Artykuły

Jazzowe ukojenie ojców

Początek VII Festiwalu Dialogu Czterech Kultury w Łodzi ocenia Dariusz Pawłowski w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Pierwszy weekend tegorocznego Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi zasugerował, jak obudowana wokół niego teoria prawdopodobnie sprawdzi się w praktyce. Już jest jasne, że dokonał się gwałtowny skok ze skrajności w skrajność: z festiwalu ludycznego w niszowy, nieco wydumany. Czy będzie to wart wyprawki skok jakościowy, przekonamy się po tygodniu trwania imprezy.

Oficjalnym otwarciem festiwalu był wykład pochodzącego z Austrii pisarza Martina Pollacka, który jest gościem honorowym festiwalu. Artysta opowiadał m.in. o tym, że jego ojciec, który był nazistą, w czasie wojny był w Polsce, choć nie w Łodzi. W domowych archiwach zachował się jednak łódzki ślad: przedwojenna pocztówka przedstawiająca mężczyznę na Piotrkowskiej. Ta postać Pollackowi kojarzyła się z ojcem. Z ojcem, z którego wojennym doświadczeniem, Pollack musiał się uporać.

I właśnie uporaniu się z oddziaływaniem i pozycją ojca w życiu każdego z nas poświęcone było ciekawe przedstawienie Schauspelhaus Zurich - "Ojcowie" [na zdjęciu]. To autorski spektakl Alvisa Hermanisa, łotewskiego reżysera i aktora, od 10 lat prowadzącego Teatr Nowy w Rydze. Hermanis w ubiegłym roku otrzymał prestiżową europejską nagrodę w dziedzinie teatru - Nowa Rzeczywistość Teatralna - przyznawaną twórcom poszukującym oryginalnego języka teatralnego. I choć "Ojców" trudno uznać za nową rzeczywistość teatralną, to nie da się ukryć, że dowodzą oryginalności ich twórcy.

"Ojcowie" Hermanisa to tak naprawdę gawęda. Trzech aktorów - Niemiec, Rosjanin i Łotysz - opowiada o swych ojcach i dorastaniu obok nich. To fragmenty, wycinki , które zostają w pamięci - czasem zabawne, czasem smutne, czasem wzruszające. Za scenografię do wspomnień służą zmieniane plansze z powiększonymi zdjęciami ojców bohaterów w różnych okolicznościach. Aktorzy, także ojcowie, dzięki charakteryzatorom "starzeją" się na scenie, przypominając o przemijaniu. Zabieg z trójką aktorów różnych narodowości, dodaje także element konfrontacji rożnych okoliczności, uwarunkowań historycznych, doświadczeń i możliwości. I właściwie to jest największa wartość spektaklu - że jest o życiu, a życie przecież jest najciekawsze. Zarazem "Ojcowie" należą do tych przedstawień, które ogląda się z zainteresowaniem, ale z których nie wychodzi się mądrzejszym, lepszym, nowym. Ot, nieco słuchowiskowe zdarzenie. Zabrakło wyniesienia tematu o "szczebel" wyżej, uczynienia z niego przesłania głębiej penetrującego ludzką naturę.

Wydarzeniem artystycznym pierwszych dni festiwalu okazał się natomiast, w moim odbiorze, znakomity koncert Exploding Star Orchestra - kilkunastoosobowej jazzowej formacji prowadzonej przez trębacza Roba Mazurka. Gęsta, finezyjna i energetyczna muzyka, pełna szalonych improwizacji, przypomniała, że światowy jazz kipi od oryginalności. A że tematem tegorocznego festiwalu są "Ojcowie", pod "ojca" sceny chicagowskiej można podciągnąć występującego z zespołem legendarnego saksofonistę Freda Andersona. Szkoda tylko, że organizatorzy opóźnili rozpoczęcie koncertu o kilkadziesiąt minut, bo część z nich została na spotkaniu z artystami niemieckiego teatru. Źle to świadczy o festiwalu, jeśli na wszystkie zdarzenia potrzebna jest ta sama publiczność. Prawdziwy festiwal to przecież sztuka wybierania i tych, którzy przybyli tylko na koncert, nie powinno obchodzić, że gdzieś coś jeszcze trwa.

Istotną okazała się wystawa "Master & Monster", a mało "nową" prezentacja Cricoteki Tadeusza Kantora. Wierzę, że do końca festiwalu dowiem się, co to wszystko ma wspólnego z dialogiem czterech kultur.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji