Artykuły

Czy 50-latka może kochać nastolatka?

"Czarodziejka z Harlemu" w reż. Ingmara Villqista na Małej Scenie Teatru Rozrywki w Chorzowie. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Zamieszkali razem, ale koledzy w szkole zaczęli za nim krzyczeć "nekrofil!" a jej rodzina powtarzała jej, żeby "nie majstrowała przy zegarach".

Jeśli tak, to czy bardziej jak matka, czy jednak kochanka? Ingmar Villqist w "Czarodziejce z Harlemu" po raz kolejny stawia widza przed dylematem, który każdy musi rozwiązać sam. Nowa jednoaktówka chorzowskiego dramaturga rozpoczęła działalność Małej Sceny Teatru Rozrywki

Villqist pozostaje na dramaturgicznym piedestale, ale jego bohaterowie, jak zwykle, tkwią na marginesie. Tym razem znalazł ich w dusznej, ciasnej kawalerce, w której ukrywają się przed światem. Zamiast okien mają trzy ekrany. Bo to nie oni będą oglądać świat - to świat będzie ich łapczywie podglądać. Bo to, co niemoralne, zawsze jest ciekawsze od poprawnej codzienności.

Czym zgrzeszyli? Evre wynajęła kawalerkę. Poukładała skrzętnie sukienki w szafie. Za chwilę przyjedzie on i po prostu się wprowadzi. I tyle. Są przecież dorośli. Na razie nie muszą żyć długo i szczęśliwie, ale przeżyć choć jeden dzień razem. Banał. Tyle tylko, że ona ma 48 lat, a on - 19.

Villqist, który zawsze odmieniał ludzie uczucia przez niełatwe przypadki, postanowił tym razem sportretować miłość, którą dzieli 30 lat życia i społeczna wieczność.

Choć w "Czarodziejce..." gra kilka osób, to można oglądać tę sztukę jak monodram. Pierwszy raz Villqist z taką intensywnością napisał rolę kobiecą, która zdominowała całą jednoaktówkę.

Violetta Smolińska czekała na tę rolę. Evre przylgnęła do niej już w "Beztlenowcach" (2003). Później była kolejna Evre - niespełniona matka w "Fantomie". Teraz gra Evre - kobietę naznaczoną czasem.

"Nie majstruj przy zegarach!" - z potępieniem komentuje jej zachowanie ojciec. Ale ona uparcie zachowuje się jak mitologiczna Fedra, żona Tezeusza, która zakochała się w swoim pasierbie Hipolicie. Smolińska wybornie gubi się między sprzecznymi uczuciami, nieudolnie szukając środka między matkowaniem Jergowi a pożądaniem jego gładkiego, młodego ciała. Chce być niedojrzała, ale inni nie pozwolą jej przeżyć drugiej młodości. W ogóle nie pozwolą jej żyć. "Nekrofil!" będą krzyczeć koledzy z klasy Jerga. Przez dwie godziny oglądamy, jak Smolińska gaśnie. Pięknie i dojrzale, ze łzami w oczach w scenie składania urodzinowych życzeń, które są ostatnim pożegnaniem.

W jej cieniu pozostaje Jerg - Sebastian Ziomek, który gra młodego koszykarza. Jeszcze nie potrafi pożądać bohaterki Smolińskiej i tym samym jest nieprzekonujący w swojej niewinności. Hanna Boratyńska i Andrzej Lipski (rodzice Evre) mają w "Czarodziejce..." tylko epizod, ale wyjątkowy. To, czego nie mogą wyrazić w sekwencji surowych zdań, zostawiają w milczącym spojrzeniu. Rozgrzeszone, odpukane w konfesjonale, a wciąż niepokojące.

Nie napiszę, dlaczego warto zobaczyć "Czarodziejkę...". Wystarczy tylko tyle, że Smolińska to aktorska czarodziejka. Nie napiszę, czy finał jest równie tragiczny jak w greckim micie o Fedrze. Sami zadecydujcie też, czy kobieta przed pięćdziesiątką może pokochać 19-latka. Sądźcie Villqista i jego Evre, bo w przypadku tego spektaklu teatr jest kobietą.

Nie przez przypadek Dariusz Miłkowski, dyrektor Rozrywki, zamówił sztukę inaugurującą Małą Scenę właśnie u Villqista. Nie przez lokalny patriotyzm, lecz ze względu na poetykę jego tekstów. Mała Scena ma być zupełnie autonomiczną przestrzenią teatralną, niekoniecznie wpisującą się w rozrywkowy profil Dużej Sceny. "Czarodziejka..." Villqista otwiera drzwi w Chorzowie na to, co współczesne, dotkliwe i nie zawsze wygodne dla widza. I już za to należą się oklaski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji