Artykuły

Śmieci, cisze

"Prah" w reż. Pawła Szumca na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego w Krakowie. Pisze Joanna Jopek w Teatrze.

Do sali Sceny pod Ratuszem Teatru Ludowego wchodzi się prosto z głośnego rynku - wieża ratuszowa, piwnica, mały bar, jesteśmy na miejscu. Nie jest to typowa sala teatralna, nie ma skomplikowanej maszynerii ani pudełka sceny - więc atmosfera jest dość luźna, a całe zdarzenie jakby mniej zobowiązujące. Teatr Ludowy wystawia w tej sali komedie, drobniejsze sztuki, krótkie kawałki.

Mała, ciasna i dość klaustrofobiczna przestrzeń, otoczona murami piwnicy jest w przedstawieniu Pawła Szumca świadomie wykorzystana, gra w spektaklu właśnie tymi mankamentami. Jeśliby próbować zamknąć w jednym obrazie sens i wymowę przedstawienia Szumca, za świetną (choć dość dosłowną) metaforę można uznać element prosto skonstruowanej scenografii (Marka Brauna) - mieszczańskie mieszkanie zamyka przeszklona weranda. Za szeregiem okien spodziewalibyśmy się raczej widoku na szeroką przestrzeń, tymczasem zostaje ona brutalnie zamknięta murem piwnicy. Choćby pozornie otwierały się nowe perspektywy i szerokie widoki, dalej spojrzeć nie można, poza granicę już ustaloną. Wszerz - to samo: linia rozciąga się między telewizorem, stołem a obitym pluszem fotelem, wyjścia nie ma.

Właściwie o tym opowiada sztuka Spiró - o takim ograniczeniu w wyobraźni i marzeniach, murze, który pojawia się nagle, budowanym sukcesywnie z dnia na dzień, aż - kiedy w końcu otworzą się możliwości, wyjścia, nowe horyzonty - okazuje się, że nie można już wymarzyć nic poza tę granicę, nic zmienić. To historia małżeństwa w średnim wieku, które boryka się na co dzień z problemami finansowymi; one wyznaczają rytm i sens każdego dnia. Mąż pracuje ciężko, aby spłacić zaciągnięty dług, żona oszczędnie i rozważnie zarządza domem. Pewnego dnia mężczyzna wygrywa sześć milionów w totolotka; zamiast spodziewanej radości następuje krach na całej linii - kryzys sensu, kryzys psychiczny, kryzys związku.

Aktorzy wyraźnie dobrze czują się w rolach, dzięki czemu gładko i naturalnie wchodzi się w intymny świat, na krawędzi oswojenia i strachu. Ubrany w kraciastą koszulę i wytartą, miękką marynarkę Kajetan Wolniewicz buduje z drobnych gestów postać pełną ciepła, w swej niezdarności i nieśmiałości, ale i pełną nadziei. To mąż będzie marzył odważniej - o lataniu helikopterem, kupieniu wyspy, morzu. Jego żona (Małgorzata Kochan) jest znacznie bardziej agresywna - w nerwowych ruchach aktorki, w głosie, mieści się cała rozpacz utraty małej stabilizacji czy małej tożsamości - budowanej na usuwaniu codziennych problemów, wiązaniu końca z końcem, działaniu od-do, bez widoku na większy cel. To kobieta ustaliła wcześniej kształt ich życia - załatwiła dom, wykupiła miejsca przyszłego pochówku... Jej marzenia mogą tylko oscylować wokół stopnia wyższego tego, co już mają - remont domu, lepszy telewizor, konto w banku, wyjazd na wakacje.

Tak zarysowane małżeńskie relacje są w istocie mniej wyraźne wobec naczelnego problemu - puszka, w której schowali zwycięski kupon, stawia pod znakiem zapytania sens całego dotychczasowego życia pary i budowanego pieczołowicie świata, a co więcej - sens tego, co dalej. Zatartego już napisu na niej - "prah" - nie są w stanie odszyfrować, zrozumieć. Kiedyś ojciec kobiety przywiózł puszkę kakao "prah" z zagranicy - to niezrozumiałe słowo przywołuje przestrzeń tego, co egzotyczne, dalekie, inne, ale już zatarte. Teren dawnych marzeń.

Jednak z puszki "prah", jak z puszki Pandory, wysypują się większe (niż ograniczoność marzeń) problemy: zadawnione spory, niedobre wspomnienia, pretensje. Rozwiązanie największego dotychczas problemu pary wywołało lawinę oskarżeń, odsłoniło to, co - w obliczu codziennych zmagań z brakiem pieniędzy - było przykrywane. W takim intymnym psychologizowaniu między komizmem a goryczą aktorzy znajdują się wyśmienicie. Kobieta, na skraju histerii, zdaje sobie sprawę, że żyła z mężem jedynie przez litość, mąż

- przerażony wybuchami czystej złości czy zła nawet - mówi cicho: "Nie wiedziałem, że masz tyle śmieci w duszy". To spektakl zbudowany na relacji dwojga osób, rozpiętej między wybuchami uczuć, krępującymi ciszami i - właśnie - śmieciem w duszy, gromadzonym przez szereg lat. W śmieć obraca się wreszcie sens ich dotychczasowych starań, a na końcu - śmieciem, strzępkiem staje się kupon, który miał im przynieść szczęście.

Bezpretensjonalnie zagrany, skromny w środkach i konsekwentnie realistyczny spektakl - obrazek Szumca trafia jednak w istotny, choć skrojony na miarę "zwyczajnego" życia, problem. Najbardziej ciekawe w "Prah" jest to, jak rozsypuje się budowane z dnia na dzień wyobrażenie normalności i oswojenia. Jak pozorne okazuje się bezpieczeństwo i naturalność życia sprowadzonego do pracy i gromadzenia dóbr. Metafora puszki "prah" jest na tyle pojemna, że można zadawać dalsze pytania: czy, jeśli usunąć największy problem z codziennego życia, spełnić największe marzenie, które majaczy na horyzoncie wyobrażeń, coś jeszcze zostanie, czy nie ukaże się nagle najczarniejsza pustka, przepaść na miarę "zwyczajności"? Pytanie istotne także dlatego, że Teatr Ludowy w głównym nurcie repertuarowym stawia na zwyczajność (wbrew "artystyczności", jakkolwiek by ją rozumieć), realizm, oswojenie. Może "docelowemu" widzowi Teatru Ludowego "Prah" odsłania iluzje "normalności"?

***

Joanna Jopek - studentka Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji