Artykuły

Romanse Wybryk

"Miasto utrapienia" w reż. Tomasza Mana w Teatrze Miejskim w Gdyni na III Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Sceniczna adaptacja "Miasta utrapienia" Jerzego Pilcha w reżyserii Tomasza Mana - najnowsza premiera Teatru Miejskiego im. Gombrowicza - przypomina o wiele bardziej udramatyzowaną próbę czytaną, słuchowisko radiowe czy wręcz wieczorek literacki niż pełnowartościowy spektakl teatralny.

"Miasto utrapienia" jest jedną z najdłuższych (jeżeli nie najdłuższą) powieścią Pilcha, w której... niewiele się dzieje. Jej głównym bohaterem jest Patryk Wojewoda, student prawa, który przeprowadził się do Warszawy z niewielkiego miasteczka. Trudno tu znaleźć linearną akcję, powieść pełna jest anegdot, retrospekcji i opowieści drugoplanowych bohaterów. Dowiadujemy się między innymi o rzadkim darze Patryka (potrafi ze słuchu rozpoznać kod PIN karty bankomatowej), historiach z życia jego dziadka i ojca, przedmiotach, które można było kupić w latach 80. w Granatowych Górach, rodzinnej miejscowości bohatera... Całość napisana jest w typowym dla Pilcha stylu, językiem zawiłym, pełnym powtórzeń, paradoksów, gorzkiej ironii i humoru. Jak zatem tak skonstruowaną powieść przenieść na scenę? Spektakl Mana stanowi, niestety, odpowiedź na inne pytanie - jak takiej adaptacji robić nie należy.

Reżyser amputował z powieści i pokazał jeden wątek, a właściwie jedną postać - Konstancję Wybryk, ponętną wykładowczynię prawa, z którą Patryk ma romans. Główny bohater i narrator historii (w tej roli Bogdan Smagacki) jest w spektaklu raczej pisarzem niż studentem prawa - na scenie zachowuje się jak autor na spotkaniu literackim, fragmenty powieści... odczytuje z kartki. Postać Konstancji rozpisana została na trzy role (w których widzimy Katarzynę Bieniek, Ewę Andruszkiewicz-Grudzińską, Beatę Buczek-Żarnecką), każda z nich opowiada o jednym swoim przeszłym romansie. Z ust bohaterek oddzielonych od widzów pleksiglasowymi szybami także słyszymy obszerne fragmenty powieści, ale recytowane z pamięci.

Trudno cokolwiek powiedzieć o aktorkach, prócz jednego - wyglądają atrakcyjnie (ten zamysł reżyserski sprawdził się). Niemożliwe jest jednak ocenienie ich gry, bo takowej w "Mieście utrapienia" właściwie nie ma. Konstancje recytują tekst do publiczności, cała gra sprowadza się do siadania na krześle i wstawania z niego, ewentualnie opierania się o ścianę w wystudiowanej i szalenie nienaturalnej pozie. Dobra dykcja, dramatyczne zawieszanie głosu i tęskne wpatrywanie się w szybę - to stanowczo za mało na monodram, o spektaklu rozpisanym na czwórkę aktorów nie wspominając.

Zupełnie nie rozumiem pomysłu Tomasza Mana - nie mam pojęcia, czym się kierował, wybierając akurat ten jeden wątek i dlaczego nie podjął żadnej próby udramatyzowania typowo prozatorskiego materiału. Jedyne, co oferuje widzom gdyńskie przedstawienie (choć nie jest to najwłaściwsze słowo dla nazwania tego projektu) to fragmenty powieści w miarę sprawnie wyrecytowane przez aktorów. Mimo wszystko - polecam lekturę całości "Miasta utrapienia" w domowym fotelu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji