Artykuły

Minął rok pracy dyrektora kaliskiego teatru

Stosunkowo szybko okazało się, że dyrektor Michalski musi borykać się ze starymi problemami, znanymi jego poprzednikom. Po niespełna roku pojawiły się pierwsze plotki na jego temat, anonimy i groźba strajku aktorów. - Michalski trwoni państwowe pieniądze, dyrektoruje z Gdańska albo z tras koncertowych ekipy Piotra Rubika, a dodatkowo obsadza spektakle swoimi znajomymi zamiast dać pograć kaliskim aktorom, zatrudnionym tutaj na etacie - tak w skrócie wyglądają zarzuty stawiane dyrektorowi. A więc nic nowego - pisze Jakub Banasik w Życiu Kalisza.

200-letnia kaliska scena teatralna ma bogatą tradycję. Niestety, na przestrzeni lat ciekawych zwyczajów doszły również dziwaczne - jednym z nich jest podważanie wiarygodności dyrektora. Wygląda na to, że Igor, który został dyrektorem artystycznym rok temu, właśnie będzie się musiał zmierzyć z przypuszczonym na niego atakiem

Przygoda Michalskicgo z kaliskim teatrem rozpoczęła się nietypowo - nie jest praktykowane, żeby nowy dyrektor obejmował teatr w połowie sezonu. A tak właśnie stało się w jego przypadku. Siłą rzeczy nie mógł od początku pracy w Kaliszu narzucić aktorom i pracownikom teatru swojej wizji funkcjonowania. Zespół miał przygotowanych kilka spektakli, które musiał "dograć" do końca sezonu. - Ale to nie jedyny kłopot, z jakim przyszło mi się tutaj zmagać -opowiada. - Teatr jest remontowany i mamy do dyspozycji tylko jedną scenę. To naprawdę w znacznym stopniu utrudnia nam pracę. Chcieliśmy nawet wynająć jakieś pomieszczenie, żeby przeprowadzać próby poza teatrem, ale w mieście takim jak Kalisz nie jest to łatwe. W zasadzie jedyną salą, która mogłaby nam odpowiadać, jest ta w Centrum Kultury i Sztuki. Ale w tym miejscu są prowadzone zajęcia i nie ma możliwości, abyśmy mogli z niej korzystać.

Pierwszy niepełny sezon kaliskiego teatru pod dyrekcją Igora Michalskiego zakończył się bez większych problemów, a sam dyrektor zapowiadał, że może być rozliczany z efektów swojej pracy po kolejnych sezonach, za które będzie brał odpowiedzialność. - Dopiero wtedy będę miał wpływ na repertuar, na zespół aktorów - opowiadał w jednym z wywiadów, dodając, że jego celem jest przygotowywanie sześciu premier w roku.

W nowy sezon artystyczny teatr wszedł więc z nowymi nadziejami i starymi kłopotami: widownia oczekiwała pierwszych efektów prac nowego dyrektora ze znanym w teatralnym światku nazwiskiem i znaną twarzą, mimo że warunki lokalowe (ze względu na ciągłe remonty) pozostawiały wiele do życzenia.

Nowy dyrektor, stare numery

Ale stosunkowo szybko okazało się, że dyrektor Michalski musi borykać się ze starymi problemami, znanymi jego poprzednikom. Po niespełna roku pojawiły się pierwsze plotki na jego temat, anonimy i groźba strajku aktorów. - Michalski trwoni państwowe pieniądze, dyrektoruje z Gdańska albo z tras koncertowych ekipy Piotra Rubika, a dodatkowo obsadza spektakle swoimi znajomymi zamiast dać pograć kaliskim aktorom, zatrudnionym tutaj na etacie - tak w skrócie wyglądają zarzuty stawiane dyrektorowi. A więc nic nowego. Na podobne insynuacje musieli odpowiadać poprzednicy Igora Michalskicgo, a bywało, że byli również oskarżani o kwestie obyczajowe.

- Zespól teatralny jest zespołem żywym, a aktorzy to specyficzni ludzie, żyjący na granicy rzeczywistości i artystycznych kreacji - mówi Michalski. - W zespole stosunkowo często dochodzi do napięć, tym bardziej że Kalisz jest miastem specyficznym. Aktorzy powinni być przygotowani na to, że są w ciągłej nieustannej podróży, zgodnie z zasadą: aktor nie powinien mieć szafy. Szafa jest przecież zbyt duża i stanowi spore utrudnienie podczas ciągłych przeprowadzek. Tutaj jednak jest sytuacja wyjątkowa. Wielu aktorów powiela ten sam schemat - mieszkam tutaj od lat, gram na scenie, mam tutaj mieszkanie, więc powinienem tutaj występować w każdym spektaklu. A to przecież niemożliwe. Kaliska publiczność musi mieć możliwość zobaczenia innych twarzy, innych kreacji. Zaproszenie do Kalisza aktora z zewnątrz powinno działać inspirująco na zespól W ten sposób, podglądając warsztat innych aktorów, można znaleźć inspirację, można się rozwijać. Ale nie jest prawdą, żebym zapraszał na kaliską scenę jedynie znajomych z innych miast. W najbliższym czasie wystawimy "Ferdydurke". Zagra prawie cały zespół kaliski, oprócz dwóch aktorów. Każdy będzie mógł się pokazać i każdy będzie podlegał ocenie. Inna sprawa, że kiedyś odchodzący dyrektor zabierał ze sobą siedmiu, ośmiu aktorów i przenosił się do innego miasta, zostawiając miejsce do obsadzenia swojemu następcy. Wtedy sytuacja była jasna - dyrektor, który przychodził, miał od początku wpływ na zespół. Zatrudniał aktorów, którzy odpowiadali jego koncepcji. I z tego był rozliczany. A ja jestem postawiony w nieco kłopotliwej sytuacji - w teatrze działają cztery związki zawodowe, które próbują wywierać wpływ na mnie i moje decyzje. Rozmawiam ze związkowcami i staram się tłumaczyć niektóre swoje decyzje. Nie da się jednak ukryć, że nie wszyscy są usatysfakcjonowani. Niektórzy aktorzy są przekonani, że ze względu na ich staż pracy w Kaliszu należy im się miejsce w zespole. A przecież nie ma tutaj tak prostego przełożenia. Proszę sobie wyobrazić, że w Warszawie jest teraz ok. 500 bezrobotnych aktorów.

Mąż Janeczki, czyli M jak Michalski

Wbrew pozorom Igorowi Michalskiemu nic pomaga fakt, że jest znaną twarzą. Pojawia się w popularnym serialu "M jak miłość" i znany jest jako jeden z wokalistów popularnego dyrygenta Piotra Rubika. Możliwe więc, że z zazdrości kolportowane są plotki i donosy na jego temat, jakoby "nigdy go nic było w Kaliszu". - Jeżeli chodzi o serial, to na początku pracy w Kaliszu zgłaszałem marszałkowi województwa, że nie chcę z niego rezygnować - mówi dyrektor-aktor. - Nie widział w tym żadnego problemu i ja również nie widzę. Praca na planie "M jak miłość" zajmuje mi mniej więcej trzy dni w miesiącu. Na te dni wystawiam bezpłatne delegacje. Zdjęcia są nagrywane w soboty, poniedziałki, tak więc nie przeszkadza to w mojej pracy w Kaliszu. Ale inna sprawa, że pracy dyrektora artystycznego nie można rozliczać na podstawie czasu spędzonego w biurze. Ja muszę jeździć po Polsce, by oglądać spektakle, by wiedzieć, co jest teraz grane, który spektakl można zaprezentować w Kaliszu i ewentualnie którego z aktorów można zaprosić na występy do Kalisza. Proszę zwrócić uwagę, że kaliska scena jest przestarzała - nie ma zapadni, jest stosunkowo mała, nie jest sceną obrotową. Nie wszystkie spektakle można tutaj pokazać. I ja muszę jeździć po Polsce, by się w tym wszystkim orientować. Te zarzuty pod moim adresem wydają się więc zupełnie chybione.

Można jednak zweryfikować pogłoski o horrendalnych kosztach powstawania spektakli. Nieżyczliwi Igorowi Michalskiemu rozpowszechniają informację, jakoby te znacznie wzrosły w porównaniu z poprzednimi sezonami. - Sama scenografia do "Ferdydurke" będzie kosztować pół miliona złotych - mówił całkiem poważnie jeden z kaliskich aktorów. - Dodatkowo dyrektor specjalnie zamówił muzykę do przedstawienia, za którą również trzeba słono zapłacić i inaczej tego nie można nazwać jak właśnie marnotrawstwem.

- Koszt wyprodukowania spektaklu jest uzależniony od wielu czynników - broni się Michalski. - Bajka dla dzieci, którą wystawiliśmy w tym roku, kosztowała ok.70 tys. zł, ale występowało w niej zaledwie czterech aktorów. Spektakl "Mewa" kosztował 350 tys. zł, ale było to przedsięwzięcie przygotowywane z rozmachem. Na scenie pojawiło się wielu aktorów, sporo kosztowała scenografia itd. Pieniądze na ten cel dostaliśmy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. I jest to koszt zawyżony. Tak kształtują się koszty dużych spektakli w Polsce. Oczywiście zdarzają się takie, które kosztują nawet 2 miliony, ale również takie, które kosztują 100 tys. Wszystko jest uzależnione od liczby aktorów i środków technicznych, zaangażowanych do produkcji.

W najbliższym czasie będziemy mieli premierę "Ferdydurke". Ten spektakl będzie również kosztował ok. 350 tys. zł. Będzie to spektakl muzyczny, podczas którego aktorzy będą śpiewać, więc trzeba im zapewnić nowoczesne mikroporty itd. Te kwoty oczywiście nie są przeze mnie ukrywane. Bo nie ma powodów do ich ukrywania.

Dyrektor jak selekcjoner

- Można więc porównać pracę dyrektora artystycznego teatru do pracy trenera drużyny piłki nożnej? - pytam Igora Michalskiego. -Właśnie tak! - odpowiada momentalnie. - Przecież ja też muszę skonstruować zespół, który ma odnieść sukces i nie mogę tego zrobić, zamykając - się w czterech ścianach. Muszę jeździć po Polsce, żeby zobaczyć, który aktor jest teraz "w formie", którego chciałbym widzieć w swojej drużynie. Od czasu do czasu muszę również zmienić skład zespołu. Przecież kibice piłki nożnej nie byliby zadowoleni, gdyby przez kilkanaście lat oglądali tych samych piłkarzy Oni przecież się starzeją, oni mają wahania formy. Żaden trener nie pozwoliłby sobie na objęcie stanowiska i podjęcie odpowiedzialności za wynik, gdyby nie miał wpływu na skład drużyny.

Trenerzy są jednak w uprzywilejowanej sytuacji - w sporcie ciągłe ruchy w kadrze są rzeczą normalną i w klubie nie ma żadnych związków zawodowych, które blokują wszelkie zmiany. Kibice doskonale rozumieją sytuację, że niektórych zawodników trzeba odsunąć od składu, żeby zespół mógł osiągać dobre wyniki. I nikt nie protestuje. Wszyscy zdają sobie sprawę, że grając jednym zespołem przez kilkanaście lat można osiągać sukcesy, ale w bardzo krótkim czasie. Po latach drużyna się wypala i zaczyna spadać. Musimy więc sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy grać w najwyższej klasie rozgrywek, czy np. w klasie okręgowej.

Analogii między dyrektorowaniem w teatrze a prowadzeniem drużyny piłki nożnej można znaleźć wiele. Jest jednak fundamentalna różnica między drużyną piłki nożnej a zespołem teatralnym. To sposób finansowania. Kluby piłkarskie to najczęściej spółki, które nie są dotowane z pieniędzy podatników. Wydaje się, że w teatrze (nie tylko kaliskim), w szeroko rozumianej "kulturze", sytuacja również byłaby klarowna, gdyby sposób finansowania był zupełnie inny. Gdyby dyrektor i jego zastępcy działali w ramach spółki, gdyby musieli zabiegać o pieniądze mecenasów, a nie czekać na dotację i dbać o to, aby ich działalność się bilansowała, zapewne nie byłoby pomówień o rozrzutność, marnotrawstwo czy stronniczość przy obsadzaniu spektakli. Ale to jest temat na zupełnie inny artykuł, który nic może dotyczyć jedynie Igora Michalskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji