Artykuły

Spokojne oceany

243. Krakowski Salon Poezji. Wiersze Władysława Broniewskiego czytali: Maria Andruszkiewicz i Jerzy Nowak. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Zobaczyłem Danny'ego Boodmanna T. D. Lemona Novecento. Jak żywy! W niedzielę na Salonie Poezji czytał liryki Władysława Broniewskiego. Więc jednak zszedł na ląd?!

W małej wielkiej prozie "Novecento" Alessandro Baricco kazał mu przez całe życie nie znać ziemi. Kazał pływać na parowcu "Virginian" między Ameryką a Europą i nie pozwalał zejść na ląd, kazał być tylko na wodzie, grać na fortepianie i odmalowywać w doskonałej głowie widmową mapę świata, którego nigdy nie miał zobaczyć. Mniejsza, skąd wziął się na "Virginianie", mniejsza, kto i dlaczego porzucił go tuż po urodzeniu, zostawiając w kartonowym pudle na klawiaturze, mniejsza o całą resztę fabuły. Pływał i grał. To niech wystarczy. "Siedział na taborecie przy fortepianie, z dyndającymi nogami, które nawet nie sięgały podłogi". Grał.

Grał? "On po prostu podróżował. (...) Pewnego razu zapytałem Novecenta (...), co mu chodzi po głowie, gdy jego ręce tam i z powrotem przebiegają klawisze. A on mi powiedział: ťDzisiaj znalazłem się w jakimś przepięknym kraju, kobiety miały pachnące włosy, było pełno światła i pełno tygrysówŤ". Tak, widmowa mapa Novecenta posiadała sensualność globu. Na zasadzie jakiego cudu?

"Świata, być może, nie widział nigdy. Ale od dwudziestu siedmiu lat świat przewijał się przez ten statek: i od dwudziestu siedmiu lat on go na tym statku podpatrywał. I kradł mu duszę. W tym był genialny, trudno zaprzeczyć. Umiał słuchać. I umiał czytać. Nie książki (...), on umiał czytać ludzi. Znaki, które ludzie noszą na sobie: miejsca, odgłosy, zapachy, ich ziemię, ich historię...". To jest ten cud. Tak lepił mapę widmową. "A potem, niby Bóg, odbywał po niej podróż, podczas gdy palce prześlizgiwały się po klawiszach, muskając pieszczotliwie serpentyny ragtime'u. (...) Kiedy widziałem go ostatni raz, siedział na bombie"...

W niedzielę rano Jerzy Nowak, który w wolnych chwilach wielbi brzdąkać na fortepianie, siedział na fotelu i z Marią Andruszkiewicz czytał liryki Broniewskiego. Fotel był taktownie niski - nogi maleńkiego wielkiego Nowaka nie dyndały nad dywanem. I tak podróżował, nie ruszając się z miejsca. Czytając, podróżował po widmowej mapie dawno zamarłego świata, mapie, co ją w doskonałej swej głowie ulepił z wierszy. Stworzył mapę, bo jak mało kto dziś umie czytać znaki, które cudze słowa noszą na sobie. Szedł więc. Przez czas dokonany, przez rzeczy, zapachy, światła, czernie, smaki i lęki nie z naszego świata, przez niepoliczone ingrediencje...

Pomarańcza i czarodziejstwo Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Szklanka koniaku o świcie. Powiew bzu. Kaczeńce albo niezabudki nad bardzo pięknym strumieniem. Dwoje splecionych rąk. Czyjeś dalekie oczy. Przez kogoś układana kabała. Papieros. Naga ruda Ryfka na ciemnych gruzach. Książka Marii o Oświęcimiu. Liczenie kartofli. Drobna aktorka na kinowym ekranie. Sny. Gwiazdy. Miedź i żelazo. Nafta i węgiel. Wreszcie szkiełko w barze "Pod zdechłym psem"... Wszystko. I jeszcze te ostatnie wersy, co je Nowak wypowiedział bez cienia lęku: "Daj w nowym życiu, diable,/ miłość i śmierć, jak w tem,/ wiatr burzliwy na żagle,/ myśl - poza dobrem i złem.// Znów będę bił się i kochał,/ bujnie, wspaniale żył".

Ilu jeszcze aktorów - dwóch? pięciu? - potrafi dziś, czytając, wędrować krainami, co ich nigdy nie widziało? Novecento, który nie był w Paryżu, mówi: "Lubię czekać na zachód słońca, spacerując tam i z powrotem po Pont Neuf, a gdy przepływają barki, zatrzymać się, by popatrzeć na nie z góry i pomachać ręką". Kto, prócz Nowaka, po przeczytaniu wiersza "Bar ťPod zdechłym psemŤ" może szepnąć: byłem "Pod zdechłym psem" - gorzałka wyborna, a na śledzia słów nie ma!...

Tak, jeszcze istnieją aktorzy, których maestrię można dotknąć tylko literaturą. Nie zestawem martwych naszych przymiotników: Cudownie czytał! Genialnie akcentował! Fantastycznie nastrój budował!... To pocieszające. Jeszcze jest teatr, o którego nieuchwytnościach gadać trzeba frazami narratora mówiącego o muzyce Novecenta, słowami, co je Andruszkiewicz i my wszyscy mieliśmy w oczach, gdy słuchaliśmy czytającego Nowaka. "Był naprawdę największy. My graliśmy muzykę, on był czymś innym. On grał... To nie istniało, póki on tego nie zagrał, okay? Tego nigdzie nie było. A kiedy wstawał od fortepianu, to przestawało istnieć... znikało na zawsze...". Nic więcej nie zostaje do dodania. Nic, poza życzeniami. Dni temu kilka Jerzy Nowak ukończył 85. rok życia. Spokojnych oceanów, Novecento.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji