Artykuły

Jak z Mrożka...

"To nie jest utwór o lu­dziach, tylko o sprawach". Tak sam Sławomir Mrożek sko­mentował swą "Rzeźnię" w liś­cie do Konstantego Puzyny, gdy ten jako redaktor "Dialo­gu" dyskutował z autorem o jego utworze. A główną spra­wą, interesującą zresztą nie po raz pierwszy Mrożka, jest pro­blematyka wzajemnych stosun­ków między życiem a sztuką, sztuką a życiem. Dawniej po­ruszał zagadnienia kultury na­rodowej, dziś kulturę artysty­czną widzi jako uniwersalistyczną, unifikacyjną. I na tym się chyba potyka. Co prawda, na przedmiot swoich rozważań wziął skrzypka, muzykę, więc rodzaj sztuki bardziej jedno­znaczny w międzynarodowym odbiorze niż inne, zmienne w znaczeniach swej wewnętrznej dramaturgii, ale może uczynił to dlatego, że pisał rozgadane słuchowisko radiowe.

Kogóż więcej niż ludzi sce­ny zastanawiać, niepokoić mu­si relacja: sztuka i życie, sko­ro właśnie sztuka teatru wy­daje się mieć w kulturze ar­tystycznej osobowość najbar­dziej ulotną. Jerzy Jarocki za­adaptował "Rzeźnię" na scenę a Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy dał prapremierę okazałą. Reżyser Jarocki znany jest jako wyznawca nowej ,,teatralizacji teatru" i tu, przy "Rzeźni" zabawa przekształce­nia materiału słuchowiska na widowisko sceniczne dawała mu pyszne możliwości, z zachowa­niem "fabuły" spraw, bez zbyt­niego ingerowania w zachowanie się ludzi, skoro nie oni są ważni.

Mamy przed sobą rzeczywis­tość artystyczną, kreowaną wewnętrznym myśleniem Skrzypka. Projekcja jawy, re­alizmu miesza się tu z marze­niami ambicji, snami, frustra­cje z szaleństwem, drwina z katastrofizmem. Możliwe z nie­możliwością. Dowcip ze zgrozą serio.

Terroryzowany przez Matkę, instytucję-społeczność, która mu dała początek i chce go wyświęcić na wirtuoza-geniusza, Skrzypek po próbach by­cia zwyczajnym człowiekiem, który jako pracownik sztuki mógłby sobie pozwolić choćby na romans z Flecistką, zmarmurza się w jeszcze jednego Paganiniego. A gdy ten pierw­szy, historyczny, chce choć na chwilę - przeciw posągowym mitom - być autentycznym człowiekiem z krwi i kości, nie niewolnikiem ideału sztuki, bo nie wierzy w abstrakcyjne wartości przekazywane społe­czeństwu, wspólnocie kultury - Skrzypek go, jako chama, odsyła do rzeźni. Cywilizacja współczesna, antyhumanistyczna, konsumpcyjna przynosi klęskę przebóstwianej kulturze i sztuce. "Muzyka może być, albo nie być, ale rzeźnia być musi". Przegrywa swe powoła­nie i Skrzypek; wraz z Dyrek­torem Filharmonii stają się wspólnikami Paganiniego-Rzeźnika, aby proces humani­tarnego zabijania uczynić pu­blicznym widowiskiem dla mas, rzeźnię uczynić "Świątynią nauk przyrodniczych", jak ją nazywa podręcznik dla szkół zawodo­wych "Higiena mięsa", cytowa­ny przez program przedstawie­nia. Skrzypek ma tu grać rolę pierwszego wirtuoza rzeźniczych noży. Pierwszy cios noża kieruje we własne serce.

Czy uwierzył, że sztuka jest pomyłką, oszustwem? Czy też zrozumiał błąd własny, bez­sensowną rezygnację, poddanie się presji zewnętrznej zezwierzęconego świata? Czy zabił w sobie egoizm i egotyzm? Czy w konflikcie z demonem ko­biecości - bo i ten wątek snuty jest w "Rzeźni" - de­monem, który daje życie, sprowadza mężczyznę do funk­cji narzędzia, sługi, bo męż­czyzna może tylko powodować cudze życie lub cudzą śmierć, Skrzypek dla zdobycia tożsa­mości twórcy wybierze śmierć własną?

Na "Rzeźni" Mrożka bawimy się, śmiejemy głośno, a prze­cież w gruncie rzeczy jest to utwór bardzo smutny. Nie mo­żemy się pocieszać jakąś re­fleksją, że dotyka spraw nie z naszej geografii życia społecz­nego i duchowego. Cudze po­stawy, obce "prawdy", dalekie doświadczenia - zawsze uczą, przestrzegają. Ale smucą głę­bokie niepokoje Mrożka, jego samotność, nikłość i jałowość tekstu "Rzeźni", bo przywiąza­liśmy się do tego, że Mrożek jest z naszej geografii kultury i sztuki.

Gdyby stosować utarte w dramaturgii określenia, utwór Mrożka jest skeczem. Oczywiś­cie inteligentnym, bardziej in­telektualnym niż dawne, miesz­czańskie. Stało się obyczajem u nas, w tęsknocie za wielki­mi dziełami, nobilitować ten typ utworów. Czasem to im, w naszym odbiorze, przy wartościowaniu literatury - szko­dzi. Nadają się te sprawy do satyry czy groteski, właśnie w duchu Mrożka.

W teatrze wolę osobiście lu­dzi działających, niż mówioną akcję i zdarzenie w stylu hap­peningów. Ale robota Teatru Dramatycznego jest świetna i lekka. Mrożek szczerze wyznał, że nie broni swego utworu li­terackiego jako dzieła sztuki. W tym wypadku, na scenie, to znaczy, że brak w nim ludzi. Dlatego teatr, co podkreślam z uznaniem, wyposażył "Rzeź­nię" w pierwsze nazwiska zes­połu: Gustaw Holoubek (Skrzy­pek), Wanda Łuczycka (Matka), Janina Traczykówna (Flecist­ka), Zbigniew Zapasiewicz (Paganini-Rzeźnik), Andrzej Szczepkowski (Dyrektor Filhar­monii), Czesław Kalinowski (Woźny). Byli plastyczni swy­mi indywidualnościami, kon­taktowi swą osobowością. I z pewnym dystansem do wywo­dów tekstu.

Dowcipną, pomysłową sceno­grafię, która gra sama przez się, dał Kazimierz Wiśniak. Dużą rolę w spektaklu pełni, oczywiście, muzyka; przygoto­wał ją niezawodny Stanisław Radwan. W realizacji przedsta­wienia uczestniczą bezpośred­nio lub za pośrednictwem na­grań: piękny sopran Haliny Słonickiej, krakowska orkie­stra symfoniczna pod kierun­kiem Józefa Radwana, balet Pałacu Młodzieży pod kier. Kazimierza Gąsiorowskiego, Jan Baytel (flet), Andrzej Ku­rek i Krzysztof Węgrzyn (skrzypce), a aktorskie zadania mają jako dyrygenci: Janusz Jędrzejczak i młodociany Ry­szard Marciniewski. - I w ogóle, czego w tym widowisku nie ma? Idźcie i zobaczcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji