Artykuły

Muzycznie na "tak", reżyseria na "nie"

"Tancredi" w reż. Macieja Prusa w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Widocznie lęk przed "posądzeniem" o konserwatyzm poglądów artystycznych, przed posądzeniem o tradycyjną postawę w podejściu do estetyki teatralnej itp., jest tak silny, że przeważa nad zdrowym rozsądkiem do tego stopnia, iż nawet ci najlepsi, najbardziej doświadczeni reżyserzy uciekają od tradycyjnego wystawienia dzieła klasycznego. Tak jest zarówno w teatrach dramatycznych, jak i operowych. Zresztą, tak jest już dziś w całej kulturze, której wytwory obecnie coraz bardziej zasługują na miano antykultury. A te szlachetne, drobne wyjątki, które na szczęście od czasu do czasu spotykamy, potwierdzają tylko tę tezę. Dobrze, że jeszcze, chociaż śladowo, ale jednak pojawiają się, bo dzięki temu istnieje jakiś punkt odniesienia. Dziś jeśli nie jesteś "modern" w języku artystycznym, którym prezentujesz jakiekolwiek przedsięwzięcie, to narażasz się na wyśmianie, na deprecjację swojej pracy, na krytykancki odbiór medialny.

Piszę o tym w kontekście najnowszego wystawienia opery Gioacchino Rossiniego "Tancredi" w Warszawskiej Operze Kameralnej. Dzieła należącego do gatunku oper heroicznych, którego przepiękna muzyka i bogate w dramatyczne wydarzenia libretto wymaga starannej inscenizacji. Tytułowy bohater, Tankred, to postać historyczna. Był on normandzkim księciem, rycerzem pierwszej wyprawy krzyżowej w XI wieku, jednym ze zdobywców Jerozolimy w 1099 roku, stąd stał się jednym z głównych bohaterów szesnastowiecznego poematu epickiego Torquata Tassa "Jerozolima wyzwolona". Postać rycerskiego Tankreda pojawia się też dwa wieki później w tragedii Woltera. I stąd zaczerpnięta została fabuła libretta napisanej w 1813 roku opery Rossiniego. To właśnie ta opera rozpoczęła prawdziwą już karierę 21-letniego wówczas kompozytora.

Warto przypomnieć, że istnieją dwie różne wersje tej opery, przede wszystkim jeśli chodzi o zakończenie. Prapremiera "Tankreda" odbyła się w 1813 roku w Teatro La Fenice w Wenecji. Gaetano Rossi napisał libretto dość wiernie w stosunku do Wolterowego tekstu, tyle że zmienił finał na szczęśliwe zakończenie, tak by zgadzało się z gustami ówczesnej publiczności. W tej wersji bohaterski Tankred, obroniwszy sycylijskie Syrakuzy przed najazdem Saracenów, żeni się z ukochaną Amenaidą. Ale już parę tygodni później, przy następnej inscenizacji opery, która odbyła się w Ferrarze, kompozytor dokomponował nowy finał do wraz z autorem libretta napisanego nowego zakończenia, zgodnego z literą tekstu Woltera. W tej wersji z Ferrary Tankred - śmiertelnie raniony w bitwie z Saracenami, mimo zwycięstwa - umiera na oczach zrozpaczonej Amenaidy. Jednakże po premierze nowej wersji publiczność nie zaakceptowała finału o tragicznej wymowie i Rossini powrócił do wersji poprzedniej, wenecjańskiej z - jak byśmy dziś powiedzieli - happy endem. W tej sytuacji partytura wersji ferraryjskiej, o smutnym zakończeniu, została odłożona "na bok" i przez ponad 200 lat uznana za zaginioną. Dopiero pod koniec XX wieku odnaleziono tę partyturę i odtąd "Tankred" częściej jest wystawiany właśnie w tej wersji, ponieważ muzyka nacechowana tu jest o wiele większą ekspresją dramatyczną, a i odtwórca tytułowej roli (a raczej odtwórczyni, bo partia Tankreda napisana jest na niski kobiecy głos) ma nieporównanie większe możliwości interpretacji dramatycznej.

Nie wiem, czy jest znakomitsza na świecie wykonawczyni partii Tankreda aniżeli wybitna polska śpiewaczka Ewa Podleś. W Warszawskiej Operze Kameralnej partię Tankreda w wersji ferrarskiej znakomicie wykonuje Anna Radziejewska, o której się mówi, że "rośnie" następczyni Ewy Podleś. Artystka - śpiewająca ładnie brzmiącym, silnym mezzosopranem - po raz kolejny udowodniła, że posiada głos o szerokiej skali oraz świetny warsztat. A partia Tankreda należy do szczególnie trudnych, tak zresztą jak i cała opera Rossiniego wymagająca od wykonawców znakomitych umiejętności wokalnych, w tym tzw. technicznych. Do tego potrzebne jest doświadczenie. Tymczasem spektakl został obsadzony młodymi śpiewakami, którzy jednak świetnie sobie radzą, jak na przykład Agnieszka Kozłowska w partii Amenaide zakochanej w Tankredzie, mimo przecież niedużego jeszcze doświadczenia zawodowego świetnie radzi sobie z tzw. technicznymi "zawijasami". Również Artur Janda, jeszcze student Akademii Muzycznej, świetnie poradził sobie z niełatwą partią Orbazzano. To udany debiut. Przyjemnie też słuchać miłego brzmienia głosu tenora Aleksandra Kunacha w roli Argirio. No i starannie przygotowana i dobrze prowadzona orkiestra przez debiutującego w operze dyrygenta Pawła Kotlę dopełnia całości.

Wiadomo, w operze rządzi muzyka i cała sfera reżyserska, inscenizacyjna, plastyczna itp. jest jej podporządkowana i z niej czerpie inspiracje do zobrazowania dzieła na scenie. Mimo owego podporządkowania nie można jednak całkowicie umniejszać roli inscenizacji, wszak nie jest to koncert w filharmonii, lecz opera w teatrze operowym. Niestety, ta strona spektaklu całkowicie zawiodła. Maciej Prus, doświadczony przecież reżyser, mający w swoim dorobku niezapomniane dzieła sceniczne, tutaj wyraźnie poddał się jakiejś zewnętrznej presji mody na uwspółcześnianie wszystkiego. To jest właśnie ta ucieczka od tradycji, o której wspominam na początku. Efekt mamy taki, że na przykład chór jest "bezrobotny" na scenie. Wykonawcy nie bardzo wiedzą, co mają ze sobą zrobić, jak wykorzystać pustą przestrzeń. Postaci nie wchodzą ze sobą w relacje interpersonalne, sceny Amenaide i Tankreda, jeśli chodzi o wzajemne relacje, całkowicie nieudane. Do tego dochodzi nijak niekorespondująca z muzyką i librettem warstwa plastyczna, czyli supernowoczesne zagospodarowanie, a właściwie niezagospodarowanie sceny. Ale jeszcze gorzej jest z kostiumami. Ubranie Tankreda w jakąś dzierganą na szydełku bluzę wyraźnie uwydatniającą szczegóły kobiecej budowy sylwetki to przecież kuriozalne nieporozumienie. Kto wpadł na tak niedorzeczny pomysł. Ale i inne postaci ubrano tu jakby na złość Rossiniemu, no i samemu spektaklowi. O uczesaniu już nie wspomnę. Wielka szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji