Artykuły

My - więźniowie kształtów

"Kształt rzeczy" w reż. Szymona Kuśmidra w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Zdzisław Haczek w Gazecie Lubuskiej.

Na zielonogórskiej scenie "Kształt rzeczy" z Boschem w tle, a może bliżej?

Jest taki moment w "Kształcie rzeczy" (premiera w Lubuskim Teatrze 27 kwietnia), kiedy naga Evelyn (Karolina Honchera), tuż po łóżkowych harcach z Adamem, staje pod obrazem Hieronima Boscha. Akurat pod lewym skrzydłem słynnego tryptyku "Wóz siana" - tym, na którym mamy stworzenie Adama i Ewy, kuszenie i wygnanie z raju.

Kim jest Evelyn - studentka sztuki z amerykańskiego uniwersytetu, niedbale dolewająca sobie wina? Ewą, która zeszła z liczącej 500 lat deski genialnego Holendra? Kobietą skuszoną i kuszącą - od wieków? Tak, tak, o grzech też tu chodzi. Ale i o coś jeszcze. Może Evelyn to "Kobieta Cosmo" - wytwór pism typu "Cosmopolitan", które współczesnym kobietom rzeźbią paznokcie i tipsy, rysują brwi właściwej szerokości, malują oczy trendy-paletą...

Krakowski reżyser (i znany aktor) Szymon Kuśmider, powierzając stworzenie scenografii Barbarze Guzik, zyskał dla swego spektaklu kolejne dno. Kolejną płaszczyznę skojarzeń i znaczeń. W płaszczyźnie pierwszej mamy bowiem iście filmowo prowadzone perypetie dwóch par (w końcu Neil La Bute, autor "Kształtu rzeczy", jest też wziętym filmowcem), zahaczające o komedię. Oglądamy niedojrzałych studentów, bawiących się wizją ślubu pod wodą, z butlą z tlenem na plecach. To, że Adam zmienia się pod wpływem swojej ukochanej Evelyn, jeśli początkowo budzi tu sensację, to bardzo tanią, plotkarską. Tymczasem... Finału sztuki - jak w dobrym filmie - zdradzać nie wolno. Można się domyślać.

Nie ujawnię chyba za dużo, gdy napiszę, że rzecz jest o przekraczaniu granic. W spektaklu Kuśmidra przekraczanie granic w sztuce wykrzyczane jest głośno, dobitnie. Może nawet zbyt dosłownie. Wolę płaszczyznę szerszą, a może położoną głębiej. Dotykającą człowieka narażonego na manipulację i kłamstwo nie tylko w kontakcie z artystą, dla którego jedyną prawdą jest sztuka. Tu udało się reżyserowi pokazać nas współczesnych, rzuconych na pożarcie tego, co sami wytworzyliśmy. Przeglądających się w galerii luster w sklepie czy klinice chirurgicznej, dających się łatwo zwabić na fantom miłości. Mrugnięcie okiem przez Kelnerkę (Agnieszka Dziewa) do widzów na końcowych ukłonach - mówi wszystko. Nam bijecie brawo? Sobie bijecie brawo!

Jakaś nadzieja dla nas? Jest. Nazywa się pragnieniem prawdy. Jakżeż bardzo Adam stara się sobie przypomnieć, co szepnęła mu do ucha Evelyn w chwili szczerości. Jak pełen emocji co rusz cofa taśmę z zapisem tamtej chwili... Robi kolejne zbliżenia na ekranie telewizora... Nasłuchuje... Nawet jeśli te trzy słowa mogą zmrozić.

Co prawda reżyser poleca spektakl przede wszystkim widzom "z bagażem życiowych doświadczeń", ja odważę się zaprosić rówieśników bohaterów, granych z niewymuszoną brawurą przez Karolinę Honcherę, Martę Frąckowiak, Roberta Gulaczyka i Wojciecha Brawera. Na plus nienachalna, ale podnosząca napięcie muzyka Olgierda Futomy. Klimatyczny beat.

O taki kształt teatru chyba chodzi?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji