Artykuły

WSPOMNIENIE: Elżbieta Barszczewska (29.11.1913-14.10.1987)

Należała do wielkich gwiazd polskiej sceny i ekranu, Jej nazwisko zapisała historia. Śliczna, delikatna i wrażliwa była uosobieniem piękna, dobra i szlachetności. Niezwykle skromna. Nazywano Ją zdrobniale Elżunią. I to zdrobnienie bardzo do Niej pasowało. Wśród tłumu mogła swobodnie przemierzać ulice Warszawy niezauważona. Za to na scenie zmieniała się nie do poznania. Rozkwitała jak najpiękniejszy kwiat. Jej talent i uroda błyszczały pełnym blaskiem. Głęboka prawda, z jaką budowała postacie, zjednały jej wielbicieli. Nieskazitelna dykcja i dbałość o słowo to kolejne atuty Jej aktorstwa. Widz siedzący w ostatnim rzędzie, na balkonie drugiego piętra, słyszał każde Jej słowo wypowiadane nawet szeptem. Unikała rozgłosu i reklamy. Przypominała raczej panienkę z dobrego domu niż wielką artystkę dramatyczną. Teatr kochała nad życie. Kiedy w końcowym okresie swojej kariery zachorowała i po przebytej operacji wróciła do domu, nie pokazując się na scenie, spotkałem przypadkowo w autobusie Jej syna Julka i spytałem o zdrowie Elżuni, powiedział mi: "Mamie brakuje teatru. Jest nieszczęśliwa, że nie gra, że o niej zapomniano". To cała Elżunia. Typowa aktorka zakochana w swoim zawodzie.

W życiu prywatnym była żoną wybitnego aktora i reżysera Mariana Wyrzykowskiego. Ich syn Julek, kiedy dorósł, poszedł w ślady rodziców. Przyszedł na świat w roku 1946. Elżunia grała wtedy "Lilię Wenedę" w tragedii Juliusza Słowackiego, inaugurując otwarcie odbudowanego po wojnie Państwowego Teatru Polskiego w Warszawie pod dyrekcją Arnolda Szyfmana. Imię Juliusz - otrzymał na pamiątkę dwóch wielkich Juliuszów, których Elżunia uwielbiała - Juliusza Słowackiego i Juliusza Osterwy. Ukończyła Gimnazjum Marii Konopnickiej w Warszawie. Po maturze została studentką Wydziału Aktorskiego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Od pierwszej chwili zachwyciła wielkiego "Zelwera" - Aleksandra Zelwerowicza. Była ulubienicą mistrza. Po dyplomie zaangażował ją w roku 1934 dyr. Arnold Szyfman do Teatru Polskiego. Tam wśród plejady najwybitniejszych aktorów i reżyserów stawiała pierwsze kroki. Już w październiku 1934 roku zadebiutowała rolą Heleny w "Śnie nocy letniej" Szekspira w reżyserii Leona Schillera. W parę miesięcy później ten sam Leon Schiller w swojej słynnej inscenizacji "Dziadów" Adama Mickiewicza obsadził ją w roli Dziewicy u boku jednego z największych aktorów tamtych czasów Józefa Węgrzyna dźwigającego na swoich barkach wielką rolę Konrada-Gustawa. Jej talentem i osobowością zachwycali się wszyscy - publiczność, krytycy i koledzy. Najlepsi reżyserzy z Leonem Schillerem, Edmundem Wiercińskim, Aleksandrem Węgierko i Aleksandrem Zelwerowiczem na czele obsadzali ją w swoich sztukach. Zagrała Anielę w "Ślubach panieńskich" A. Fredry, mając za partnera kolejnego wielkiego aktora Jerzego Leszczyńskiego w roli Gucia, Mage w "Matołku z wysp nieoczekiwanych" G.B. Shawa, Barbarę w "Ludziach w bieli", Leonię w"Walce kobiet" Scribe'a oraz Mimi w "Cyganerii". W każdej z tych ról doskonała. Ale największy rozgłos przyniosły jej tytułowe role w sztukach specjalnie dla niej wystawionych przez dyr. Arnolda Szyfmana - w "Tessie" Giraudoux i w "Małej Dorrit" Sheridanna wg Karola Dickensa. Zwłaszcza "Tessa" ugruntowała jej pozycję. Przyniosła rozgłos, sławę i uwielbienie. W obu rolach oglądałem ją na abonamentowych, szkolnych przedstawieniach. Byłem nią oczarowany. Kolejną jej wielką rolą przedwojenną była Salomeą w "Horsztyńskim" Juliusza Słowackiego na scenie Teatru Narodowego u boku Ludwika Solskiego. W tym czasie Teatr Narodowy wchodził w skład TKKT, czyli Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej wraz z Teatrem Polskim, Nowym, Małym i Letnim. Aktorzy grali na tych scenach w zależności od potrzeb. Bardzo szybko zainteresował się nią film. Stała się najbardziej kasową aktorką przedwojennego kina. Zagrała główne role w: "Trędowatej", w "Ordynacie Michorowskim", w "Dziewczętach z Nowolipek", w "Rajskiej jabłoni", w "Panu Twardowskim", w "Znachorze", w "Profesorze Wilczurze", w "Trzech sercach", w "Kłamstwie Krystyny", w "Kościuszce pod Racławicami", w "Płomiennych sercach" i w "Granicy". Ostatnią jej rolą filmową przed wybuchem drugiej wojny światowej była Justyna w adaptacji powieści "Nad Niemnem". Po wojnie, niestety,

nie miała szczęścia do filmu. Jej uroda była zbyt szlachetna, zbyt wielkopańska- nie pasowała do nowej rzeczywistości, gdzie bohaterkami były osoby z plebsu. W filmach nakręconych przed wojną grała z najwybitniejszymi aktorami starszego pokolenia, Stanisławą Wysocką, Mieczysławą Ćwiklińską i Kazimierzem Junoszą-Stępowskim. Partnerowali jej najbardziej wzięci amanci polskiego kina - Franciszek Brodniewicz, Jerzy Pichelski, Mieczysław Cybulski i Witold Zacharewicz.

Tę pięknie rozpoczętą karierę filmową i teatralną przerwała wojna. W czasie okupacji włożyła fartuszek i rozpoczęła pracę kelnerki w kawiarni U Aktorek. Najpierw na rogu Pięknej i Al. Ujazdowskich, gdzie dziś znajduje się Ambasada Szwajcarii, a potem na Mazowieckiej. Działała w konspiracji, biorąc udział w koncertach organizowanych przez Leona Schillera. Powstanie wraz z mężem przeżyła w oblężonej Warszawie. Wywieziona do obozu w Pruszkowie - cudem znalazła się na wolności. Po wojnie zaczynała od Łodzi - od Teatru Wojska Polskiego, którym kierował Władysław Krasnowiecki. Zagrała Dianę w"Fantazym" Juliusza Słowackiego w reż. Edmunda Wiercińskiego u boku Jana Kreczmara. Z przedstawieniem tym przyjechała na gościnne występy do zrujnowanej Warszawy Jedynym miejscem, w którym można było ten spektakl pokazać, był obecny Teatr Powszechny, zwany wtedy Teatrem m.st. Warszawy, gdzie wszystko było prymitywne, a na scenę z garderoby wchodziło się po drabinie. Był to rok 1945. Warszawiacy mieszkający na Pradze entuzjastycznie przyjmowali przedstawienie. W listopadzie tego samego roku powróciła na stale do zburzonej stolicy, w której ocalał częściowo jedyny teatr z prawdziwego zdarzenia. Zaproszona przez dyr. A. Szyfmana do odbudowującego się Teatru Polskiego, tym razem nie prywatnego, lecz państwowego, zamieszkała w Domu Aktora na Pradze przy ul. Wileńskiej 13, szykując się do roli "Lilii Wenedy". Zaangażowany wtedy i ja do tego teatru poznałem Elżunię Barszczewską na pierwszej czytanej próbie. Był to dla mnie wielki zaszczyt, znaleźć się w zespole tak wielkich aktorów, których dotychczas znałem tylko ze sceny. Mnie przypadła w udziale niewielka rola Lechona, syna Lecha i Gwinony. Od pierwszej chwili, kiedy poznałem Elżunię, byłem oczarowany Jej sposobem bycia, skromnością i życzliwością. W czasie prób zbliżyliśmy się do siebie, mimo że nie miałem z nią żadnych bezpośrednich scen. W bufecie teatralnym jadaliśmy obiady i rozmawialiśmy o teatrze. Obserwowałem ją w pracy. Chłonęła każde słowo wielkiego Juliusza Osterwy i wykonywała bezbłędnie jego polecenia. Konsekwentnie budowała postać i identyfikowała się z nią. Kiedy w roku 1950 powróciłem po raz drugi do Teatru Polskiego, nie miałem już okazji spotkać się z nią na scenie, ale nasze kontakty zostały wznowione. Często spotykaliśmy się w Polskim Radiu. Po nagraniach wracaliśmy z Myśliwieckiej pieszo do domu, nie przestając mówić o teatrze i odbudowie Warszawy. To były wtedy dwa najważniejsze tematy. Pamiętam jedno z naszych wspólnych nagrań w Polskim Radiu. Zaprosił nas wielki Jerzy Leszczyński do "Poskromienia złośnicy". Reżyserując sztukę Szekspira dla Teatru Polskiego Radia, sam objął rolę Petruccia, powierzając rolę Katarzyny - złośnicy - Ninie Andrycz, Bianki - Elżuni Barszczewskiej, a mnie Biondella - bodajże sługi Petruccia. I znowu mogłem podziwiać pracowitość, skromność i pokorę Elżuni. Elżunia mieszkała wtedy w alei Szucha w nowym Domu Aktora, który otrzymał od władz dyr. Szyfman, a ja na Starościńskiej. Zapraszała mnie często na herbatę. Po premierze "Lilii Wenedy" entuzjastycznie przyjętej przez publiczność i prasę, a miało to miejsce 17 stycznia 1946 roku, zaczął się dla Elżbiety Barszczewskiej drugi etap olśniewającej kariery. Po latach wojny publiczność łaknęła teatru. Co wieczór zapełniała po brzegi widownię Teatru Polskiego. Był to okres rozkwitu tej sceny. Wielkich przedstawień i wielkich kreacji aktorskich. Żyli jeszcze artyści reprezentujący najwyższą klasę. Po "Lilii Wenedzie" zagrała Elektrę w "Orestei" Ąjschylosa w reż. Arnolda Szyfmana, a potem zaraz Ofelię w "Hamlecie" Szekspira ze swoim mężem Marianem Wyrzykowskim jako Hamletem. Oboje zostali uhonorowani nagrodami na Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Szekspirowskich odbywającym się w Warszawie w roku 1947. Inne jej role to Infantka w "Cydzie", Diana w "Fantazym", Nadia w "Mieszczanach i Salomeą w "Horsztyńskim" - tym razem z Karolem Adwentowiczem w roli Horsztyńskiego. Ponadto była wspaniałą Heleną w "Wujaszku Wani" i Margrabiną Cibo w "Lorenzacciu" Musseta. W roku 1958 zagrała rewelacyj nie "Norę" w dramacie Ibsena. Krytycy wpadli w euforię. Wypisywali cuda pod jej adresem. Uznano, że jest to szczytowe osiągnięcie wielkiej aktorki. Publiczność codziennie szturmowała widownię Teatru Kameralnego w nadziei, że zdobędzie miejsce na to znakomite przedstawienie. Grano je przez wiele lat przy wypełnionej sali. Po "Norze" z utęsknieniem czekano na jej nowe role. Zagrała więc Amelię w "Mazepie" Słowackiego, siostrę Angelikę w "Port Royal", Zofię w "Grze miłości i śmierci" oraz Urszulę w "Wysokiej ścianie" Jerzego Zawiejskiego w reżyserii Mariana Wyrzykowskiego, który był jednocześnie jej scenicznym partnerem. Kolejnym wielkim wydarzeniem w jej karierze scenicznej stała się rola Hanny w "Nocy Iguany" Tenesse Williamsa w reż. Aleksandra Bardiniego na scenie Kameralnej Teatru Polskiego. W roli tej odkryła nowe możliwości swojego talentu. Zbudowała rolę zupełnie odmienną od wszystkich poprzednich. Ostatnie jej role to Kruczynina w dramacie Ostrowskiego "Niewinni winowajcy", Pani Alving w "Upiorach" Ibsena i wreszcie tragiczna "Maria Stuart" w dramacie Fryderyka Schillera. Ostatni raz w roku 1981 wystąpiła jako Sara Bernhard w sztuce John Murriela "Wspomnienie". Rolą tą pożegnała warszawską publiczność. Zaczęła poważnie chorować. Traciła świadomość. Odeszła dwadzieścia lat temu, 14 października 1987 roku. Pochowano ją na warszawskich Powązkach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji