Artykuły

Bardzo mokra Feta

XII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA podsumowuje Małgorzata Michalczyk w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

W Gdańsku skończył się XII Festiwal Teatrów Ulicznych i Plenerowych Feta. W momencie zamykania "Gazety" trwały jeszcze ostatnie, niedzielne spektakle. Możemy się jednak pokusić o podsumowanie tego, co zobaczyliśmy do soboty.

Główny nurt festiwalu miały stanowić spektakle dotykające poważnych problemów współczesnego świata. Na upartego, do tego worka tematycznego można wrzucić większość widowisk, bo przecież teatr rodzi się w ludzkiej wyobraźni: opowiada o ludzkich relacjach i dylematach. Poetyka teatru ulicznego zmusza jednak do pewnych uproszczeń i przejaskrawień. To nie jest zarzut, tylko fakt. W plenerze forma gra znacznie większą rolę niż w teatrze zamkniętym (nie ważne, czy instytucjonalnym, czy alternatywnym). Bo artyści uliczni muszą wpierw zwrócić uwagę przechodniów, dotrzeć do szerokiej publiczności, wyróżnić się z codziennego krajobrazu. Mamy więc szczudła, niecodzienne konstrukcje, platformy, efekty pirotechniczne i multimedialne oraz najważniejszą - bo przedzierającą się przez każdą szczelinę i ogarniającą przestrzeń - oprawę dźwiękową.

Przy takich wymogach trudno o przekazanie i wyłapanie niuansów. Tak też było w przypadku francusko hiszpańsko - chilijskiejgo "Paraiso", czeskiego "Doppelgangera" czy nawet rodzimego "H of D". Oczywiście z różnym skutkiem - forma przerosła tu treść. Nie mówiąc już o polskiej "Wyprawie", teatralnej paradzie przeplatającej historyczne kostiumy i czas współczesny, którą zwyczajnie rozłożyła wyjątkowo kiepska gra jednego z aktorów. Jeśli Rzymianin zapomina tekstu, nie pomogą piękne pegazy i ogromny smok.

W tym zestawieniu zdecydowanie korzystnie wypadła scena dziecięca: humorystyczny Koperek i Kminek w różnych odsłonach, slapstickowy "Luxus" i bajeczne "Bizzarium". Przyznam, że szczególnie zachwyciła mnie podwodna opowieść Kanadyjczyków. Prosta fabularnie, ale doskonała technicznie. W nurt ludzi na Długim Targu wpłynęła prześliczna łódka, wpłynęła i zatonęła. Amy wraz z nią. Obserwując parę nurków, wybraliśmy się w podróż do niezwykłego świata, z pięknie animowanymi morskimi lalkami (muszlami, rybami, ośmiornicą i oczywiście syreną). Nawet publiczność okazała się elementem tej innej, ciekawej rzeczywistości. Można było zbadać nas pędzelkiem, wystraszyć ośmiornicą, podnieść włosy tak, by pływały w wyimaginowanych głębinach.

Motyw wody często zresztą pojawiał się na tegorocznej Fecie. Złośliwi, znając tematyczną deklarację organizatorów, żartowali nawet, że to pewnie wpływ efektu cieplarnianego. Tutaj zaskoczył Teatr Ósmego Dnia, którego spektakle często budowane są dookoła żywiołu ognia. Tymczasem zaprezentowany w sobotę "Czas matek" był dość "mokry". Mieliśmy biologiczne wody płodowe, metaforyczne podlewanie dzieci i życiowe pranie koszul. Nawet śmierć musiała zostać wymazana, a właściwie zmyta. Bo spektakl Ósemek opowiadał o tych, które w bólach rodzą, a potem tracą swoje dzieci. Tracą na wszystkich wojnach tego świata. Tracą i wypłakują. Warto było to zobaczyć, choćby dla paru przepięknych scen. Kunszt poznańskich weteranów teatralnych, ich sposób organizowania przestrzeni i umiejętność budowania wyrazistych, prostych metafor, to klasyka sama w sobie. "Czas matek" pokazał też, jak wykorzystać efekty multimedialne. Jacek Chmaj w genialny sposób stworzył dzięki nim całą przestrzeń duchową widowiska. Chyba wszystkim w pamięci pozostaną ulotne i kruche kobiece sylwetki, stworzone za pomocą projekcji na dymie.

Co jeszcze zostanie w świadomości widzów tegorocznej Fety? Na pewno udaną i ciekawą propozycją (niestety tylko dla wybranych, bo spektakl w sumie, mimo trzech odsłon, mogło zobaczyć tylko 36 osób) byli "Emigranci" [na zdjęciu] Teatru Wiczy. Toruńska scena alternatywna wystawia dramat Mrożka w starym kempingowym mercedesie. A Mrożek, jak to Mrożek, wcale się nie starzeje - zwłaszcza w obliczu kolejnej fali emigracji zarobkowej, która w ostatnich latach przeszła przez nasz kraj. Właściwie jedynym minusem projektu są miny tych, którym nie udało się go jeszcze zobaczyć. Jako że mam słabość do pantomimy i prostych form, pozwolę sobie jeszcze wspomnieć o spektaklu wrocławskiego Teatru Formy. Widziałam go już siedem lat temu. Wtedy dedykowany było ofiarom WTC. Zahipnotyzował mnie. W widowisku tym, na oczach widzów, artyści budują metalową wieżę. Tytuł "Wieża Babel" nawiązuje oczywiście do niezwykłego dzieła - wieży Babel - i związanego z nim poplątania języków. Spektakl w obecnej formie został okrojony z kilku etiud. Jednak wciąż nie traci na mocy zakończenie, w którym z dziecięcego czerwonego wiaderka usypany zostaje piaskowy kopczyk. Usypany i zdeptany. Bo to nie Stwórca krzyżuje nam plany, ale my sami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji