Artykuły

Kilka snów o nadziei

Podopieczni Korczaka regularnie zapraszali mieszkańców na przedstawienia i koncerty. Stary Doktor w ten sposób odwracał ich uwagę od wszechobecnego koszmaru. Teatr, muzyka, poezja były pocieszeniem, ale i tak bardzo w tych okolicznościach potrzebną terapią - pisze Katarzyna Czarnecka w Życiu Warszawy.

66 lat temu dzieci z getta musiały się nauczyć, jak godnie umierać. Teraz ich rówieśnicy uczą się, jak żyć. I jednym, i drugim pomocne okazały się słowa napisane prawie 100 lat temu przez hinduskiego laureata Nagrody Nobla.

Rok 1942, 18 lipca. Na zalanych słońcem ulicach warszawskiego getta panuje większe niż zwykle napięcie. Getto przeczuwa, że jego czas się kończy. Ale zanim nastąpi to, co niewyobrażalne, oazą chwiejnej normalności stanie się Dom Sierot Janusza Korczaka przy Śliskiej. Ta "ciasna mysia nora" zamieni się w teatr. O godz. 16.30 dzieci pokażą "Pocztę..." Rabindranatha Tagore.

Rok 2008, 10 maja. Słońce jest mniej odważne niż w lipcu. Dookoła Ohelu (tymczasowej instalacji Muzeum Historii Żydów Polskich) krząta się młodzież ubrana w kolorowe szaty. Spacerowiczów to nie dziwi. Jeden pan pyta tylko, czy tu się kręci film, inna pani chce wiedzieć, czy parasol jednej z postaci jest zrobiony ze skóry czy z liści. Uczniowie odpowiadają i tłumaczą, że o godz. 17 w bajkowej, przywołującej klimat Indii scenografii, wystawią przedstawienie. "Pocztę..." Rabindranatha Tagore.

Mędrzec przyszedł nocą

Januszowi Korczakowi ten spektakl się wyśnił. W pierwszym śnie hinduski poeta martwił się, że w Polsce jest wojna i mówił, że chciałby wysłać dzieciom marmoladę, ser i kiełbasę. W drugim dopytywał się o pannę Esterkę, współpracownicę Korczaka. Powiedział, że ma dla niej niedużą opowieść, którą może zagrać ze swoimi chłopcami. Kilka dni później z Kopenhagi przyszła paczka z marmoladą, serem i kiełbasą. A Estera Winogronówna przygotowała z dzieciakami przedstawienie.

Nowej "Poczty..." nie zawdzięczamy snom. Choć w tym przypadku nie można być tego do końca pewnym. Dość, że pracownicy MHŻP na początku marca zwrócili się w tej sprawie do Neli i Daniela Brzezińskich ze Stowarzyszenia Praktyków Kultury (aktorów m.in. teatrów Remus i Węgajty). Brzezińscy przygotowali już z młodzieżą z gimnazjum nr 1 z Otwocka jasełka, więc zaprosili ich do spektaklu. Obawiali się, jak 15-latki przyjmą tekst. Niesłusznie. Powiedzieli, że jest niesamowity. Podobnie zareagowały licealistki ze szkoły plastycznej na Muranowie, które pod okiem Moniki Jagody-Martyn stworzyły scenografię.

Teatr ożywia historię

Podopieczni Korczaka regularnie zapraszali mieszkańców na przedstawienia i koncerty. Stary Doktor w ten sposób odwracał ich uwagę od wszechobecnego koszmaru. Teatr, muzyka, poezja były pocieszeniem, ale i tak bardzo w tych okolicznościach potrzebną terapią. Cztery dni po premierze "Poczty..." rozpoczęła się akcja likwidacyjna getta. "Ostatecznie trzeba się tego nauczyć - przyjmować pogodnie anioła śmierci" - mówił wtedy Korczak.

Dla pracowników MHŻP Korczak jest wielkim autorytetem. Korzystają więc z jego metod, by uczyć młodzież pamięci o trudnej historii. Na początku marca dzieciaki z gimnazjum niewiele jeszcze wiedziały. - Wojna? - zastanawia się Szymon Rzyśkiewicz. - Do tej pory to, że była, nie miało dla nas większego znaczenia. - O getcie słyszeliśmy tylko, że było powstanie i że upadło - mówi Aneta Przyborowska.

Kiedy młode scenografki zaczęły pracę nad sztuką, poszły z koordynatorką projektu Karoliną Sakowicz do Żydowskiego Instytutu Historycznego. Tam Jan Jagielski opowiedział im o Korczaku, o Domu Sierot, o ostatnich dniach getta. Obejrzały zdjęcia, film. Z aktorami o tamtym czasie rozmawiali Brzezińscy. Grupa była wstrząśnięta. Po prostu zdała sobie sprawę z tego, w czym bierze udział. Zrozumiała kontekst, jaki utwór Tagore zyskał 66 lat temu.

Proste, ważne słowa

Bohater sztuki Amal chciałby poznać świat. Jest jednak bardzo chory i lekarz każe mu zostać w domu. Siedzi więc w oknie i zadaje przechodzącym ludziom tysiące pytań. Ich oczami widzi to, czego sam zobaczyć nie może. Naprzeciwko domu Amala powstaje poczta. Chłopiec wierzy, że wybudowano ją po to, żeby Król mógł napisać do niego list, wiadomość o wyzwoleniu. Czeka na niego nawet wtedy, kiedy już wie, że umiera. "To, co jest śmiercią dla świata nagromadzonego bogactwa i ustalonych przekonań, przynosi przebudzenie w świecie wolności duchowej" - pisał Tagore w 1928 r. ("Letters to a Friend").

Ten aspekt tekstu - powstałego w 1911 r., wiele lat przed tragedią w Polsce - wyraźnie dostrzegł Korczak. Może dzięki temu, że przekazał swoim dzieciom tę myśl, z większym spokojem poszły 5 lub 6 sierpnia 1942 roku na Umschlagplatz. Może to pozwoliło im mimo wszystko zachować nadzieję.Dzieciaki z Otwocka nie zastanawiały się dotąd nad śmiercią. Owszem, wiedziały, że czeka każdego z nas ("W końcu mamy piętnaście lat. Nie jesteśmy maluchami"). Ale odsuwały od siebie ten temat. Było im trudno. Rówieśnicy z Domu Sierot nauczyli ich, że myśl o końcu nie musi być tak bardzo przerażająca. Ale przekazali im przede wszystkim kilka słów o tym, jak powinni żyć.

- Wczuwając się w tamten czas w getcie, identyfikując się z tamtymi dziećmi, zrozumieliśmy, co znaczy słowo "wolność" - mówi Daniel Antoniewicz, jedyny licealista w grupie. - Podopieczni Korczaka nie mieli nic, my mamy wszystko. Oni żyli w strachu, nam nic nie grozi. Oni byli uwięzieni, my możemy robić, co chcemy. To wszystko musimy jak najlepiej wykorzystać.

- Oni mieli tyle lat co my - dodaje Piotr Szkoda - Też się pewnie buntowali, nie lubili lekcji, chcieli się bawić. I nawet w getcie marzyli o przyszłości. Więc i my musimy mieć marzenia i walczyć, by się spełniły.

Spojrzenie w przyszłość

Godzinę po premierze otwockie dzieci są wciąż podekscytowane. Dzieląc się wrażeniami ze spektaklu, przekrzykują się nawzajem. - Zapomniałem tekstu, mogę się przyznać - mówi Piotr. - Miałem straszną tremę, kiedy musiałem zacząć śpiewać - śmieje się Daniel.

- A mi jeden pan z córką w trakcie spektaklu chciał robić zdjęcia i o mało nie spóźniłam się na scenę - nerwowo dodaje Wiola Bałdyga. Jednak szybko zapominają o wpadkach. Cieszą się, że poznali teraz teatr od kuchni. "Intonacja, interpretacja, dykcja" - wypowiadają te nowe, intrygujące słowa z prędkością karabinu maszynowego. Nie żałują dni, kiedy dwa razy w tygodniu po lekcjach biegli na próby.

- Do tej pory nie robiliśmy niczego poważnego - mówi Aneta. - Teraz nauczyliśmy się myśleć, bo sami musieliśmy określać swoje postaci. Uczyliśmy się rzemiosła teatralnego. I chyba nam się udało - dodaje lekko tylko zawstydzona brakiem skromności, który z uśmiechem wytyka jej kolega, licealista. Tuż po podsumowaniu snują plany. - Może ten spektakl otwiera nam drzwi do poważnego aktorstwa - zastanawiają się.

- Przed nami dużo pracy - uspokaja swoją gromadkę Daniel Brzeziński - za tydzień gramy, czekają nas próby. W sobotę podczas Nocy Muzeów muzyka będzie z taśmy, nie na żywo. Będzie trudniej. Poza tym o 22 będzie już ciemno, więc musimy na nowo zapoznać się z przestrzenią.

Grupka aktorów słucha Daniela z uwagą, po czym znów zaczyna opowiadać o spektaklu, widzach, teatrze i o tym, jak cudownie być na scenie. Ale ten rozgardiasz trwa tylko chwilę. Dzieciaki poważnieją i idą na plac za Ohelem. Składając kwiaty pod pomnikiem Bohaterów Getta, myślą o swoich rówieśnikach. Sierotach, które były przecież takie same jak oni. Miały tylko smutne, ciemne oczy.

Informacje historyczne pochodzą z książki "Z dziejów teatru i dramatu bengalskiego" Barbary Grabowskiej, Bożeny Śliwczyńskiej i Elżbiety Walter (również tłumaczki tekstu sztuki).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji