Artykuły

"Otello" na wodzie pisany

"Otello" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Czy kameralną opowieść o nienawiści, miłości i zazdrości można przerobić na epickie widowisko plenerowe? Można, ale po co?

Wyspa Piaskowa, gdzie Michał Znaniecki, reżyser i scenograf w jednej osobie, wybudował cypryjską twierdzę, to jeden z najbardziej malowniczych zakątków Wrocławia. Tyle że dla inscenizacji opery Verdiego niewiele z tego wynikło. Przecież poza początkiem pierwszego aktu - gdy potężne akordy orkiestry malują obraz morskiej burzy, a chórzyści, tancerze i statyści odgrywają scenę zbiorowej modlitwy o życie walczącego z żywiołem namiestnika Cypru, a później biorą udział w radosnym powitaniu Otella - nie ma tu scen epickich, wymagających operowania tłumem i szerokim planem. Wysiedziawszy cztery godziny w przejmującym chłodzie, zdałem sobie sprawę, że cały trud ogromnej pracującej nad tym spektaklem ekipy był zupełnie zbędny: sensem "Otella", tu oprawionego w przytłaczającą scenografię i inscenizowanego niczym bitwa pod Grunwaldem, są emocje i intymne, tragiczne w skutkach porywy serca. Najważniejsze kwestie rozgrywają się w słowach i spojrzeniach.

Próba podporządkowania późnego arcydzieła Verdiego wymogom masowego widowiska, sama w sobie niefortunna, nie przeszkodziła Znanieckiemu wartko poprowadzić opowieści o nieszczęsnym Maurze: pierwszy akt kończy się pięknie rozegranym duetem miłosnym Otella i Desdemony, w drugim reżyser znalazł kapitalną ilustrację diabelskiego monologu Jagona. Zawistny chorąży armii Otella, wygłaszając złowieszcze credo, dusi kolejno jeńców wojennych, dając do zrozumienia, że gardzi życiem - swoim i innych. Nastroju szekspirowskiej tragedii nie rozbija karnawałowa, choć wcale nie beztroska baletowa wstawka w trzecim akcie. Tragiczny finał poprzedza znaczący gest Otella, który zbliżając się do śpiącej Desdemony, zatrzymuje się przy figurze Matki Boskiej i po chwili wahania gasi płonącą przy niej świecę. To wszystko są sceny z pierwszorzędnego spektaklu teatralnego - szkoda, że tak nieliczne, utopione w krzątaninie statystów i odbierane z dystansu, uniemożliwiającego docenienie aktorskiego trudu wykonawców.

Znacznie łatwiej docenić muzyczną stronę tego przedsięwzięcia, choć, jak się wydaje, nie ona jest w takich przypadkach najważniejsza i słusznie bywa traktowana z daleko idącą pobłażliwością. Tymczasem przynajmniej pod tym względem realizacja była wysokiej próby. Do roli Otella zaangażowany został w ostatniej chwili angielski tenor Ian Storey, który ofiarnie i sobie tylko znanym sposobem zwalczył nękająca go z początku chrypkę. Wzruszającą Desdemoną była Nomeda Kazlaus z Litwy, a Jagon w wykonaniu Włocha Vittorio Vitelliego - baryton głęboki i elastyczny - mroził, jak należy, krew w żyłach. Wrocławskim artystom przypadły w udziale epizody i, szczerze mówiąc, w pamięci zapadł mi jedynie szermierczy pojedynek między Roderigiem i Cassiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji