Takie historie są tu i teraz
"Mieszczanin szlachcicem" w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Pisze Renata Metzger w Gazecie Wyborczej - Radom.
Akcja najnowszej produkcji " Powszechnego " - Molierowskiej komedii "Mieszczanin szlachcicem " -płynie sprawnie i wartko. I nie wiem, czy właśnie w tym nie tkwi problem
Mieszczanin, pan Jourdain dzięki, handlowi znacznie się wzbogacił. Ma tyle pieniędzy, że. stać go na wystawne życie, i nawet na to, by zostać szlachcicem. Ale co z tego, że on sam będzie myślał o sobie jako o szlachetnie urodzonym? Chodzki to, by tak myśleli i inni, głównie ci, w których żyłach płynie naprawdę błękitna krew. Pan Jourdain nie żałuje więc czasu i pieniędzy, by upodobnić się do szlachty.
I tak rodzi się potworek - paradnie wystrojony, mizdrzący się w ukłonach, z wdziękiem słonia. Nie zauważa, że śmieją się z niego wszyscy - rodzina, krawcy i nauczyciele, kupieni szlacheccy przyjaciele.
Oczywiście Jourdain marzy o wydaniu córki za mąż za szlachcica. Za nic ma to że dziewczyna kocha uczciwego mieszczanina. Ale ten nie w ciemię bity i szybko majstruje intrygę. Przebiera się za syna tureckiego sułtana, przyszłego teścia mianuje tureckim wojewodą i oczywiście zyskuje jego błogosławieństwo.
Akcja radomskiego "Mieszczanina szlachcicem" toczy się wartko, gładko
I półtorej godziny spędzone w teatrze nic a nic nie boli. To zasługa reżysera Krzysztofa Galosa. Bardzo dobrze spisuje się jako Jourdain Krzysztof Krupiński, a w mniejszej rólce filozofa Włodzimierz Mancewicz. Dobrym zagraniem, wzbudzającym za każdym razem fale śmiechu wśród widzów, są pląsający lokaje. Trafiona jest w większości scenografia Jana Polewki, a komizm sytuacji zgrabnie podkreślają stroje niby-tureckie. Dobrze też brzmi muzyka (wykonanie własnych kompozycji i odtworzenie muzyki klasycznej Jadwiga Stępkowska) wzorowana na tę z epoki. Warto by ją tylko czasem trochę ciszej puścić, zwłaszcza wtedy, gdy aktorzy usiłują coś zaśpiewać.
Ogólnie jest nieźle, a widownia dobrze się bawi. Tyle że wszyscy śmieją się z jakiegoś pana Jourdaine'a, żyjącego sobie setki lat temu. Mało kto pomyśli, że podobne historie dzieją się tu i teraz. "Mieszczanin szlachcicem" stwarza świetny pretekst, by pobawić się konwencją, by bohaterów przebrać w bardziej współczesne szatki, znaleźć Jourdaine'ów w obecnym życiu publicznym. Taka np. żona dawnego premiera wkładająca frywolną sukieneczkę na oficjalne spotkanie, przewodniczący Samoobrony zatrudniający nauczyciela od retoryki, jego partyjna koleżanka Renata Beger rozpoczynająca studia, zastępy niby-biznesmenów z lepkimi rączkami.
I wreszcie któż z nas nie ulega czasem pokusie, by sprawiać wrażenie mądrzejszego, zabawniejszego, bardziej eleganckiego. Można było pofrunąć... A wtedy stałoby się aktualne stwierdzenie: "z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie".
Ale i tak nie wątpię, że spektakl będzie cieszył się powodzeniem, zwłaszcza wśród młodzieży szkolnej. Takie literalne potraktowanie Moliera zaoszczędzi paniom nauczycielkom sporo pracy.