Artykuły

Aurora dla przedszkolaków

"Aurora" w reż. Rainera Lewandowskiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu - premiera na VIII Festiwalu Hoffmannowskim. Pisze Magdalena Talik w portalu Kultura online.

Premiera "Aurory", nieznanej opery Hoffmanna okazała się skamieliną w tandetnych kostiumach. W tej polsko-niemieckiej koprodukcji strona polska wywiązała się z zadania świetnie, Niemcy niestety fatalnie.

Najnowszy spektakl otworzył kolejną, ósmą już edycję Festiwalu Hoffmannowskiego, wspólnego projektu Teatru Wielkiego w Poznaniu i Teatru E.T.A. Hoffmanna w niemieckim Bambergu.

Podczas inauguracji organizatorzy postanowili wystawić "Aurorę", dzieło dotąd zupełnie nieznane nawet fanom kompozytora i pisarza. Nie bez powodu, bo napisana w 1812 roku opera heroiczna nie doczekała się nawet prezentacji za życia swojego twórcy, a w dodatku potem partytura zaginęła na wiele lat. Odnalazła się dopiero na początku XX wieku, ale to poznańska publiczność jako pierwsza miała okazję zobaczyć pełną wersję "Aurory". Czy warto było przywracać scenie tę operę?

Chyba jednak tak, mimo że Hoffmann pozostaje artystą wtórnym wobec uwielbianego przez siebie Mozarta, którego techniki kompozytorskie namiętnie podpatrywał i stosował. Nie wspominając o obsesji na punkcie autora "Wesela Figara", zwieńczonej zamianą trzeciego imienia Hoffmanna z Wilhelma na Amadeusza. Mimo wszystko inspirowana osiągnięciami Mozarta, wczesnoromantyczna muzyka Hoffmanna ma w sobie sporo wdzięku.

"Aurora" to projekt specyficzny. Ma nieco hermetyczne libretto rozgrywające się na dwóch planach. Pierwszy jest fragmentem biografii Hoffmanna (Bartłomiej Szczeszek), który zaleca się do niejakiej Julii Mark (Barbara Gutaj). Drugi, oglądany w antycznym sztafażu, to historia miłości córki króla Prokris (Tatiana Pożarska) do ubogiego Pasterza Kefalosa (Joanna Horodko). W zdobyciu ukochanej pomaga mu po wielu perypetiach bogini Aurora (Roma Jakubowska-Handke). Sztuka i życie przeplatają się i wzajemnie kontrapunktują.

Polsko-niemiecki projekt Hoffmannowski podzielono na pozór sprawiedliwie. Reżyserię powierzono dyrektorowi Teatru im. E.T.A. Hoffmanna w Bambergu - Rainerowi Lewandowskiemu (bo kto lepiej może znać spuściznę patrona instytucji niż jej szef), a wykonanie (orkiestra, soliści i chór) zespołowi Teatru Wielkiego z Poznania.

Strona polska spisała się doskonale. Przygotowana przez Macieja Wielocha orkiestra grała płynnie, z dowcipem, soliści i chór najwyraźniej polubili odkurzone dzieło Hoffmanna z naprawdę melodyjnymi fragmentami.

Zawiodła strona niemiecka - przede wszystkim fatalna reżyseria Rainera Lewandowskiego, któremu scena operowa pomyliła się najwyraźniej z przedszkolną estradą. Wykonawcy, śpiewając, stoją tam zwykle sztywno, a jakikolwiek ruch jest ograniczony do minimum, by nie rozpraszać małoletnich artystów. Podobnie jest w "Aurorze", gdzie soliści tylko przechodzą przez scenę (najczęściej majestatycznie) albo śpiewają w absolutnym bezruchu. Chór, rozstawiony promieniście w sali tronowej śmieszy, a niezdarna walka na miecze rywali Prokris zostałaby lepiej zagrana przez podwórkowych rozrabiaków.

Podobnej inscenizacji od lat próżno szukać w czołowych polskich teatrach operowych, do jakich zalicza się przecież Teatr Wielki w Poznaniu. Dziś, kiedy modę na wystawianie oper dyktują u nas Mariusz Treliński czy Michał Znaniecki "Aurora" to skamielina, oprawiona w tandetne kostiumy i niewiele mówiącą scenografię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji