Artykuły

On i ona kontra Oni

"Oni" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Fenomenalna scenografia, ciekawe pomysły reżyserskie, dobry tekst, solidne aktorstwo - niby wszystko w porządku, jednak po premierze "Onych" Stanisława Ignacego Witkiewicza w reżyserii Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Wybrzeże pozostaje spory niedosyt

"Oni" to dość wczesny dramat Witkacego, napisany w 1920 r. Dotyka on kilku ważnych tematów: relacji międzyludzkich, istoty sztuki i wreszcie ingerencji polityki w indywidualną twórczość. Głównymi bohaterami sztuki jest para kochanków: kolekcjoner sztuki Bałandaszek (Mirosław Baka) i aktorka Spika (Joanna Kreft-Baka). W ich życie wkraczają nagle tytułowi Oni - tajny rząd, którego celem jest zniszczenie wszelkiej indywidualności i zastąpienie jej powszechną automatyzacją. Wspaniała kolekcja malarstwa Bałandaszka musi zostać zatem zniszczona, a Spika od teraz grać musi wyłącznie w "hiperfarsach dell'arte".

Jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia, gdy wchodzimy do sali, od razu imponuje świetna i przemyślana scenografia. Mirek Kaczmarek wybudował na dużej scenie ogromny pokój: z czworgiem drzwi, zabudowanym sufitem i krzesłami dla widzów rozstawionymi wzdłuż wszystkich ścian. Scenografia, mimo oczywistego rozmachu, sprawia minimalistyczne wrażenie; wszystkie jej elementy utrzymane są w bieli lub kolorze kremowym, oświetlone mocnym, "szpitalnym" blaskiem jarzeniówek.

Reżyser zadbał w swojej inscenizacji o nawet najdrobniejsze szczegóły: Oni powpinane mają w ubrania znaczki z napisem - zależnie od płci - "On" lub "Ona"; Vigor (w tej małej rólce Krystian Wieczorek), wychodząc z sali z trupem Spiki, zostawia na drzwiach krwawy odcisk dłoni. Jednak ma się wrażenie, że wszystkie te reżyserskie chwyty - gra zmianami oświetlenia, pomysłowe wykorzystanie zapadni czy, moim zdaniem zupełnie zbędne, sekwencje wideo - budują całkiem osobną "historię", która z przebiegiem akcji niewiele ma wspólnego, nie usiłuje nawet dobudować do niej żadnych nowych sensów.

Tumidajski do dyspozycji miał naprawdę świetnych aktorów. Sprawiają oni jednak wrażenie "puszczonych" wolno, jakby każdy z nich występował w innym spektaklu. Mirosław Baka gra z autoironiczną manierą, znaną już świetnie widzom z "Parawanów" Geneta czy "Grupy Laokoona" Różewicza. Prawdziwe perełki ze swoich małych ról stworzyli Ewa Jendrzejewska (jako mocno kabaretowa kucharka Marianna) oraz wybrzeżowy mistrz drugoplanowych ról Cezary Rybiński (wciela się w Abłoputa, jednego z członków tajnego rządu). Całe przedstawienie jednak - mimo indywidualnych popisów - zagrane jest w dość jednostajnym, chwilami wręcz nużącym tempie.

Pomimo wielu zastrzeżeń, "Oni" nie są przedstawieniem niedobrym i z całą pewnością warto je obejrzeć. Spektakl ten bije na głowę większość premier Wybrzeża w ostatnim sezonie, z "Miasteczkami G", "Lorettami" i "Portretami Doriana Graya" na czele. Jednak po Jarosławie Tumidajskim, zdolnym i kipiącym oryginalnymi pomysłami reżyserze, twórcy świetnej "Grupy Laokoona" w Gdańsku i efektownej "Świętej Joanny szlachtuzów" w gdyńskim Teatrze Miejskim, spodziewać się można było dużo więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji