Artykuły

Leszek Aleksander Znikomek

227. Krakowski Salon Poezji. Wiersze Leszka Aleksandra Moczulskiego. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

W cienistym istnień bezładzie Znikomek błąka się skocznie... Ale gdzie tam, panie Leśmian, gdzie tam skocznie! Odkąd znam, odkąd mam przyjemność znać krakowskiego poetę Leszka Aleksandra Moczulskiego - nigdy nie widziałem go w podskokach. Owszem, moja przyjemność ledwo narodzona, lecz idę o zakład: jeśli ktoś, kto obchodzącego siedemdziesiąte urodziny Leszka Aleksandra Znikomka od zawsze zna i choć raz widział jego błądzenie akurat skoczne, jeśli ktoś taki udowodni niemożliwą skoczność Znikomka - i ja podskoczę! Bóg świadkiem, podskoczę, choć już ciężko dziś z tym idzie.

Nie, panie Leśmian, Leszek Aleksander Znikomek błąka się, ale nie kica. On... Co właściwie? Jak nazwać jego marszrutę? Wędrowaniem pluszu? Niech będzie. Gdyby plusze starych foteli i obrusów, starych marynarek, mitenek i kurtyn teatralnych mogły chodzić - chodziłyby jak Leszek Aleksander. Czyli ściśle tak, że w sumie nie wiadomo jak. No bo jak on chodzi, że go nie ma, nie ma, nie ma, zaś naraz pstryk i jest - ale nie uświadczysz nikogo, kto by widział nadejście Znikomka? Czy muszę dodawać, że to samo z jego odejściami?

Nie inaczej wczoraj. 227. Salon Poezji właśnie jego twórczości był poświęcony. Anna Dymna, Beata Paluch, Rafał Dziwisz i Jan Kanty Pawluśkiewicz czytali frazy jubilata. Rodzina Zielińskich - Jacek, Gabriela i Bogumił, do tego Halina Jarczyk, wspomniani już Dziwisz i Kanty Pawluśkiewicz, nade wszystko zaś przepysznie jasna Joanna Kulig śpiewali pieśni do słów Leszka. Jednak zanim piękno się zaczęło, idę korytarzem, a tu, panie Leśmian, Leszek Aleksander Znikomek ze ściany wyłazi jak gdyby nigdy nic i rzecze: "Coś okrutnie, Pawle, zdenerwowany jestem...". Zdenerwowany? Z cegieł wylazł na oczach ludzi - i zdenerwowany? A ja - niby co miałem rzec? Nie zdążyłem się zająknąć. Pluszu piszącego poezje już nie było.

Czy, jak w pana wierszu, jedno oko miał błękitne, a drugie piwne, więc raczej nie widział świata tak samo, lecz każdym okiem - inaczej? Pewnie tak. I dało się rzec, że dwie dusze tai w swej piersi: jedna po niebie się włóczy, a druga na ziemi marnieje? Owszem. I że dwie kocha dziewczyny - czarną i jasną - lecz nigdy nie dojdziesz, którą z nich kocha naprawdę? No, nie dojdziesz. Wreszcie: w dłoniach dźwigał nadmiar istnienia, a w oczach - okruchy nocy? Tak, cały Leszek Aleksander! Cudnie, ślicznie, wiekopomnie, lecz gdzieżeś, Znikomku krakowski, tak naprawdę jest? Do najjaśniejszej z choler - gdzie?! Tak syknąłem do ściany, w której nie było drzwi.

Jedni mówią, że Moczulski papierosa zapalił i w dymie zniknął. Ale nikt nie zrobił zdjęcia. Drudzy bają, że go tuż przed początkiem salonu widzieli wchodzącego do złotego foyer. Lecz nikt nie zdjął odcisków palców z mosiężnej klamki. Jeszcze inni plotą, że ten pan z siwą brodą, co pod ścianą siedział i przez godzinę pilnie słuchał artystów, to właśnie Znikomek. Ba, są i tacy, co się zaklinają, że widzieli, jak siwobrody pod ścianą z radości (dowodząc tym samym, że pana, Leśmianie, wiersz umie na pamięć) nagle spożył kęs nieba i zmieszał złotą mątewką cień własny z cieniem brzóz kilku. Ale nikt nie śmiał złapać gościa za brodę, by sprawdzić, czy to aby nie tania teatralna charakteryzacja na gumce lub mastiksie. I nikt nie sprawdził ani ubytków w niebie, ani natury niepokoju brzóz. Więc?

Więc chyba jest, jak Pan Bóg przykazał, a Bronisław Maj w zagajeniu salonu nauczał. Że w swej niepowtarzalnej nieuchwytności wiersze Leszka Aleksandra są całkiem jak Leszek Aleksander - tak samo pluszowo tajemne, porównywalnie spokojnie znikające, by w pamięci pojawiać się później znienacka raz, drugi, enty, wreszcie identycznie czułe dla każdego planktonu dnia zwyczajnego - dla trzciny, kamienia na dnie płytkiego jeziora, poranka, kleksa, kubka, dla całego tego piasku detali, o którym w wierszu "Krzyk, pola, noc" szepnął: "Ludzki byt jak kruche ciasteczko".

Słowem, tyle Moczulskiego złapiesz, ile z jego poezji wyczytasz. Z jego wiersza, co jest tak, że nie wiadomo jak. Bo nie ma go, nie ma, a tu pstryk i jest - choć nie uświadczysz nikogo, kto by nadejście wiersza zobaczył. To samo z odejściami. Więc, kochany Leszku, poeto i kongenialny palaczu papierosów, na urodziny powiadam Ci: nie troskaj się! Gdy bidula władza wprowadzi zakaz palenia wszędzie - ty pal gdziekolwiek, choćby w Sejmie. Spokojnie pal sobie łagodne dwieście lat, bo jak Cię złapią - to znikniesz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji