Artykuły

Słaby Dowód w Teatrze Polonia

"Dowód" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Magdalena Talik w portalu Kulturaonline.pl.

Premiera sztuki Davida Auburna miała być przebojem warszawskiego sezonu teatralnego i zarazem triumfalnym come back Andrzeja Seweryna na polską scenę po 28 latach nieobecności.

Jednak mimo gwiazdorskiej obsady, "Dowód" jest zadziwiająco słabo zagrany i, niestety, równie słabo wyreżyserowany.

Nagrodzona Pulitzerem sztuka Auburna o popadającym w chorobę umysłową genialnym matematyku i opiekującej się nim utalentowanej córce to od ośmiu lat jeden z największych przebojów Broadwayu. Widzowie na całym świecie poznali ją za sprawą głośnego filmu Johna Maddena z Anthonym Hopkinsem (Robert) i Gwyneth Paltrow (Catherine) w rolach głównych. I choć nauczyliśmy się przyjmować sceptycznie adaptacje Made in Hollywood, "Dowód" Maddena (ze scenariuszem autorstwa samego Auburna i córki Arthura Millera - Rebeki) to arcydzieło w porównaniu z jego polskim odpowiednikiem.

W amerykańskim filmie jesteśmy bowiem świadkami poruszającego rodzinnego dramatu, podczas gdy na scenie Teatru Polonia oglądamy tragikomedię sytuacyjną, w której widz jest zmuszany do śmiechu niewyszukanymi środkami takimi, jak: szarpaniny, wywracanie się bohaterów czy akcentowane przez nich wulgarne słowa. Nie udaje się natomiast aktorom zwrócić naszej uwagi na główne problemy, jakie porusza sztuka Auburna, np. na bezwarunkową miłość dziecka do ojca, poświęcenie, samotność wybitnej jednostki czy wreszcie problem dziedziczenia szaleństwa.

Andrzej Seweryn, powracający na polską scenę w podwójnej roli aktora i reżysera, zdecydowanie nie poradził sobie z realizacyjną częścią przedsięwzięcia i pozornie oczywistym tekstem "Dowodu". Przez reżyserskie obowiązki zaniedbał też wyraźnie budowanie własnej roli, bo jego Robert snuje się po scenie, przesiadając się z fotela na krzesło, podśpiewując "znaczące" piosenki (o liczbach pierwszych), popalając papierosa lub popijając alkohol. Nie odczuwa się jego emocjonalnej więzi z córką Cathy (Maria Seweryn), więc cała historia szybko traci autentyczność. Zapowiadany jako sensacja wspólny występ Andrzeja Seweryna i Marii Seweryn dodatkowo w rolach ojca i córki wypada blado i sztucznie, nie ma w nim czułości i ciepła.

Zresztą chyba właśnie szczerości najbardziej brakuje temu kameralnemu spektaklowi na czterech aktorów. Powściągliwa gra, która tak zachwycała w ekranizacji Maddena, tutaj została zastąpiona nieznośną aktorską manierą (zwłaszcza w postaci siostry Cathy-Claire, którą Joanna Trzepiecińska karykaturalnie przerysowała), brakiem pomysłu na poprowadzenie danej roli (Maria Seweryn miota się między byciem załamaną, sztucznym wyzłośliwianiem się a euforycznym zadowoleniem).

Widać wyraźnie, że Andrzej Seweryn dał aktorom wolną rękę, bo każdy z nich gra po swojemu, przez co spektakl sprawia wrażenie patchworku, w którym sfastrygowano zupełnie nie pasujące do siebie elementy. Paradoksalnie najlepiej ogląda się na scenie najmniej znanego z obsady Łukasza Simlata (pamiętamy go ze świetnej ekranizacji "Kochanków z Marony"), jako Hala, dawnego studenta Roberta. On jeden wydaje się być tu naturalny i bezpretensjonalny. Szkoda, że zabrakło tego w roli Andrzeja Seweryna, zwłaszcza, że do niedawna jedyną szansą zobaczenia aktora była podróż do Paryża i wizyta w Comédie Française.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji