktorskie, co czyni od prawie 30 lat i traktuje jako rodzaj misji.

Kto mi dał skrzypce?

Przez długi czas istniał dla niej tylko teatr, teatr i nic poza tym. - Ale w pewnym momencie odkryłam na nowo przyjemność grania na skrzypcach - wspomina Alicja Bach. - Przypomniałam sobie o swojej młodzieńczej pasji...

Już podczas aktorskich studiów próbowała kontynuować naukę gry na skrzypcach, ale to pierwsze było tak absorbujące, że musiała zrezygnować. - Wyskoczyłam ze szkoły muzycznej z trzaskiem. Ale nie żałuję, że tak się stało, bo na skrzypcach i tak gram do dzisiaj. Gram, bo kocham muzykę!

Od lat, wraz z kolegami aktorami (Krzysztofem Piłatem i Pawłem Szymańskim) oraz zawodowymi muzykami (Cezarym Justem i Kazimierzem Bolestą), tworzy zespół Kapela Betela (żartuje, że Kapela Butela byłaby chyba trafniejszą i bardziej komercyjną nazwą). Kapela to poważna sprawa.

- Mamy zaproszenia z różnych stron Polski, wystąpiliśmy na festiwalu kapel ulicznych w Ferrarze - mówi z dumą Alicja Bach. - To nasze muzykowanie połączone z aktorstwem, przynosi niezłe rezultaty. Nie mamy wizytówek ani strony internetowej, a ludzie i tak o nas wiedzą, znajdują nas i chcą się z nami bawić. W muzycznej dziedzinie też przytrafiają jej się "odloty". - Był czas, gdy w tym naszym zespołowym graniu odlotowe chwile zdarzały się często

- opowiada. - Graliśmy tak, jakby nasze instrumenty ze sobą rozmawiały, byliśmy jak jeden organizm. To ciekawe, ale w moim przypadku takie momenty częściej zdarzają się w sferzemuzycznej, niż aktorskiej.

Historie kuchenne

Dawniej praca i teatr były na pierwszym miejscu, ale z upływem czasu to się zmieniło. Dorosłe dzieci (Honorata i Łukasz) już wyfrunęły z domu, ale aktorka nie czuje się samotna, bo ma obok prawdziwego przyjaciela, męża Jana (są razem od 28 lat). Mówi o nim z dumą i czułością: - To człowiek zesłany mi przez Boga. Bywa, że trudno nam się dogadać, ale nie potrafimy bez siebie żyć. Równie odpowiedzialnej, pracowitej, uczciwej, kochającej i dbającej osoby jak on, nigdy nie spotkałam.

Aktorka prowadzi tak intensywne zawodowo życie, że "po godzinach", z wielką ulgą, zaszywa się w domu. W nim najlepiej odpoczywa. - Mam tu wszystko, czego potrzebuję. Sporo jeździłam z teatrem i dziś nie nęcą mnie już zamorskie kraje. Chcę być w domu, w domu i tylko w domu. Tu jest mi najlepiej.

Wyjątkowym i ukochanym przez wszystkich domowników miejscem, jest kuchnia. Ale nie ta oficjalna, na parterze, lecz druga, znajdująca się w piwnicy. To tam toczy się życie całego domu, tam spędza się najwięcej czasu. Przy dużym stole, przy pięknym kaflowym piecu, w otoczeniu cudownych, zbieranych od lat przedmiotów. Wszyscy przyjaciele wiedzą, że do domu Bachów nie wchodzi się głównym wejściem, lecz tylnymi drzwiami od strony ogrodu. - Mąż wybudował kamienicę pod niebo, a i tak żyjemy w ziemi jak krety - śmieje się Alicja Bach. Gdyby było miejsce, do kuchni przeniosłaby cały dom, m.in. imponującą kolekcję instrumentów muzycznych z całego świata. I koniecznie łóżko z sypialni. Ale nawet i bez tego, lubi sobie posiedzieć przy stole, z kufelkiem dobrego piwa i marzyć. .. Albo rozmyślać. Na przykład o tym, że czuje się życiowo i zawodowo spełniona. I gdyby miała życie zaczynać na nowo, niczego by nie zmieniła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji