Telegeniczny Wyspiański
Krakowska "Klątwa" w telewizji była prawdziwą rewelacją. Przede wszystkim spektakl ten, wyreżyserowany przez Konrada Swinarskiego na scenie Teatru Starego w Krakowie, znakomicie komponował się na małym ekranie. Jest to fakt godny odnotowania, bowiem wiele przedstawień, nie zawsze operujących scenami zbiorowymi, rozsadzało ów ekran, albo mieściło się z trudem w jego ramach. Tutaj w scenach na podwórku plebanii każda z występujących osób miała jak gdyby swoją solową partię; kamera pod kierunkiem Włodzimierza Gawrońskiego z rzadkim wyczuciem potrafiła odgadnąć najdogodniejszy moment, aby wyodrębnić z tłumu tę lub inną postać.
Oto walory par excellence telewizyjne "Klątwy". Istotnie, choć było to przecież przeniesienie głośnego przedstawienia - owa "teatralność" - i to pomimo kunsztownego języka Wyspiańskiego - nie narzucała się odbiorcy. "Klątwę" odbierało się jak świetny film. Zrazu jak film kameralny, charakteryzujący w długich ujęciach poszczególne osoby tragedii - choćby w świetnej scenie odwiedzin Matki - scenie, w której precyzja gry głównych wykonawców nabierała walorów właśnie filmowej prostoty i bezpośredniości.
Ale ta kameralność nie rozciągała się przecież na cały spektakl. Ostatnia partia widowiska, poprzedzająca finał, miała temperaturę, gęstość, rytm przypominający piszącemu te słowa scenę przemarszu biczowników w "Siódmej pieczęci" Bergmana. Zapewne łatwiej o telewizyjny wyraz sytuacji statycznych. I dlatego egzaminem telewizyjnej sprawności był właśnie ów finał, w którym łatwo można było zagubić ład, proporcję, rytm. Tymczasem ten wybuch zbiorowej histerii i okrucieństwa, ci wieśniacy straszący kołatkami obłąkaną Młodą, a potem zabijający ją kamieniami, te wrzeszczące wiejskie kobiety - otóż całe to pandemonium zostało sfilmowane w sposób czysty, konsekwentny, logiczny.
Nie próbuję oczywiście przemilczeć, że telewizyjny sukces uzależniony był ściśle od wcześniejszego, wielkiego sukcesu inscenizacji Konrada Swinarskiego. Udowodnił on, że wiersz Wyspiańskiego, tak trudny w lekturze, lśni wszystkimi kolorami tęczy w ustach wybitnych, doskonale prowadzonych aktorów. Że "Klątwa" tak, wydawałoby się, staroświecka gdy się ją czyta - może stać się scenariuszem żywego, majestatycznego na miarę antyczną i głęboko polskiego widowiska.
Telewizyjne transmisje przedstawień spełniają doniosłą rolę społeczną. Zaledwie garstka wybrańców mogła zobaczyć na scenie Teatru Starego wybornych wykonawców głównych ról: Bolesława Smelę (Księdza), Annę Polony (Młodą) i Izabelę Olszewska (Matkę). Dzięki telewizji miliony widzów zobaczyły ich jako świetnych aktorów... telewizyjnych.