Artykuły

Zadanie z treścią

- Od Johna Neumeiera uczyłem się m.in. jak prowadzić zespół. To współpracy z nim przede wszystkim, ale i kilku latom spędzonym w Kanadzie, zawdzięczam najwięcej. I nawet nie o samą technikę tańca chodzi, ale o coś, co nazwałbym podejściem do tańca - mówi MAREK ZAJĄCZKOWSKI, kierownik i choreograf baletu Opery Nova w Bydgoszczy.

Rozmowa z MARKIEM ZAJĄCZKOWSKIM, kierownikiem i choreografem baletu Opery Nova:

Musi być Pan szczęśliwym człowiekiem widząc, jak rodacy pokochali taniec: ten z gwiazdami i na lodzie, i ten "z zaliczaniem gleby" w "You can dance"...

- Bardzo się cieszę z tej nagłej popularności tańca w naszym kraju. Abstrahując od poziomu, bo on bywa różny, wszystkie te programy - bez względu na to, jaki rodzaj tańca prezentują: towarzyski, klasyczny, czy nowoczesny - propagują taniec w ogóle. Przysparza nam to wielbicieli i utalentowanej młodzieży. A tym młodym ludziom ja najzwyczajniej zazdroszczę, bo w moich czasach nie było takich możliwości, nikt nie stwarzał nam podobnych szans. Jeśli już ktoś, jak w moim przypadku, zyskał przydomek "amerykański tancerz", bo wychodził poza sztywne ramy - wiadomo było, że ze swoimi zainteresowaniami musiał szukać szczęścia za granicą. A teraz dwójka moich tancerzy szuka swojej szansy właśnie w programie "You can dance". Niestety, chłopak odpadł z powodu kontuzji, ale dziewczyna trwa i jest naprawdę dobra.

Spodziewałam się miażdżącej krytyki, a tu taka niespodzianka!

- Moją ideą fix jest wychowanie profesjonalnej baletowej publiczności, więc uważnie obserwuję reakcje widzów tych programów. I choć dzieje się to powoli, jednak dostrzegam pewne zmiany na lepsze - ludzie coraz częściej głosują po prostu na taniec. To dowód na kształtowanie się gustu publiczności. Taką pracę chciałbym też podjąć u nas w Bydgoszczy, wyjść do ludzi: zapraszać na próby i warsztaty, rozmawiać o planach repertuarowych, o balecie w ogóle... Ale to może od przeszłego sezonu, bo potrzebuję pewności, że mam coś ważnego do powiedzenia.

Czy to nie przesadna skromność w obliczu nagrody "dla najlepszego spektaklu muzycznego za 2007 r.", którą właśnie otrzymał balet "Pan Twardowski" w Pana inscenizacji i choreografii?

- Unoszę się nad ziemią od tego czasu! (śmiech) A poważnie, to ciągle uważam, że nie mam prawa być mentorem. Wychodzą kompleksy w stosunku do mojego mistrza Johna Neumeiera, od którego uczyłem się m.in. jak prowadzić zespół. To współpracy z nim przede wszystkim, ale i kilku latom spędzonym w Kanadzie, zawdzięczam najwięcej. I nawet nie o samą technikę tańca chodzi, ale o coś, co nazwałbym podejściem do tańca. Zawsze trzeba zadać sobie pytanie, co chcę wyrazić tańcem, gdy oddaję mu się całym sobą, w stu procentach. Mnie interesuje taniec jako forma teatralna, w związku z tym ja nie "robię" choreografii, tylko ją "piszę", a tancerze mają tę treść "zwerbalizować", "wyartykułować" posługując się nie słowem, lecz gestem.

Reżyserzy teatralni odczytują klasykę przez pryzmat współczesności, muzycy szukają nowych aranżacji, a w Pana interpretacji baletu Ludomira Różyckiego zamiast ludowych pląsów pojawia się tango, jazz i hip-hop. To w ramach tego samego uwspółcześniania języka?

- Oczywiście. Szukając środków wyrazu, które dotrą dzisiaj do ludzi, nie przekreślam jednak tradycji. Więcej - mam do niej wielki szacunek. W muzyce jednak ważniejsze niż metrum jest to, jak działa na wyobraźnię, jakie emocje wyraża. Właśnie dlatego możliwe jest zatańczenie tanga tam, gdzie dotąd tańczono mazura.

Łatwo było przekonać do takiego myślenia zespół baletowy?

- Na pewno pomogło, że dokładnie wiedziałem, co chcę osiągnąć. Mam nosa do ludzi i jeszcze mnie nie zawiódł. Podpatrywałem w pracy Johna i od niego nauczyłem się sztuki kompletowania zespołu. Mnie więc nie było trudno, ale już innym... Jednak obejmując kierowanie baletem Opery Nova obiecałem zmiany w ciągu trzech lat, tymczasem po dwóch udało się wspólnie zrobić spektakl, który wyróżniono.

Przyznając jednocześnie nagrodę solistce Oldze Marczak!

- Co sprawia, że satysfakcja jest jeszcze większa, ale to sukces okupiony ciężką pracą. Nie jest jednak winą tancerzy, że nie znali innego niż mocno ortodoksyjne, podejścia do klasyki. Nikt ich nie nauczył, że w tańcu każdy gest coś wyraża, niesie jakąś treść. Niestety, taki jest u nas system szkolnictwa - brakuje w nim mistrzów i dyplom ceni się wyżej niż umiejętności. Zawsze w takich razach pytam: można było Lechowi Wałęsie przyznać tytuł doktora honoris causa, a naszej najlepszej primabalerinie, Ewie Głowackiej nie można pozwolić kształcić tancerzy? To pytanie retoryczne, więc pozostają ciężkie próby, o których słyszę czasem, że są katorżnicze, ale zaręczam swoim doświadczeniem - nie tak wyglądają katorżnicze treningi! (śmiech). W efekcie i tak najważniejsza jest metamorfoza zespołu, który ma dzisiaj zupełnie inną świadomość tańca. Z takim zespołem wiem, że mogę zrobić dobry spektakl. Nie najlepszy, ale właśnie dobry. To daje satysfakcję dlatego na zdziwienie, że nie chcę znowu wyjechać za granicę, odpowiadam... zdziwieniem. Jaki sens wyjeżdżać, skoro mam tyle pomysłów, tyle rzeczy do zrobienia tu, na miejscu! A wielka kasa mnie nie nęci, nawet samochodu nie mam.

A co z włoską restauracją, otwarcie której planował Pan w Bydgoszczy?

- Na razie nie mam na to czasu, ale jeszcze nic straconego! Zresztą może to nie będzie tylko włoskie jedzenie, chociaż warto byłoby wykorzystać nauki, jakie pobierałem od pewnej starej Sycylijki. Tym bardziej, że już odeszła...

WARTO WIEDZIEĆ

Marek Zajączkowski - tancerz i choreograf, już jako dziecko występował w Teatrze Wielkim, gdzie wrócił w 1982 r. po szkole baletowej, tańcząc wiele ról solowych. Po trzech latach wyjechał do Kanady, był stypendystą tamtejszego rządu, tańczył w kilku zespołach, biorąc udział w światowych tournee.

W latach 1989-94 pracował u Johna Neumeiera , z którego zespołem występował m.in. na deskach Teatru Balszoj i La Scali. Pracę pedagogiczną rozpoczął w Amsterdamie, kontynuując ją po powrocie do kraju m.in. w Krakowie i Szczecinie. W sezonie 2005/2006 objął kierownictwo baletu w Operze Nova, z którym zdobył Teatralną Nagrodę Muzyczną im. Kiepury za balet "Pan Twardowski".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji