"Pornografia" w zimnym szaleństwie
"Pornografia" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Agnieszka Rataj w Życiu Warszawy.
"Pornografia" w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza to porządny kawałek teatru, z kilkoma świetnymi rolami.
Z powieści Gombrowicza Śmigasiewiczowi udało się zręcznie skonstruować sceniczny tygiel, w którym kłębią się obsesje bohaterów. Nie potrzebuje do tego rozbuchanej scenografii, kreuje ziemiański dworek przy pomocy kilku rekwizytów i światła. Najważniejszym, stałym elementem są drewniane wrota z napisem przypominającym o tym, że jesteśmy w porządnym katolickim domu.
Wierność tradycji, patriotyzm, polskie mity narodowe tworzą tutaj upiorną miksturę z domieszką erotyki, którą zafascynowani są Witold (Adam Woronowicz) i Fryderyk (Krzysztof Stroiński). To oni knują przemyślną intrygę, która ma w spokojne życie ziemiańskiego dworku wprowadzić sporo zamieszania.
Ale idiotyzm kolejnych wypadków przerośnie stopniowo nawet tych samozwańczych demiurgów. Zgromadzenie w czasie okupacji w jednym miejscu poczciwych, konserwatywnych ziemian, młodych miotających się między niewinnością a perwersją konspiratorów z AK i dwóch znudzonych życiem inteligentów doprowadza do finałowej tragedii.
Galeria postaci Gombrowicza wykreowana przez aktorów Teatru Powszechnego bawi i przeraża jednocześnie. Świetny jest Michał Sitarski jako Wacław - ulizany, elegancki, pełen cnót moralnych prawnik, któremu spod układnej powierzchni zaczynają stopniowo wyłazić na wierzch skrywane kompleksy i sadyzm. Adam Woronowicz i Krzysztof Stroiński stworzyli wspólnie portret człowieka, który niezależnie od swoich starań, zawsze pozostanie samotny.
Pozbawiony demonizmu Krzysztofa Majchrzaka z filmowej adaptacji "Pornografii" Stroiński jako Fryderyk bardziej jednak przykuwa uwagę, kiedy pozornie beznamiętnie wystukuje ołówkiem rytmy wymyślonej intrygi. Jego szaleństwo jest zimne i głęboko ukryte. Wypalony z emocji i wzruszeń, pozbawiony wiary, być może tylko przez manipulację umie zbliżyć się do innych. Witold w interpretacji Adama Woronowicza jest bardziej aktywny, wchodzi w gorączkowe interakcje z pozostałymi postaciami. Próbuje utrzymać ich uwagę w każdy, nawet najbardziej karykaturalny sposób, staje na głowie, naśladuje zachowania innych, włącza się w pilnowanie szalonego dowódcy AK. Wobec scenicznych starań Witolda jeszcze mocniej wybrzmiewa końcowy monolog Fryderyka - wzięte z "Dziennika" Gombrowicza bezradne wyznanie ludzkiej samotności.
Po słabym sezonie Powszechnego ostatnia jego premiera naprawdę pozytywnie zaskakuje. Oby stała się dobrą wróżbą na następny rok.