Artykuły

Elektra z YouTube

"Elektra" w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku - dodatku Kultura.

Jeleniogórska "Elektra" Natalii Korczakowskiej to bodaj pierwszy w Polsce blog reżyserski. W zgiełku mediów i form oglądamy nie ludzki dramat, nawet nie partyturę sceniczną, lecz kolekcję scenotekstoobrazów, odsyłających do ikon pokolenia YouTube.

O antyku, katharsis i Eurypidesie w Teatrze Norwida trzeba zapomnieć. Na scenie efektownie poprzecinanej ekranami i wokół tych ekranów panuje logistyczny bałagan - nie ma myślenia, więc nie ma odkupienia. Nie ma aktorstwa, postaci ni ról. Są groteskowe figury, zachowania i - zbyt często - mamrotanie do mikrofonów. Z drugiej strony piękne, czasem intrygujące są obrazy Korczakowskiej i Anny Met, scenografki. Zwłaszcza kiedy patrzy się na sekwencje scen okiem fotografa lub kolekcjonera przezroczy. - Jak się nie ma nic do powiedzenia, to się pokazuje - usłyszałem zgryźliwy szept na widowni.

Jednak świat mediów elektronicznych jest przede wszystkim światem wizji, nie tekstów. Korczakowska to czuje, efektownie wykorzystała przestrzeń teatru. Postacie wędrują z balkonów na scenę, z bocznych lóż do foyer. Ekrany plastikowych zastawek, a zarazem ścian pałacu wyświetlają zbliżenia ich twarzy i ciał, transmitują zdarzenia i zwielokrotniają persony. Efektownym pomysłem jest gigantyczne lustro, deformujące postaci i czarno-białą szachownicę przestrzeni, na której Elektra rozgrywa swoją grę z przeznaczeniem. Ten symultanizm i polimorfizm bawi, intryguje, zachwyca. Ale też ukazuje świat równie przekonująco jak tysiące zapisów ceremonii ślubnych, pierwszokomunijnych czy turystycznych, którymi katują nas fani wyprzedaży kamer w marketach. Bo materia audio-wideo w "Elektrze" jest zabawką, a nie zapisem zbrodni czy przeznaczenia. Nikt tu nie umiera naprawdę, nikt nie wadzi się z bogami. Są pozy, wspomnienia, majaki, recytacje, streszczenia. Postacie zmartwychwstają, gdy taka fantazja, lub padają jak rażone gromem - bez przyczyny. Nawet bogowie są tylko porządkowymi, którzy filozofują, gdy ich poprosić. Figurki z muppet show.

Całość pogmatwanych zdarzeń nadzorują ni to inspicjentki, ni strażniczki blokhauzu - lampki nad czołami sugerować mogłyby nawet strajkujących w Budryku, bo przecież Korczakowskiej, co obiecuje program, idzie o formy nadzoru, przemocy i protestu. Każdy klucz odbioru i każde skojarzenie będzie dobre. YouTube jest demokratyczny. Parada gwiazd w stylu Fashion TV niewiele tłumaczy. Nie wiem, dlaczego Klitajmestra (Lidia Schneider) kochała się z Ajgistosem (Piotr Konieczyński), bo w obrazie z kamer jest on zdziadziały, postarzały i mamrotliwy. Nie wydaje się nawet, by miał kasę. Nie wiem, dlaczego Elektra (Iwona Lach) i Orestes (Piotr Żurawski), dzieci króla Agamemnona, muszą zabić Klitajmestrę - zemsta za śmierć ojca i żądza władzy nie zostają obudowane zdarzeniami, które układają się w ciąg przyczyn i skutków. Nie-teatr, obok-teatr, media-teatr Korczakowskiej może fascynować. Ale żal, że w migocącej, zaekranowanej przestrzeni scenicznej tekst nie ma żadnego znaczenia, stał się skarlałą epiką copywriterów i blogerów. Żal Eurypidesa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji