Artykuły

Dr Kwinta i Mr Güntner

228. Krakowski Salon Poezji. Utwory Witolda Zechentera czytali: Jan Güntner i Tadeusz Kwinta. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim

Długo chodził po wystawie rzeźby współczesnej. Godzinę, może dwie. Krok za krokiem z komnaty do komnaty, od dzieła do dzieła, a na końcu - od początku to samo. Jakoś tak z nim było dawno temu w Krakowie. Przystawał przed każdym dziełem, obchodził je, zamierał... Postronni zapewne podziwiali. Podziwiali, bo myśleli, że Witold Zechenter mistrzowsko kontempluje ideę przewodnią rzeźby każdej, chłonie przesłanie, duma o tezie, spod skorupy wydłubuje odpowiedź na kluczowe pytanie: "o czym to to jest?". Podziwiali, a Zechenter rano notuje refleksję: "Bryła z dziurami, dziury w bryle/ i tyle". To wszystko o wystawie rzeźby współczesnej. Ani słowa więcej o geniuszu Henry'ego Moore'a. Tylko zapisany rytm milczącej arii bryły i dziur. Postronni słusznie podziwiali, tylko nie to, co trzeba. Zechenter - poeta, prozaik, publicysta, felietonista radiowy, satyryk, filozof, tłumacz z francuskiego, kierownik literacki Teatru Rozmaitości i teatru w Bielsku-Białej, pomysłodawca i redaktor "Echa Krakowa", subiekt we własnej księgarni przy Łobzowskiej 6, Bóg raczy wiedzieć, kto jeszcze, oczywiście, jeszcze współzałożyciel "Dziennika Polskiego" - na wystawie rzeźby - słuchał rzeźb. Tak.

Wiedział, miał pewność, że w sztuce - w obrazie, rzeźbie, teatrze, filmie, literaturze - prócz treści głębinnej, wstrząsającej fabuły, wiekopomnej idei, tezy humanitarnej, przesłania ogólnoludzkiego i tym podobnych "wartości kolosalnych", jest jeszcze jedna, równie ważka, o ile nie grubo istotniejsza jakość. Sposób, w jaki dzieło gada. Timbre dzieła, rytm, taktowanie, barwa. Jego styl, forma, faktura. Jego skóra. Na tamtej wystawie Zechenter wysłuchał rzeźb i napisał pastisz ich intonacji. "Bryła z dziurami, dziury w bryle/ i tyle".

Na ostatnim Salonie Poezji zatytułowanym "Gra w otwarte żarty" Jan Güntner i Tadeusz Kwinta czytali inne Zechentera pastisze i parodie. Były też, owszem, dziełka poważne, ale właśnie pastisze błyskały specjalnie ostro, pamiętnie, nie do wytrzymania śmiesznie. Cudze śpiewy Zechenter skalkował wirtuozersko, bo jak nikt umiał słuchać skóry śpiewu. W "Fizjologii zazdrości" jest całe zawodzenie Choromańskiego, w okruchu "Dni i dni" - cała mordercza senność fraz Dąbrowskiej. W "Adamie Mickiewiczu" - romantyczna balladyczność w krasie pełnej. W "Juliuszu Słowackim" - nieogarniona barokowość drugiego wieszcza. W "Naszej Wielkanocy" - ćwiczące musztrę rytmy Broniewskiego. W "Krakowskim księżycu" - pełna powłóczystość strof Gałczyńskiego... Tu, przy księżycu rozmytym, myśl przyszła: niby czym innym, jak nie dodawaniem własnej skóry do intonacyjnej skóry cudzych zdań, jest aktorstwo? Znakomicie dodawali!

Oto z lewej strony - Kwinta. Strzelista elegancja twarzy i gestu, chyba jeszcze przedwojenna profesorskość dykcji i takaż maestria rezonatorów otwartych chyba na wszystkie strony świata, niżej zaś przepona tańcząca niczym śledziona klaczy sunącej ostrym kłusem. Z prawej - odwrotność Kwinty, czarna strona profesorskości. Güntner! Coś niby zakapior przepyszny, posiwiały książę meneli z Krowodrzy bądź innego Dąbia. Majstersztyk zgrywania się na starego naturszczyka z Teatru Kolejarza. Bieguny, biel i czerń, dr Jekyll i Mr Hyde. Gdy pierwszy przeczytał parodię opowiadań Filipowicza, a drugi parodię ideologicznej bombastyczności Machejka - zdawało się, że nie będzie co z ryczących i pękających widzów zbierać. Szczerze się dziwię, że przeżyłem. To cud jakiś.

Dziwię się i zapisuję stare mądrości. Jak swymi pastiszami Proust dowiódł - naprawdę pojąć sztukę to usłyszeć szmer jej stylu. Skandowanie napuszonych manifestów o ideach dzieła X bądź przesłaniu dzieła Y - zostawmy głuszcom. Tego uczył Nabokov. Zechenter miał dla cudzych intonacji słuch absolutny i czułość wielką. Owszem, ze słuchu i czułości czynił użytek satyryczny - tak, Moore'a geniusz zamknął w żarcie o dziurach i bryle - ale gdzie jest powiedziane, że tylko ekskatedralna ponurość sensownie dotyka sedna? I dlaczego dziś tak wielu gadających o sztuce mozoli się maniakalnie nad pytaniem: "o czym to to jest?", a tak niewielu próbuje opowiedzieć "jakie to jest w dotyku, jak smakuje i jak mości się w uchu i oku"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji