Artykuły

Teatr się nie stelenowelizował

- W ostatnich latach polska dramaturgia żwawo i rześko nawiązała do tego, co dzieje się dokoła. Dziś niemal nie spotyka się polskich dramatów pisanych wyłącznie w celach rozrywkowych - mówi Tadeusz Nyczek, przewodniczący jury III Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni.

Z Tadeuszem Nyczkiem [na zdjęciu], przewodniczącym jury, rozmawia Jarosław Zalesiński.

Pomysłodawcy programu tegorocznego R@portu twierdzą, że polski teatr żyje ostatnio sprawami pamięci i tożsamości. Trafnie?

- Myślę, że trafnie. W ostatnich latach polska dramaturgia żwawo i rześko nawiązała do tego, co dzieje się dokoła. Mamy zresztą wspaniałe tradycje takiego teatru, ciągnące się już od Wojciecha Bogusławskiego. Był co prawda moment, na początku lat 90., kiedy wydawało się, że cały ten nurt diabli wzięli i wszystko to razem okaże się passe. Teatry zaczęły się rzucać na farsy i komedie albo na antyk z jego uniwersalną tematyką. To tąpnięcie trwało kilka lat, ale teatr prędko zaczął z tego dołka wychodzić. Dziś niemal nie spotyka się polskich dramatów pisanych wyłącznie w celach rozrywkowych.

Inaczej niż w polskim kinie.

- Bo teatru nie dotknęła telenowelizacja, czyli ten rodzaj banalności kultury masowej, któremu hołduje mnóstwo autorów piszących scenariusze filmowe i telewizyjne. Teatr tego nie trawi, z wyjątkiem bulwarowych komedii i fars, ale to akurat inni robią znacznie lepiej. Polski dramat skupił się na problemach serio. Ten festiwal jest tego świetnym dowodem.

A nie pokazuje też takiego "krajobrazu po Grossie"?

- Przez fakt nagrodzenia "Żyda" może się pojawić taka teza. Ale raczej nie. Natomiast koledzy, którzy byli w kapitule Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, mówili mi, że w nadesłanych dramatach ujawnił się szeroki nurt pogrossowskich historii. Jak zawsze, kiedy pojawi się nowy temat jako świeży żer.

Ale mnie nie chodziło tylko o polsko-żydowskie sprawy, tylko o to że trup kryje się w prawie każdej polskiej szafie.

- Mamy kłopot ze sobą, polegający na fatalnej historii. W imię ratowania dobrego imienia Polaków musieliśmy złych Polaków pochować po tych szafach. Najbardziej zboczył nas w tym i spaczył romantyzm polski.

Bo przerobił nas na herosów?

- Uskrzydlił nas, uwznioślił i kompletnie sfałszował. To podniesienie na koturny literatury teatralnej i poezji powodowało, że siłą rzeczy odcinaliśmy sobie wszystkie kłopotliwe tematy i problemy. I teraz mamy z tym kłopot, bo kiedy przychodzi do macania prawdy o nas samych, co odbywa się od kilkunastu lat, ta prawda okazuje się inna. Musimy teraz odkręcać romantyzm.

Po ogłoszeniu werdyktu jury powiedział Pan, że sam festiwal wydał się Panu dobrze wyreżyserowanym przedstawieniem.

- Na początku nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Ale już pierwszego dnia, po obejrzeniu trzech spektakli, odkryliśmy bardzo wyraźną więź między nimi. Drugiego dnia odkryliśmy to samo. Także trzeci dzień miał swoją bardzo wyraźną konstrukcję. Nagle wszystko ułożyło się nam w pewną strukturę, która ułożyła z tego festiwalu dodatkową jakość. Nie pamiętam festiwalu tak pomyślanego i tak wymyślonego. Ten układ wydał nam się bardzo interesujący. R@port jest wyjątkowym festiwalem. Stąd nasza teoria, że sam stał się jakby dziełem sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji