Artykuły

Nadkabaret Witkacego

W przedmowie do dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza, wydanych równo przed 10 la­ty, pisał Konstanty Puzyna, że dzi­siaj Witkiewicz "może jeszcze wzbu­dzić zainteresowanie, uzyskać powo­dzenie, rewelacją już się na pewno nie stanie..." Omylił się świetny kry­tyk literacki. Stał się Witkacy rewe­lacją - i to nie tylko w skali pol­skiej, i nie tylko europejskiej. Raz po raz w prasie całego świata czy­tamy o realizacji sztuk tego polskie­go prekursora egzystencjalizmu w filozofii, surrealizmu w sztuce, czar­nego humoru w literaturze. Nie po­znał świat dotąd "Szewców" - ostatniej, nietypowej sztuki Witkace­go, ostrej groteski politycznej, do niedawna nieznanej i polskiej sce­nie (poza teatrem studenckim - Wrocławia i Łodzi czy "sceną pro­pozycji" w Bydgoszczy).

Mamy nareszcie "Szewców" w Krakowie! I to pokazanych - po­wiedzmy od razu na wstępie - w znakomitym wydaniu scenicznym (Teatr Kameralny - reżyseria Je­rzego Jarockiego, oprawa plastyczna Krystyny Zachwatowicz, muzyczna - Stanisława Radwana). Nowe wydarzenie teatralne na krakowskiej scenie!

"Szewcy" - ostatnia wśród prze­szło 30 pozycji sztuka Witkacego - zrywając z czystym formalizmem i metafizyczną otoczką, są w swej treściowej kanwie niemal sztuką re­alistyczną. Ale zarazem - wyzwa­niem rzuconym wszelkiemu realiz­mowi. Już sama złożona mozaikowość sztuki - myślowa i formalna - czyni ją wielce zróżnicowaną i bogatą. Czegóż bo tu nie ma! Fi­lozofia miesza się z historiozofią, so­cjologia z psychoanalizą, a cały ten konglomerat, zaprawiony jeszcze pa­rodią literacką, kpinami z "nowej sztuki" (nie zawsze i dziś anachro­nicznymi) i wreszcie drastycznym w ekspresjonistycznym sosie w do­datku dziwacznym, skrzącym się od zabawnych nowotworów językiem - wymaga od widza niezwykłego na­pięcia uwagi. Wymaga chłonięcia nie tyle scenicznej akcji - ta jest właściwie minimalna - ile scenicz­nych sytuacji i scenicznych dialo­gów, dzięki ołówkowi reżysera pozbawionych nużących dłużyzn, a dzięki świetnej interpretacji aktor­skiej przekazywanych, błyskotliwie, z wydobyciem całego dowcipu i całej ostrości witkiewiczowskiego pióra. Pełnego jadu i goryczy.

Okres pobytu Witkiewicza w roz­padającej się Rosji carskiej zrodził w nim postawę, którą znakomicie oddaje rosyjskie powiedzonko "naplewat". Rozczarowania, wynikłe z niewesołej rzeczywistości w wyma­rzonej niepodległej ojczyźnie, po­głębiły wydatnie owe nastroje deka­denckie, jakbyśmy dziś określili: egzystencjalistyczne. Groźba narasta­jącego faszyzmu doprowadziła je do granic katastrofizmu. Obserwa­tor rewolucji socjalistycznej, do­strzegał jej nieuchronność i - co istotniejsze - jej konieczność. Wi­dząc w zbliżającej się rewolucji je­dyną szansę odrodzenia świata, do­strzegał jednak równocześnie w owym świecie groźne perspektywy zmechanizowania, zautomatyzowa­nia, odindywidualizowania rzeczy i ludzi. A także sztuki. Stąd pragnie­nie i zarazem lęk przed rewolucją. Nie był Witkiewicz - pisarz-filozof, malarz-teoretyk sztuki - poli­tykiem, jak nie był komunistą, mi­mo swej zdecydowanie rewolucyj­nej postawy wobec zjawisk społecz­nych i artystycznych. Był natomiast w swej najgłębszej istocie historiozofem. Oceniał i przewidywał roz­wój stosunków w świecie z pozycji nieco metafizycznych, w oderwaniu od przemian natury ekonomicznej. Niemniej jego niepokoje niepokoją i współczesne społeczeństwa, a jego z drapieżnego widzenia perspektywicznego zrodzone "proroctwa", za­prawione złośliwą kpiną, ożywają i w dzisiejszej epoce. Jakże bliscy są "Szewcy" - ideowo i formalnie - "Łaźni" czy "Pluskwie" Majakowskiego! Ileż dostrzegamy w nich ak­centów z życia - ot choćby: tępość biurokracji, automatyzm myślenia ludzi-robotów, pozory (rodem z "We­sela"...) barwności i krzepy wsi, konflikty inteligencji czy nawet... odczłowieczenie przez seks, w tak ostry sposób sygnalizowane dziś w zachodnim świecie.

Krakowska inscenizacja "Szew­ców" przydała tym satyrycznym ak­centom wręcz rodzajowe dopełnienie - czy to ze sfery groźnej małej sta­bilizacji - przy telewizorze i flaszce "czystej", czy chłopomańsko-folklorystyczno-"mazowszańskich" ciągot, czy małego politykierstwa (ukaza­nie pary "działaczy" w postaci peł­nych powagi karłów - chwyt tea­tralnie nie nowy, zrodzony w szajnowskiej inscenizacji "Rewizora"). Te i inne pomysły ("dziarscy chłop­cy" w faszystowskich mundurach, hiperrobotnik na koturnach) pomno­żyły jeszcze ostrość i znamienną wy­mowę sztuki, a zarazem wzmocniły posmak jej po trosze kabaretowej w ostatecznym wyrazie inscenizacji.

Kabaretowo-groteskowej. Jedyny to chyba klucz do teatralnego prze­kazania "Szewców". Ta rewolucja, zrodzona przez rzemieślników, to ła­knienie pracy jako motor walki, uwieńczonej kwietystycznym sfrustrowaniem nierobów, owo uosobienie młodopolskiej chuci - w przedstawicielce arystokracji, przed którą płaszczy się bezsilny Pies-Prokurator, te wreszcie niby w szopce zja­wiające się w ostatnim akcie prze­różne postaci i skeczowy wręcz cha­rakter finału, od którego prosta dro­ga wiedzie do Zielonej Gęsi - wszystko to razem stwarza idealny materiał właśnie dla autentycznego kabaretu, przepojonego równą dozą dowcipu i zabawy, co ostrej, gorz­kiej satyry.

A aktorom - od odtwórców ról wiodących: doskonałej trójki Szew­ców - umiejących utrzymać w swej sztuce aktorskiej równowagę między powagą a kuglarstwem oraz typowo witkiewiczowskiej, pełnej scenicznej ekspre­sji pary: Księżnej i Prokuratora aż po drobne, epizodyczne w sztuce po­staci - wy­razy pełnego uznania. Widać w tym przedstawieniu nie tylko ich świetny warsztat aktorski, ale i pełne zaan­gażowanie w sceniczną grę. Także dlatego krakowski spektakl "Szew­ców" jest tak wybitny. I tak żywy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji