Artykuły

Po śląsku w kaplicy

"Musi przyjść" w reż. Zbigniewa Stryja. Produkcja: Stowarzyszenie Nasze Biskupice i Kopalnia Sztuki w Zabrzu. Pisze Krzysztof Karwat w Śląsku.

No i mamy kolejną sztukę zagraną w gwarze śląskiej. Po niegdysiejszych dramatach i spektaklach Stanisława Bieniasza, produkcjach Anteny Górnośląskiej, sukcesach "Cholonka" w Korezie i po "Polterabend" Stanisława Mutza w Teatrze Śląskim, przyszedł czas na Zabrze. Zbigniew Stryj nie raz realizował autorskie przedstawienia w przestrzeniach nietypowych i niekonwencjonalnych, poza macierzystą sceną Teatru Nowego. Tym samym, m.in. dzięki niemu, do dziś dla potrzeb kultury wykorzystuje się w Zabrzu kilka obiektów postindustrialnych. To miasto, przez długie lata dość zapuszczone i jakby opóźnione w rozwoju wobec sąsiadów, niejako zaczęło się specjalizować w anektowaniu "niekulturalnych" obiektów. Dziś króluje w nich przede wszystkim teatr, rock i jazz.

Pisaliśmy kiedyś ciepło o śląskiej "Ojcowiźnie" Zbigniewa Stryja, chyba trochę niedocenionej i pominiętej przez recenzentów, granej bez słów a ciekawie rytualizującej rytm życia na dawnym Górnym Śląsku. Musi przyjść to kolejny eksperyment sceniczny tego ambitnego artysty, nie poprzestającego na występowaniu w Nowym tudzież telewizyjnych serialach.

Spektakl skromnie został nazwany "miniaturą teatralną". I jest eksperymentem, bo jakże inaczej nazwać godzinne przedstawienie, wystawione w zdesakralizowanej, ale dobrze zachowanej kaplicy ewangelickiej w Biskupicach - robotniczej dzielnicy Zabrza, mieszczącej się w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla typowo górniczych familoków. Doświadczenie to - z perspektywy widza - niezwykłe, zaskakujące. Oto dla potrzeb sztuki zaanektowano pomieszczenia, o których w mieście niemal nikt nie wiedział, że istnieją. Kaplica znajduje się na piętrze dość solidnej budowli, w dużej części chyba zamieszkałej. Zachowały się w niej skromny ołtarz z wielkim krucyfiksem, ławki kościelne, kazalnica, chór i imponujące drewniane, wygięte w łuki sklepienia. Ścian i tynków od lat nie odnawiano. Ale całość przedstawia się dość obiecująco i być może coś jeszcze tutaj kiedyś interesującego powstanie. To odkrycie na tyle frapujące, że już tylko z tego powodu pomysł Stryja i jego zabrzańskich przyjaciół zasługuje na uwagę i szacunek.

Premierze towarzyszyło dodatkowe wydarzenie. Nie można go w tym kontekście pominąć. Oto bowiem wśród widzów zasiadł również hrabia Nikolaus von Ballestrem. Tak, "z tych Ballestremów". Niegdyś właścicieli m.in.

Biskupic. Potomek możnego śląskiego rodu przyjął honorowy patronat nad tą teatralną produkcją, zrealizowaną siłami skromnego Stowarzyszenia "Nasze Biskupice". I nie był to tylko - by tak rzec - teatralny gest. Nazwisko "grafa" wielokrotnie pojawia się w sztuce Stryja. Jest przywoływane jako realny znak tego Śląska, który bezpowrotnie umarł wraz z narodzinami wojującego z wszystkim i wszystkimi, także ze Ślązakami, niemieckiego nazizmu.

W skromniutkim programie towarzyszącym premierze napisano, że jest ta "miniatura teatralna w biskupicką kaplicę wpisana". Bo rzeczywiście, akcja toczy się w kościele, przez który - niemal dosłownie - przetacza się historia i jej wojenna machina. Jesteśmy na pograniczu. Chyba dosłownie w Biskupicach. Trwają przygotowania do zbliżającego się odpustu. Trzeba kościół posprzątać, ozdobić kwiatami. Po świątyni krząta się kościelny, grany przez Jerzego Króla, używającego skromnych środków wyrazu, jakby przyciszonego, pokazującego jednostkę doświadczoną przez los, przygotowaną na ciosy. W wyświeconym czarnym ubranku kościelny niesie w sobie mądrość człowieka skromnego, wierzącego w podstawowe wartości, które daje mu nie obnoszona na zewnątrz wiara i dobrze ułożone stosunki z sąsiadami. Niebawem dowiemy się, że jest Polakiem, ale to nie przeszkadza mu z niemal ojcowską czułością odnosić się do swego ministranta. Szymon Wiechoczek nadspodziewanie dobrze wywiązał się ze swych zadań. Boi się o ojca. Boi się, że zabiją go kręcący się po lesie "polscy bandyci". W końcu wyda w ręce gestapo kościelnego, którego syn uchylił się przed służbą w wojsku niemieckim, co po wojnie nie uchroni go przed szykanami ze strony UB. Chłopak przyjedzie potem do rodzinnej miejscowości. Będzie się chełpił, że dobrze zarabia, że ma samochód, że życie w Austrii jest bezproblemowe. Czy na pewno? To jeden z lepszych momentów sztuki. Kościelny przypomni mu, co w życiu się liczy. Przyjmie przeprosiny, ale i bez patosu wydusi łzy ze swego dawnego ministranta.

Agentów gra, tylko przebierając wierzchnie nakrycie, jeden aktor - Marian Wiśniewski. To jest już nawet pewien szablon w widzeniu Górnego Śląska tamtych lat. Wystarczy zmienić akcent, ubrać skórzany płaszcz, Hitlera zamienić na Stalina. O swą przyszłość boi się też kierowca hrabiego Ballestrema, później uciekinier z wojska, z trudem mówiący po polsku, z charakterystycznym "niemieckim r". Postać tę bardzo ekspresyjnie gra Marcin Kociela. Jest też kobieta, która pomaga utrzymać czystość w kościele. Jolanta Niestrój-Malisz stworzyła postać zwyczajną, chciałoby się powiedzieć: jakich wiele na śląskiej prowincji. Troskliwych, przejętych nadchodzącymi nieszczęściami. Kobieta nie może uwierzyć w wieści, jakie sama znosi do kościoła. Dlaczego ludzie, którzy w zgodzie mieszkali obok siebie, teraz mieliby do siebie strzelać? Dlaczego jeden z języków ma być zakazany? No i gdzie się podział stary farorz? Galerię postaci uzupełniają dwie dziewczynki: jedna modli się po polsku, druga po niemiecku (w tych rolach córki Zbigniewa Stryja - Anna i Aleksandra).

Finał otwiera się ku nadziei. Niełatwej i wcale nieoczywistej. Szczerze zabrzmiał w tych murach (tak jak myśli anonimowego przybysza, dobywające się z off-u - to autor sztuki, który jakby przywołuje tym samym cień grafów Ballestremów, może też innych wygnańców czy uciekinierów, nieobecnych, tych, którzy odeszli na zawsze). Ton elegijny ani na moment nie gaśnie (podnosi go również organowa muzyka Norberta Blachy). Może jest aż nazbyt dobitny, koturnowy i pomnikowy. To trochę przeszkadza. Jakieś zmiany rytmu by się przydały.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji