Jeszcze coś rozumiem
- Dawno nie miałem okazji słyszeć tak słuchającej widowni. Milczącej na dobrą sprawę przez godzinę dwadzieścia, bo tyle trwa przedstawienie. To bezapelacyjne zwycięstwo teatru, aktorów i realizatorów - mówi PIOTR FRONCZEWSKI o "Królu Edypie" w warszawskim Teatrze Ateneum.
Z Piotrem Fronczewskim rozmawia Beata Machowska-Kaczmarek
Niektórzy mówią, że Król Edyp to dla pana jedna z najważniejszych ról, przynajmniej w ostatnim czasie...
- Nie da się ukryć, że bardzo ważną chociażby z tej racji, że przypisana jest najwyższej literaturze dramatycznej, literaturze teatralnej i opowiada o rzeczach najważniejszych, najistotnieszych. Ale ocena nie należy do mnie.
Podobno bał się pan tej roli..
- Tak, trochę się obawiałem. Pierwszy kontakt mieliśmy z przekładem Stanisława Dygata Doszliśmy do wniosku, że w tym brzmieniu jest on nie do wyartykułowania Powstał przekład doskonały autorstwa Marcina Sosnowskiego.
A co było dla pana najważniejsze, najtrudniejsze w tym przedstawieniu...
- "Król Edyp" nie należy, moim zdaniem, do zwykłej pozycji repertuarowej. Jest dla aktora i wyzwaniem i próbą zmierzenia się z czymś arcytrudnym i arcyważnym. I tym bardziej cieszę się, że przedstawienie zostało dobrze przyjęte. Trudność podstawową natury realizacyjnej polegała na tym, że aktor jest właściwie pozbawiony wszystkiego - rekwizytów, dekoracji, innego rodzaju pomocników teatralnych. I jest na scenie sam, nagi w cudzysłowie, mając do dyspozycji tylko i wyłącznie tekst. Słowo. I teraz obdarzyć je najwłaściwszymi emocjami, najwłaściwszym wyborem interpretacyjnym sprawiało istotną trudność. Zwłaszcza że cały ruch sceniczny jest ograniczony właściwie do lekko opadającego podestu o wymiarach pięć na osiem. Ta surowość bliska ascezie teatralnej okazała się być bardzo dobrym wyborem. Eksponuje tekst. Tekst, sądząc po reakcji widowni, w istocie jest najważniejszy i bardzo nośny, czytelny dla widza. Dawno nie miałem okazji słyszeć tak słuchającej widowni. Milczącej na dobrą sprawę przez godzinę dwadzieścia, bo tyle trwa przedstawienie. To bezapelacyjne zwycięstwo teatru, aktorów i realizatorów.
Co panu osobiście dała ta rola?
- Mnie chyba nie wypada odpowiadać na to pytanie.... Może rodzaj satysfakcji, że jeszcze coś rozumiem, że jeszcze coś czuję i że jestem potrzebny. W miarę. Z pewnością w mojej pracy na scenie jest to bardzo ważne doświadczenie. I kto wie, czy nie koronne jak dotąd.
Piotra Fronczewskiego w "Królu Edypie" zobaczymy 22 listopada w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
Na zdjęciu: Piotr Fronczewski i Marzena Trybała w scenie ze spektaklu.