Artykuły

"Żyd" dorabia gębę

"Żyd" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Marcin Hałaś w Gazecie Polskiej.

Ledwie parę tygodni temu pisałem na tych łamach o spektaklach "na obstalunek". Ich twórcy wyczuli, że pokazując Polaka jako antysemitę i ksenofobiczną metę, zyskają poklask. W tę receptę wpisuje się także zrealizowany na południu Polski "Żyd" Artura Pałygi. Dramat nieźle napisany, dobrze wyreżyserowany, a jednak fałszywy jak świnka z tombaku.

Artur Pałyga to właściwie debiutant. Wcześniej zrealizowano tylko jeden jego dramat. "Testament Teodora Sixta" zdobył nagrodę w konkursie na sztukę o Bielsku-Białej i został wystawiony przez Teatr Polski w tym mieście. Pałyga błyskawicznie napisał drugą sztukę, którą podobnie jak pierwszą wyreżyserował Robert Talarczyk, od trzech lat dyrektor tej sceny.

Miłe złego początki

Talarczyk to na Śląsku jeden z najzdolniejszych aktorów i reżyserów średniego pokolenia. W katowickim teatrze Korez był współreżyserem kultowej sztuki "Cholonek", opartej na śląskiej powieści Janoscha. Z kolei w chorzowskim Teatrze Rozrywki w przekonujący i sugestywny sposób zrealizował "Krzyk według Jacka Kaczmarskiego". Spod ręki tego twórcy nie wychodzą knoty.

Dlatego też i "Żyd" to dobre przedstawienie. Kameralne, rozpisane na pięciu aktorów - nauczycieli szkoły w jakiejś zapadłej polskiej wsi. Jest wśród nich stara, surowo oschła polonistka, jednocześnie dawna opozycjonistka, dyrektor ochoczo przyginający się do każdej rzeczywistości oraz wuefista z gatunku tych, którzy spośród wszystkich mięśni najgorzej wytrenowali mózg. Młode pokolenie prezentują anglistka oraz ksiądz katecheta. Cięty dialog, dowcip inteligentnie wydobyty z kontrastujących osobowości, zmysł obserwacyjny Pałygi - to zalety pierwszej części spektaklu. Fabułę streścić da się łatwo: oto do zapyziałej, zagrożonej likwidacją szkoły przysyła e-maila obywatel Izraela, tytułowy "Żyd". Jego ojciec tu się uczył, po wojnie został pisarzem i miasteczko dzieciństwa uwiecznił w swoich książkach. Dyrektor zaraz wpada na sprytny pomysł: nadać szkole imię ojca-pisarza Mojżesza Wassersteina, syna zaprosić i naciągnąć go na sponsoring. Tu zaczyna się wydumany przez Pałygę problem: bo jakże polska szkoła ma nosić imię Żyda? Zabrakło mu i wiedzy, i inteligencji, by zrozumieć, że w kraju, którego duchowy dorobek i kulturę przez wieki tworzyli Polacy, Żydzi, Ormianie, Tatarzy, Rusini to rzecz normalna. On z tego musi zrobić problem.

Mężczyznę poznać po tym, lak kończy...

Im bliżej końca, tym dramat jest gorzej napisany, całość ratuje tylko reżyserska ręka Talarczyka i gra bielskich aktorów. Bo Pałyga w jakiś sposób jest inteligentny - wie, że już zrobiono spektakle, napisano artykuły udowadniające, że Polak to antysemita i ksenofob. Musi więc przelicytować i pójść dalej. Dorobić Polakowi straszną gębę. Według Pałygi Polak to morderca z siekierą, roztrzaskujący (już w 1939 roku!) czaszki Żydów. Są. też "patrioci z NSZ" mordujący Żydów, później idący do komunii, a po mszy wymieniający się zrabowanymi Żydom przedmiotami. Przed takimi Polakami żydowskie dziecko może uratować tylko... gestapowiec.

Panie Pałyga, tutaj kończy się już licentia poetica, zaczyna się najnormalniejsze świństwo. Nawet manipulacja, nawet podłe łgarstwo powinno mieć swoje granice. Pałyga jedzie po bandzie". Za antysemityzm odpowiedzialny jest oczywiście Kościół katolicki. I tak dalej... Dramaturg musi wylicytować jak najwięcej, by zyskać premię. I jego sztuka oczywiście pochwałę uzyskuje - "Żyd" otrzymał I nagrodę na III Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych "R@port" w Gdyni. Tak komplementował ją tam przewodniczący jury Tadeusz Nyczek: "Tekst dramatu był najlepiej napisanym dramatem ze wszystkich zaprezentowanych utworów, najodważniejszym i najbardziej dotkliwym, jeśli chodzi o tematykę". Artur Pałyga jako dramaturg mógłby odnieść sukces. Albo jednak nie wierzył we własny talent, albo nie miał czasu lub chęci do pracy i postanowił pójść na skróty, powielić drogę innego utalentowanego polskiego autora tekstów teatralnych Jarosława Świerszcza (wystawiającego pod pseudonimem Ingmar Villqist). Ten zapewnił sobie poklask i tantiemy w wielu teatrach, eksplorując temat seksualnych dewiacji. Oczywiście w cieniu zagrożenia polską nietolerancją. O czym napisze kolejną sztukę Artur Pałyga? O tym, że Polacy żywcem zjadają Żydów, feministki lub homoseksualistów? Rozplątują im czaszki młotkiem, a potem aluminiową łyżeczką spożywają mózgi? Proszę bardzo, w tym kraju wolno wszystko. Po "Żydzie" pozostaje mi jednak wrażenie, że ktoś wyjadł mózg samego Pałygi. Albo co gorsza - zakażając go głodem sukcesu, zżarł równocześnie całe jego poczucie uczciwości i przyzwoitości. I to nie tylko artystycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji