Artykuły

Mam frajdę, gdy sztuka niesie mnie do przodu

- Myślę, że ten tytuł może odnosić się do całej mojej twórczości. Lubię historie rozwiązujące się w sposób czysto ludzki - za pomocą czyichś starań, pasji, dążeń - PRZEMYSŁAW WOJCIESZEK mówi o swojej sztuce "Miłość ci wszystko wybaczy".

mk: Praca nad spektaklem była nietypowa. Scenariusz tworzył pan podczas prób i rozmów z aktorami, wykorzystując prawdziwe historie z ich życia. Jakie są zalety takiego sposobu pracy?

Przemysław Wojcieszek: Jestem znacznie bardziej kreatywny. Jeśli przynosi się gotowy, zamknięty tekst, to praca na scenie polega tylko na inscenizowaniu, a tego bardzo nie lubię. Miałem szkic, według którego napisałem całą opowieść, ale chciałem, by była dopasowana do aktorów. Osobiście nie dbam o stronę literacką przedstawienia. Uważam, że nadrzędny jest spektakl. Jeżeli będzie dobry, to i tekst się obroni. Czy aktorzy nie wtrącali się potem za bardzo w pana pracę?

Lubię, kiedy zasypują mnie propozycjami, bo oznacza to, że angażują się w projekt. Gdy materiał powstaje w trakcie prób, wydaje mi się, że aktorzy są bardziej zależni ode mnie. Ja decyduję, w którym kierunku pójdziemy i jaką formę przybierze spektakl.

Czy finalny efekt był inny od zakładanego na początku?

- Taki tekst zawsze zaczyna żyć własnym życiem, pewne wyobrażenia się zmieniają. Mam frajdę, gdy sztuka zaczyna mnie nieść do przodu i zastanawiam się, dokąd dotrzemy. To specyficzny projekt i specyficzny teatr, inny od tego, który robię na co dzień. Zależało mi przede wszystkim na stworzeniu zajmującej opowieści. Chciałem, by przedstawienie było żywe, ale też miało w sobie sceny wymagające skupienia, oparte na intymnym kontakcie widza z aktorem. Rzeczy kameralne zderzają się z bardziej komediowymi. Pod komizmem skrywa się brutalna i dość nieprzyjemna prawda o życiu. Żeby wiedzieć jaka, trzeba zobaczyć spektakl...

Tytuł przedstawienia pożyczony z piosenki Ordonki sugeruje, że będzie to sztuka przede wszystkim o miłości...

- Myślę, że ten tytuł może odnosić się do całej mojej twórczości. Lubię historie rozwiązujące się w sposób czysto ludzki - za pomocą czyichś starań, pasji, dążeń. Spektakl opowiada o krótkim spotkaniu postaci i namiętności, która uruchamia relacje między nimi.

Na scenie zderzają się dwa pokolenia - starszy pan Kazimierz i czwórka młodych. Wszyscy pod wpływem spotkania zmieniają się, ale początkowo są nieufni, zdystansowani. Czy dzisiejsi 20-, 30-latkowie mają problem w porozumieniu się ze swoimi rodzicami i dziadkami?Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Ja się jakoś dogaduję. Gdy tworzę zbiór postaci potrzebny do opowiedzenia historii, zakładam, że postawy zupełnie przeciwstawne będą w stanie na chwilę się skrzyżować. Tak jest tutaj. Na moment następuje porozumienie, po czym ludzie rozchodzą się. Myślę, że to życiowe i prawdziwe. Trwały kontakt jest niemożliwy, ponieważ młodość i starość chcą czego innego. Najczęściej mówię o rzeczach, które nie mają żadnego związku z moim życiem, bo ono jest banalne. Tak jak życie większości z nas. Myślę, że sztuka powinna pokazywać ludziom to, co mogłoby się zdarzyć, gdyby trochę dłużej rozglądali się wokół siebie, gdyby poświęcili osobie, która jest gdzieś obok, trochę więcej czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji