Artykuły

Zło, kasa i techno-party

"Kupiec wenecki" w reż. Gabriel Gietzky'ego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Mariola Szczyrba w portalu Kultura online.

Nie napiszę, że Gabriel Gietzky, reżyser "Kupca weneckiego" we wrocławskim Teatrze Współczesnym "sprzedał" nam artystycznego bubla. Nie był to jednak "zakup" do końca udany.

Powodów jest kilka. Sztuka Szekspira, napisana pomiędzy 1594 a 1597 rokiem i w druku opatrzona podtytułem "komiczna historia Żyda Shylocka" to uniwersalna opowieść o sile pieniądza i nietolerancji dla inności. Akcja rozgrywa się w XVI-wiecznej Wenecji i opowiada o losach kupca Antonia (Jerzy Senator), zamożnego geja (u Szekspira jego orientacja seksualna nie była aż tak jednoznaczna), który z powodu miłości do biednego Bassania (Szymon Czacki) daje w zastaw kawałek własnego ciała. Młody chłopak potrzebuje pieniędzy na wyprawę po rękę bogatej Porcji z Belmontu (Lena Frankiewicz). Antonio zaciąga dług u powszechnie znienawidzonego lichwiarza - Żyda Shylocka (Bolesław Abart). Panowie, oględnie rzecz ujmując, nie przepadają za sobą. Jednak biznes to biznes. Antonio nie ma zresztą innego wyboru, jeśli chce zachować "przyjaźń" młodego Bassania.

W obrazku całość prezentuje się ciekawie. Akcja rozgrywa się w czymś na kształt wielkiego pałacu z marmurową podłogą w kolorze ochry. Falujące, podświetlone kotary sprawiają wrażenie niepokoju. Gabriel Gietzky nadał sztuce Szekspira współczesny rys. Bohaterowie wyglądają jak mieszkańcy wielkiego miasta. Noszą dżinsy i modne adidasy, a zamiast balu maskowego, organizują techno-party.

Nie sposób im jednak uwierzyć. Zachowują się sztucznie, niczym marionetki pociągane za sznurki niezbyt wprawną ręką. Nie czujemy napięcia pomiędzy Shylockiem i Antoniem. Równie trudno uwierzyć w chemię, jaka istnieje między kupcem a jego wyrachowanym utrzymankiem. Nie wspominając już o determinacji córki Shylocka - Jessiki, która ucieka z domu i chce zostać chrześcijanką.

Być może wina leży po stronie przerysowanego aktorstwa (dlaczego np. Gracjano ciska się jak piskorz w niemal każdej scenie?). Aktorzy Gietzky'ego ni stąd ni zowąd rzucają się na siebie, albo po prostu stoją na scenie jak kołki, czekając na swoją kwestię. Najlepiej w "Kupcu..." wypadła seksowna i mądra Porcja (Frankiewicz), która w przypadku Bassania wybrała po prostu mniejsze zło.

Bassanio (Szymon Czacki - z lewej) i Antonio (Jerzy Senator). fot./B. Sowa.

Gietzky chciał stworzyć spektakl o nietolerancji dla inności. Wskazywał na to już sam plakat "Kupca weneckiego" - gwiazda Dawida na tle tęczowej, gejowskiej flagi. Żyd Shylock pragnie się zemścić na Antoniu za dawne wyzwiska i poniżenia. Żądza odwetu jest tak duża, że nawet wizja zdobycia gigantycznych pieniędzy nie jest w stanie odwieść go od chęci okaleczenia kupca. Ostatecznie, na skutek intrygi Porcji, Żyd przegrywa. Jest mniejszością. I zostaje pognębiony przez inną mniejszość - geja.

Egoizm, rozwiązłość, wyrachowanie, chęć łatwego i przyjemnego życia - kręgosłup moralny bohaterów Gietzky'ego jest mocno naruszony. Właściwie nie ma tu postaci czystej - wszyscy są w jakiś sposób wyrachowani. Reżyser zdaje się nam mówić, że zło jest uniwersalne. I nie ma tu znaczenia, czy ktoś jest Żydem, gejem, antysemitą czy jeszcze kimś innym. Happy end, któremu towarzyszy ekstatyczny, mechaniczny taniec niczym na współczesnej techno-dyskotece, jest zatem boleśnie gorzki. "Trudno się sobie podobać, przeglądając się w lustrze "Kupca weneckiego" - piszą twórcy spektaklu. To prawda, ale pod warunkiem, że się w to uwierzy. Mnie się nie udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji