Artykuły

Zachorowali na polskość

"Homo Polonicus" w reż. Janusza Opryńskiego i Witolda Mazurkiewicza z Teatru Provisorium i Kompanii Teatr z Lublina na X Letnim Ogrodzie Teatralnym w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Ilekroć przyjeżdżali na Letni Ogród Teatralny, byli gwarantem najlepszej sztuki. Niebanalnej, niełatwej i, niestety, najczęściej również nieprzyjemnej dla oka i ucha widza. Gębę przyklejali publiczności w wirtuozerskim "Ferdydurke" czy gorzko "Do piachu" posyłali za Różewiczem. Po "Transatlantyku" mieli ponadtrzyletnią teatralną przerwę, aż w końcu można ich było oglądać ponownie, w minioną sobotę na Letnim Ogrodzie z najnowszą produkcją: "Homo Polonicus".

Lubelski alternatywny duet Provisorium i Kompanii "Teatr", ma tę cenną cechę, której zazdrościć może im wiele teatralnych zespołów. Aktorzy ilekroć stają na scenie, wiedzą dlaczego, ilekroć grają, wiedzą, co mają do powiedzenia publiczności, omijając dramaturgiczne mody i trendy. Tym razem z literackiego niebytu na światło dzienne wydobyli tekst częstochowianina Krystiana Piwowarskiego. "Homo Polonicus" to gawęda szlachecka, daleka jednak od literackiego Soplicowa. Książę Stanisławczyk, któremu śni się, że zostanie królem Polski, to kreatura gorsza od teatralnego Ubu. Rozpustnik, pijak, prostak wulgarny, który wszystkich nienawiścią raczy (z wyjątkiem młodych dziewek, prostytutek i pieniędzy).

Owa szlachecka gawęda, bez większych dramaturgicznych napięć, to najsłabszy element teatralnej machiny, ale szczęśliwie lubelscy aktorzy pozwolili sobie na sceniczny obłęd i powstał dobry spektakl. Zachorowali na polskość. Zatruli się własnym narodem. "Homo polonicus" w ich interpretacji to nie typ człowieka, a zaraza przenoszona drogą narodową.

Nie bez przyczyny Stanisław rozpoczyna pierwszą kwestię, leżąc na łóżku oślepiony zardzewiałą, szpitalną lampą. Miejsce to zresztą niezwykłe - teatralna trupiarnia i narodowy śmietnik. Robert Kuśmirowski, scenograf, zaprojektował miejsce przeklęte, pozlepiane z zakurzonych foteli, teatralnych krzeseł, kościelnych ław, pod którymi kryje się krematoryjny piec, a obok zdezelowanej kapliczki, w której książę chowa trunki, stoi sugestywny radiomegafon - narzędzie propagandy miejscowego kapłana. W tym ciasnym scenicznym piekle skazani są na siebie Polak książę, służący mu Żyd, kompan do wódki i rozpusty Rosjanin czy znienawidzony, szczególnie postępowy sąsiad Niemiec. I choć tekst nie pozwolił na gom-browiczowską wirtuozerię, w pamięci pozostaje po raz kolejny fenomenalny kwartet aktorskich osobowości. Oschły Jacek Brzeziński targujący słowem jak złotem w roli Żyda Grąjcewera, Michał Zgiet z upadłą nisko rosyjską duszą, Witold Mazurkiewicz o fanatycznym głosie jako ksiądz i pyszny prostak Kapusta oraz wulgarny Jarosław Tomica - Polak najobrzydliwszy z Polaków. Z pieśnią na ustach, z suto zakrapianym stołem, bez najmniejszych skrupułów Provisorium i Kompania urządzili Polsce 90-minutowy pogrzeb. Można wyjść zniesmaczonym, z niechęcią nie do artystów, a samych siebie, bo już w drodze do domu można spotkać pierwszych Stanisławczyków na ulicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji