Artykuły

Archiwa domowe aktorów

Barbara Lasocka. Lubię dokumenty gromadzone przez aktorów. O powodach takiego właśnie do nich stosunku powiem na końcu. Aktorzy należą do chętnych, choć nie zawsze starannych zbieraczy świadectw swojej zawodowej działalności. Może bardziej lub mniej świadomie chcą w ten sposób zrekompensować ulotność uprawianej sztuki. Pragną ocalić od zapomnienia siebie jako jednego z jej autorów. Czy jest to wykonalne zadanie? I na to pytanie będę szukać odpowiedzi.

Mam świadomość, iż jako osoba zajmująca się zbieraniem aktorskich archiwaliów w uczelni teatralnej znajduję się w uprzywilejowanej sytuacji. Jestem bowiem dobrą znajomą, by nie nadużywać słowa przyjaźń, wielu znamienitych artystów, którzy zaakceptowali moją dokumentacyjną działalność. Uważając mnie za swojego człowieka, a nie za cywila, chętniej powierzają mi własną przeszłość zawartą w najróżniejszych papierach.

Choć tak bardzo chcą zostawić po sobie ślad, różnie jednak postępują ze zbieranymi świadectwami swej pracy. Niektórzy zaczynają je oddawać już za życia - opieram się tu na doświadczeniach Pracowni Historii Szkolnictwa Teatralnego Akademii Teatralnej im. A.Zelwerowicza - resztę zaś zapisują w testamencie. Tak postąpiła Ryszarda Hanin. Są tacy, którzy robią to na bieżąco, niemal każdego dnia. I w tej gorączce gotowi są oddać dokumenty, które mogą być im kiedyś potrzebne. Jeszcze inni przez wiele lat składają obietnice donacji. Ale wielu aktorów po prostu odkłada uporządkowanie swoich spraw na nie określoną bliżej przyszłość, pozostawiając w ten sposób los własnych zbiorów na łasce przypadku. Są wreszcie artyści, którzy strzegą swej zawodowej przeszłości, już nie mówiąc o prywatności, nie tylko przed historykami, ale i przed przyjaciółmi. Zdarzało mi się oglądać fotografie powklejane w potężne albumy, które wszakże były otwarte na jednej tylko stronie, a właściwe zdjęcie wskazano palcem. Potem album zostawał zamknięty i wyniesiony. Ciekawe, iż nieraz w przedziwnych okolicznościach tak zazdrośnie strzeżone papiery trafiają do placówek dokumentacyjnych. Ale zdarza się też, że rodzina bądź z nieświadomości, bądź z powodu jakiś żalów wyrzuca na śmietnik gromadzone latami teatralia. Tylko wyjątkowy zbieg okoliczności pozwala je uratować. Z takiego odzysku Pracownia ma choćby niezwykle bogate archiwum Hanny Bielskiej-Poredowej, absolwentki przedwojennego PISTu i Eugeniusza Poredy.

Tylko jako ciekawostkę można wskazać dziwne miejsca, w których aktorzy, nie wiedzieć czemu, trzymają co cenniejsze dokumenty. Listy Ireny Solskiej zostały ukryte na dnie szafki z butami. Z kolei listy Mieczysława Frenkla znajdowały się pod siedzeniami foteli. Wszakże najbardziej wyrafinowanym miejscem, w jakim umieszczono cenne papiery, okazał się - kominek. Na szczęście, od dawna nie rozpalano w nim ognia.

Archiwa aktorów mają swoją specyfikę, gdy idzie o rodzaje dokumentów. Można zauważyć pewien powtarzalny model tego rodzaju zespołów. Dlatego też ich waga zależy przede wszystkim od rangi artysty. Niemal zawsze gromadzą oni egzemplarze ról, nawet jeśli nie zawierają one żadnych adnotacji. Jest to wszakże motywowane względami praktycznymi, jako że aktorzy chętnie grają tę samą rolę na różnych scenach i w różnych okresach swego życia. Swoistym dopełnieniem egzemplarzy są programy teatralne, afisze przedstawień, fotografie oraz wycinki prasowe nie tylko recenzji, ale często najdrobniejszych nawet wzmianek. W tym dziale wypada też umieścić listy od wielbicieli. To wcale nieprawda, że zabiegani i umęczeni ludzie nie piszą listów. Przynajmniej aktorów wręcz zasypują korespondencją. Robią to głównie kobiety w najróżniejszym wieku, przeważnie zamieszkałe na głębokiej prowincji. Stanowią one swoisty, ale znakomity materiał do badań nad recepcją pewnych typów ról, oczywiście również z teatru telewizji i filmu, oraz zapotrzebowaniem na aktorskie osobowości. Tyle że - jak sądzę - byłby on bardziej przydatny socjologowi niż historykowi teatru.

Natomiast bierna korespondencja artystów przynależy już do innej materii dokumentów. Pozwala określić krąg znajomych i przyjaciół, czasem wnieść cenną poprawkę czy uzupełnienie do biografii zarówno adresata, jak i nadawcy, faktograficznej natury. Niezmiernie rzadko pojawia się w nich prywatny odbiór całego przedstawienia czy roli zaprzyjaźnionego aktora. Na to trzeba być Marią Dąbrowską, która w liście do Wyrzykowskiego z 6 grudnia 1955 roku wyjawiła swój stosunek do "Dziadów" w inscenizacji Aleksandra Bardiniego, tak przecież kontrowersyjnych. Jeżeli aktor jest dystraktem, co w tym zawodzie zdarza się dość często, to przechowuje również własne listy, których nigdy nie wysłał. Ale darmo w nich szukać wynurzeń artystycznej natury. Aktorzy na ogół nie piszą ani o swoim czytaniu postaci, ani o pracy nad rolą, ani o ostatecznym jej rezultacie.

W pobliżu epistolografii sytuują się systematycznie bądź dorywczo prowadzone kroniki, pamiętniki, nawet zapisy w kalendarzach. Oczywiście, niewielu aktorów odznacza się systematycznością i wręcz pedanterią Mariana Wyrzykowskiego, który przez blisko trzydzieści lat odnotowywał wydarzenia każdego dnia. Wyjątkowo pozwalał sobie na zaniechanie. Jaką wartość przedstawiają dla historyka teatru wynurzenia artystów? W niemałej mierze zależy ona od osobowości artysty. Ale i tu zdarzają się niespodzianki, żeby przypomnieć zwięzłe sprawozdania dzienne Alojzego Żółkowskiego syna. W kronikach, podobnie zresztą jak i w pamiętnikach aktorzy zapisują nade wszystko swoją codzienność w różnych jej wymiarach - od zakupów, towarzyskich spotkań, po własne fascynacje i namiętności, czasem także po tytuły czytanych właśnie książek. Sfera sztuki jest właściwie nieobecna. Uprawiany zawód wyraża się jedynie pewnym rodzajem faktów - otrzymanie roli, terminy prób, a następnie data premiery, zwięzłe uwagi o reżyserze i scenicznych partnerach. Czasami odnajdujemy tytuły pomocnych do budowania roli lektur. Najciekawsze w tego rodzaju zapisach są dwie sfery: mikro i makro. Niemal każdy aktor, będący przecież jednym z podmiotów teatru, musi stać się egocentrykiem. Ta cecha jest niejako wpisana w zawód. Dlatego też we wszelkiego rodzaju notatkach najczęściej zapisują oni nawet najbardziej drobiazgowe okoliczności swego życia i przeróżne odcienie własnych emocji. Zostawiają w ten sposób znakomity, choć nieraz przypadkowy, nieuporządkowany, subiektywny, przez co nie zawsze wiarygodny materiał do biografii, w której prywatność zdecydowanie przeważa nad sztuką. Ale są też aktorzy świetnymi, choć nierzadko stronniczymi obserwatorami świata. Ta ich umiejętność także jest związana z uprawianym zawodem, który domaga się uważnego przypatrywania się ludziom i otoczeniu.

Rękopiśmienne dokumenty znajdujące się w domowych archiwach aktorów - poza typowymi świadectwami przeszłości, jak przywołane już tutaj - zależą także od kolei ich życia, nie mówiąc już o własnych zainteresowaniach. Dawni uczniowie szkół teatralnych, które musiały się im wydać miejscem niezwykłego wtajemniczenia w arkana sztuki, wśród ważnych pamiątek umieszczali też notatki z zajęć. Ten rzadko wykorzystany w badaniach teatralnych rodzaj dokumentu może świetnie dopełnić sylwetki artystów, badaczy i krytyków, żeby wymienić tylko nazwiska Leona Schillera, Henryka Elzenberga, Aleksandra Hertza, Karola Husarskiego, Stanisława Ossowskiego, Bohdana Korzeniewskiego, Jerzego Stempowskiego, Tymona Terleckiego i Leona Pomirowskiego. Dzięki tym kajetom Mariana Wyrzykowskiego mamy rozpisane na tematy cykle wykładów i ćwiczeń Leona Schillera (z datami dziennymi zajęć), które są jednocześnie świadectwem jego poglądów na teatr i artystycznych preferencji. Znamy też teraz wyznaczane przez niego tematy i reżyserskie zadania, z jakich uczniowie PISTu musieli się rozliczyć na jego kolejnych egzaminach. A któryż to profesor 22 października 1936 roku zadał swoim słuchaczom do opracowania takie oto referaty, oczywiście do wyboru: "Przedstawienia dramatu politycznego z okresu Napoleońskiego (1807-1812)"; "Inscenizacja oper u Bogusławskiego"; "Pierwsze przedstawienia szekspirowskie"; "Gra aktorska w tragedii klasycznej (1800-1830)". Pomysłodawcą tych tematów był, jak się nietrudno domyślić, Bohdan Korzeniewski. Przestudiowanie wszystkich notatek z zajęć, jakie odbywały się w latach 1933-1936, a jest to lektura pasjonująca, odkrywa kulturę umysłową elity teatralnej dwudziestolecia międzywojennego.

Pojawia się też w dokumentach jakby druga strona pedagogicznego procesu. Są to notatki profesorów o swoich uczniach. Nieocenionymi w tym zakresie dokumentalistami okazali się Jerzy Kaliszewski i Marian Wyrzykowski. Te prawdziwie pasjonujące zapiski, oddające coś z osobowości nauczających i zawierające najbardziej zwięzłe określenia artystycznych predyspozycji kandydatów do zawodu, później spełnionych lub odrzuconych, nie dotyczą wprawdzie dzieł sztuki teatralnej, lecz jedynie ich sprawców lub krytyków. I właśnie w tym zapisie osób mieści się ich wysoka wartość. I choć ocalenie od zapomnienia oraz krytyczna analiza dydaktyki artystycznej jest równie trudna, jak i dzieła teatralnego, to jednak te i wiele innych dokumentów zachęcają do podjęcia takiego wysiłku.

Koleje życia niektórych, wybranych jedynie aktorów obejmują również ich działalność społeczną. Z najróżniejszych przemówień, sprawozdań czy uwag o zjazdach, zebraniach zarządów, sekcji itp. chciałabym wszakże wydobyć dokumenty szczególne, które mogłyby tworzyć wyodrębniony z różnych archiwów domowych zespół. Są to mowy pogrzebowe nad grobami starszych, zasłużonych kolegów. Nie wszystkie były na bieżąco drukowane i nie zawsze w pierwotnej wersji. Ileż zawiera się w nich wiedzy o czasach, rzeczywistych i przemilczanych zasługach, pierwotności ludzi i perfidii politycznych systemów.

Osobny rodzaj dokumentów, nie zawsze gromadzonych starannie, stanowią różnego rodzaju papiery urzędowe, dla faktograficznej części biografii aktorów wprost bezcenne. Są to akty zawarcia ślubu bądź przeprowadzonego rozwodu - ciekawe, iż przeważnie nie ma metryk urodzenia - świadectwa szkolne, umowy o pracę, najróżniejsze legitymacje - jakimż rarytasem są przedwojenne legitymacje PISTu i ZASPu - odznaczenia, medale, ordery. Tu można by też włączyć zaproszenia. Są ich dziesiątki, jeśli nie setki. Stanowią swoisty dokument społecznego, a nawet politycznego prestiżu aktorów oraz sposobów manipulowania nimi.

Tak mniej więcej przedstawia się zawartość typowego, żeby nie powiedzieć klasycznego archiwum domowego aktorów. Nie znaczy to wcale, iż nie spotyka się w nich jeszcze innych materiałów. I właśnie one są świadectwem ich indywidualnych upodobań, pasji czy nawet aspiracji. To tu zdarzają się prawdziwe cimelia. Bowiem aktorzy bywają też zapamiętałymi zbieraczami archiwaliów. Należała do nich Elżbieta Barszczewska, która zachęcona, być może, odziedziczonymi po swej stryjence, Wandzie, zbiorami listów i dziewiętnastowiecznych afiszów Warszawskich Teatrów Rządowych (jest ich blisko dwieście) kolekcjonowała, dostawała lub kupowała prawdziwe rarytasy. To wśród jej i Mariana Wyrzykowskiego dokumentów znalazły się projekty dekoracji Karola Frycza do "Hamleta", część głośnego archiwum Szyfmanowskiego oraz pokaźny zbiór afiszów teatrów wileńskich z okresu dwudziestolecia międzywojennego.

Wielce pożyteczna okazała się pasja Zbigniewa Koczanowicza, który przez kilkadziesiąt lat zbierał oryginalne, bądź wycięte z prasy fotografie swoich kolegów, aktorów i reżyserów. Jego zbiór, jakże dzisiaj pożyteczny, liczy ponad dwa i pół tysiąca zdjęć ludzi teatru. Z kolei Zbigniew Sawan starał się uchronić przed zapomnieniem swoją i Marii Malickiej działalność dyrektorską. I tak ocalał dziennik korespondencji Teatru Malickiej z lat 1935-1939. Można na jego podstawie poznać bywających na premierach krytyków teatralnych oraz przedstawicieli różnych środowisk artystycznych Warszawy. Każde nazwisko jest opatrzone adresem, a nawet numerem przedwojennego telefonu. I takie informacje okazują się przydatne, choć ze sztuką teatru nie mają nic wspólnego.

Archiwa domowe aktorów, zwłaszcza te nie przygotowane do oddania, przypominają ogród nie plewiony. Obok prawdziwych skarbów jakże często znajdują się w nich rzeczy przypadkowe, dziwne, nieraz zabawne, a na pewno niepotrzebne, których nikt w porę nie wyrzucił. Trafiły więc do Pracowni muszelki zbierane nad Adriatykiem przez Elżbietę Barszczewską, anonimy, jakie dostawał Jan Świderski, (na jaką rzeczy pamiątkę je trzymał?) święte obrazki, sporo zasuszonych kwiatów, zdjęcie Stanisławy Wysockiej w trumnie, a nawet rentgen zęba Zygmunta Chmielewskiego. Wszystkie te dziwności nie umniejszają wagi tysięcy dokumentów, które mieści modelowe archiwum domowe aktora-zbieracza.

Powstaje tylko pytanie o stopień wiarygodności różnych typów materiałów, a nade wszystko o zakres ich przydatności. Rozstrzygnięcie pierwszej wątpliwości musi wynikać z konfrontacji różnych źródeł. Ale i intuicja badacza nie jest tu bez znaczenia. Odpowiedź na drugie pytanie musi zostać poprzedzona bardzo wyraźnym określeniem przedmiotu badań, która to wątpliwość w przypadku historii teatru pojawia się od dawna i nie ma, jak sądzę, jednoznacznego, zadowalającego wszystkich zajmujących się materią sceny naukowców, rozstrzygnięcia. Materiał zawarty w archiwach aktorów, którzy wydają się być w tym zakresie najbardziej kompetentni dysponując przy tym dokumentami niedostępnymi dla cywilów, potwierdza, że przedmiotem tym nie jest dzieło sztuki teatralnej. I choć ten "punkt dojścia" wydawałby się jedynie właściwy, pozostaje on zamierzeniem idealnym, nigdy nie pozwalającym się spełnić. A gdy sięgam pamięcią do własnych doświadczeń teatralnych sprzed paru dziesiątków lat, spieszę dodać, iż owa niemożność zachowania teatru w jego pełnym kształcie i wyrazie jest jakby jego samoobroną przed śmiesznością, jaka staje się udziałem dawno minionych i zużytych konwencji. To prawda, dokumenty zachowane przez aktorów zawierają niemało elementów składowych wielu ważnych przedstawień sprzed lat, ale nie układają się one w żadną całość, która byłaby ich wiernym zapisem.

Archiwa aktorów mają wszakże ogromną wartość. Zawierają bowiem bezcenny materiał na użytek faktografii. I w tym zakresie należy on do bardziej wiarygodnych. Ale równie ważne jest i to, iż kryją one w sobie trudny, pokomplikoway los tych twórców teatru, którzy go sobą materializują. I dzięki temu teatr zostaje usytuowany w rozległym kontekście ludzi i ich czasu. Ale by podjąć to zadanie, do którego prowokują domowe archiwa aktorów, trzeba posłużyć się również metodami naukowego postępowania historyka, socjologa, psychologa i może specjalistów paru jeszcze innych dyscyplin. Badania nad historią teatru, choć trudniejsze, mogą jednak zyskać rozległą perspektywę, która zrekompensuje ułomną i ograniczoną pamięć teatru.

W każdym z jawiących się tu zadań dokumenty uzbierane przez aktorów mogą oddać jeszcze nieocenione usługi. Oczywiście, zdjęcie rentgenowskie zęba dobrego w końcu aktora nie jest tu niezbędne. Ale nawet z nim, muszelkami znad Adriatyku, fotografią Wysockiej w trumnie oraz płatkami zasuszonych ongiś, a dziś rozsypujących się róż lubię i cenię te archiwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji