Artykuły

Szekspir w cudzysłowie

"Wszystko dobre, co się dobrze kończy" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Dzienniku - Kultura.

"Wszystko dobre, co się dobrze kończy" Tadeusza Bradeckiego z lubelskiego Teatru Osterwy to Szekspir bez ryzyka, eksperymentów, nadużyć.

Reżyser przyznał, że w pracy nad Szekspirem fascynujące dlań jest pomieszanie sacrum i profanum, tego, co wzniosłe, z tym, co niskie, przyziemne. A w tej komedii jest to widoczne szczególnie wyraźnie. Z jednej strony wyrasta ona z ducha średniowiecznego moralitetu, z drugiej - nieco na przekór tej proweniencji - stawia istotne pytania o granice wolności i odpowiedzialności przy realizacji choćby nawet najszlachetniejszych celów. Wniknięcie w ich istotę i udzielenie sobie odpowiedzi powoduje, że tytuł sztuki może zabrzmieć ironicznie. W takim odczytaniu dramatu tkwi jednak pewne niebezpieczeństwo - spektaklowi grozi popadniecie w moralizatorstwo. I to może być jednym z powodów, dla których reżyserzy niechętnie sięgają po "Wszystko dobre, co się dobrze kończy". Widać, że Bra-decki zdawał sobie sprawę z owego niebezpieczeństwa i znalazł właściwy klucz. Bierze oto tę historię - samą w sobie po części z krainy baśni - w wyraźny teatralny cudzysłów. Każe aktorom po trosze bawić się rolami, w taki jednak sposób, by nie popadali w ich łatwą parodię. I trzeba przyznać, że zdecydowana większość wykonawców te wymagania spełnia. Najpełniej Monika Babicka (Diana) i Magdalena Sztejman-Lipowska (Wdowa), które tworzą postacie wręcz aretinowskie i są świetne, zarówno pojedynczo, jak i w duecie. W ich przypadku warto zwracać uwagę na każdy szczegół gry, każdy gest, bo są to rzeczy smakowite. Sprawiają, że te dwie aktorki "kradną show" niemal wszystkim pozostałym wykonawcom. Bardzo dobrze wypadają również Jerzy Rogalski (Lafeu) oraz Henryk Sobie-chart w roli króla Francji, przywodzącej na myśl Nigela Hawthorne'a w "Szaleństwie króla Jerzego". Drobne zastrzeżenia może natomiast budzić Kinga Waligóra, która nie wykorzystuje pełni możliwości, jakie niesie rola Heleny, jednej z najciekawszych przecież Szekspirowskich bohaterek. Choć trzeba dodać, że i ona ma bardzo dobre momenty, choćby w scenach z królem czy z hrabiną Rousillonu (Jolanta Rychłowska). Lubelskie "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" nie jest wydarzeniem tej rangi co poprzedzająca je "Sarmacja" Pawła Huelle. Ale jest spektaklem ważnym, bo pokazuje, że teatr to jednak coś więcej niż sztucznie nadmuchane gwiazdy jednego sezonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji