Artykuły

Rzeźnia Mrożka

MA to być relacja z przed­stawienia sztuki Sławomira Mrożka pt. "Rzeźnia" w warszawskim Teatrze Drama­tycznym, które przygotował Je­rzy Jarocki. Ale przedstawienie jest tak różne od tekstu, że tę re­lację trzeba poszerzyć o te wła­śnie różnice. Różne nie tylko dla­tego, że teatralna wyobraźnia Jarockiego rzadko kroczy tropem autora, ale i dlatego, że tekst Mrożka został napisany jako słu­chowisko radiowe i zrealizowa­nie w teatrze niektórych pomy­słów autorskich było po prostu niemożliwe.

Są jednak sprawy wspólne, wy­eksponowane przez Mrożka i Jarockiego. Trzeba więc przede wszystkim zauważyć, że jest to bardzo gorzka, bardzo dojrzała - może najdojrzalsza w swej war­stwie intelektualnej, w precy­zjach filozoficznych - sztuka autora "Tanga" o wielu dojmu­jących niekiedy akcentach auto­biograficznych.

No więc są ustalenia, diagno­zy. Ale nie są to już diagnozy oschłe, beznamiętne. Podskórnym nurtem sztuki jest nieustanny sprzeciw i bunt pisarza przeciw współczesnej triumfującej "rze­źni". "Muzyka może być albo nie być, ale rzeźnia być musi" - stwierdza Paganini-Rzeźnik, obe­zwładniając intelektualnie tym kategorycznym aksjomatem Skrzypka.

Kilka słów o ramach fabularnych. Mrożek niemal we wszystkich swoich sztukach wychodzi z sytuacji absur­dalnych, by nadać im już potem tok logiczny. Tu, w "Rzeźni", zrezygno­wał z tego ekspozycyjnego chwytu. Tylko ze spiętrzył jeszcze bardziej metaforycznoćć tekstu. Każda niemal sytuacja, każda partia dialogowa ma swój sens dosłowny i swoje odniesie­nie metaforyczne.

TAKA dosłowna i metaforycz­na (o wyraźnych akcentach autobiograficznych) jest już sama ekspozycja sztuki. Młody, początkujący Skrzypek (Gustaw Holoubek) tyranizowany i "upupiony" infantylnie przez Matkę (Wanda Łuczycka), która w mu­zyce syna dostrzega symboliczną pępowinę łączącą ją z "dziec­kiem", próbuje wydostać się spod jej tyranii, a potem przejrzawszy chytry podstęp z tą "pępowiną" i z kochanką Flecistką (Janina Traczykówna), także spod tyranii muzyki i miłości. Bardzo łatwo oczywiście podstawić pod te po­staci i pojęcia - inne postaci i pojęcia autobiograficzne. Te akcenty rozsiane są po całej sztuce, widać jak bardzo uwiera autora ciągle jeszcze sprawa na styku kraj - pisarz. Uwiera, bo jest rozczarowany, bo ten raj za­chodni w którym się znalazł, oka­zał się - rzeźnią.

I tu, poprzez bardzo osobiste, gorzkie doświadczenia i obserwa­cje, w tej osobistej płaszczyźnie rodzą się diagnozy i uogólnienia dotyczące współczesnej kultury i cywilizacji, jej zagrożeń i jej zwy­rodnień. Oto jedna z takich gorz­kich wyznań-diagnoz:

"Owszem, bytem kiedy artystą. Wierzyłem w sztukę. Wierzyłem, że jest niezbędna. Więcej, ja wierzyłem, że jest jedynym bytem absolutnym, samą jedyną rzeczywi­stością. Ale w tę moją jedyną, wy­łączną, wzniosłą sztukę wtargnęły zwyczajne ryki pospolitych krów i baranów. Wulgarne odgłosy rzeźni zniweczyły moją sztukę". I jeszcze: "Jestem żywy ale tylko organizm. Natomiast moja treść umarła. Sztuka była moją treścią. Teraz jestem bez sensu. Wprawdzie moje komórki fun­kcjonują w dalszym ciągu, ale są puste. Komórki do wynajęcia".

Komórki do wynajęcia. Oto de­finicja intelektualisty z tego krę­gu cywilizacyjńo-kulturowego, ja­ki jest terenem penetracji pisar­skiej, obserwacji i osobistych doświadczeń autora "Rzeźni".

Stąd już tylko krok do tego, by Skrzypek został Rzeźnikiem (tak jak z sugestii Skrzypka został nim ożywiony Paganini), a Dyrektor Filharmonii - wspólnikiem Paganiniego-Rzeźnika (Zbigniew Zapasiewicz), dorabiając do rzeźni ideologię. Znaną. Z "mitem krwi" ("Blut und Boden"), z obłędną gloryfikacją rzeźni. Ostatni już - ważny cytat:

"Mnie nie obchodzi piękno, ani mo­ralność, estetyka ani podniosłe wzru­szenia. Jeżeli prawda nie jest ani piękna, ani moralna, to tym gorzej dla piękna i moralności. Rzeźnia, oto coś, co nie da się już zredukować do niczego, co opiera się wszelkiej redukcji, to samo sedno rzeczywi­stości, samo życie...".

CAŁĄ tę pesymistyczną filo­zofię i wszystkie te diagnozy wyraża Mrożek właściwym mu językiem intelektualnej drwi­ny, godzącej i w pewne kategorie twórców i w ich odbiorców, w pokrętną filozofię współczesnych kontestatorów, we wrzaskliwy big-beat i w wynaturzenia "muzyki nowoczesnej", prezentowane nam na Warszawskich Jesieniach, ("Koncert na dwa woły, obuch, nóż i siekierę"), w oportunizm a jednocześnie w różne "pedago­giczne" zabiegi upupiające twór­ców i odbiorców. Są też satyrycz­ne dywagacje na temat roli ge­niuszów, kobiet i odwiecznego "matriarchatu", są reminiscencje z Dostojewskiego (Skrzypek-Raskolnikow przed pierwszym "ubo­jem": "Kolej na próbę ostatnią, która powinna być pierwsza..."), przewijają się też dygresje doty­czące elementarnych spraw egzy­stencjalnych, są drwiny z happeningowych ciągot niektórych tea­trów i z wulgarnie pojmowanej "demokratyzacji sztuki". Mrożek nie daje może pełnej, wyrazistej syntezy filozoficznej, ale to naj­pełniejszy w tym względzie jego utwór.

I ta właśnie warstwa została w realizacji teatralnej mocno zubo­żona, padając ofiarą efektownej teatralizacji jak i zbyt daleko idących skreśleń tekstu. Zubożo­na i chyba zamazana. Dlatego trzeba mówić osobno o sztuce i osobno o przedstawieniu, roz­dzielnie je oceniać - oba dzieła równie wysoko, chociaż z róż­nych powodów i przy stosowaniu różnych kryteriów wartościują­cych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji