Artykuły

Kamera i dusza

"Rodzinny show" w reż. Macieja Pieprzycy w Teatrze TV. Pisze Anna R. Burzyńska w Tygodniku Powszechnym.

To krzepiące, że polską telewizję wciąż jeszcze stać na taki samokrytycyzm. Pokazać upudrowanego, uczesanego "na Elvisa", spoconego, wystrojonego w marynarkę z czerwonych cekinów Krzysztofa Globisza jako rechocącego z własnych żenujących dowcipów wodzireja kretyńskiego teleturnieju, nazwać widzów "Big Brothera" debilami, obnażyć mechanizmy, które skłaniają sfrustrowane miernoty przed telewizorami do oglądania reality shows, w których podobne im zera, wyniesione na chwilę na piedestał popularności, zostają z niego brutalnie zrzucone... Niezbyt uprzejme posunięcie w stosunku do abonentów. Może ktoś poczuje się dotknięty. Oby.

"Rodzinny show" ma wszelkie dane do tego, by zadziałać jak sprawna pułapka na myszy. Sztuka Petera Quiltera, a wraz z nią spektakl Macieja Pieprzycy, to dobrze skrojona opowieść, w której widz dostaje wszystko to, co najbardziej lubi: wartką, pełną niespodziewanych zwrotów akcji fabułę z wątkiem erotycznym i sensacyjnym, uwielbianych aktorów, kosztowne stroje i wnętrza. Historia rozgrywa się w egzotycznym świecie pięknych, sławnych i bogatych: oto podupadły nieco gwiazdor telewizyjny Alan Coogan (Globisz) wraz z atrakcyjną i elegancką żoną - byłą piosenkarką (Danuta Stenka) i synem-efebem, który zarabia krocie, pozując do reklam płatków śniadaniowych lub uświetniając otwarcia supermarketów, wpuszczają do domu kamerzystę, który uwieczniał będzie ich życie na potrzeby rodzinnego reality show. Krępująca sytuacja stanie się katalizatorem, który przyspieszy procesy prowadzące do rodzinnej katastrofy...

Maciej Pieprzyca dwa lata temu zrealizował w Teatrze Telewizji świetny a niedoceniony spektakl "Komu wierzycie?": love story dwójki młodziutkich ankieterów pracujących dla pewnej partii politycznej posłużyła tam za pretekst do wyjątkowo dotkliwej i śmiałej, diagnozy stosunku polskiego społeczeństwa do polityków - i vice versa. Całość ujęta była w prowokującą zgrzebnością parareportażową formę. "Rodzinny show" formalnie jest znacznie mniej odważny, ale przez to bardziej przewrotny. Nie bez powodu układ, jaki zawrze Coogan z dziwacznym kamerzystą George em (świetny Cezary Kosiński) tak bardzo przypomina zakład o duszę Fausta z Mefistofelesem.

Pieprzyca daje widzowi do przełknięcia gorzką pigułkę, ukrytą dla niepoznaki w różowej i słodkiej polewie. Raz po raz widz wpuszczony zostaje w ślepą uliczkę ukształtowanych przez seriale oczekiwań - bohaterowie okazują się inni, niż myśleliśmy, akcja skręca w niespodziewanych momentach. Sztuka Quiltera nie jest arcydziełem, ale to kawał porządnej, inteligentnej, odważnie piętnującej absurdy popkultury dramaturgicznej roboty - i wdzięczny materiał dla aktorskich kreacji. Chociażby ze względu na nie warto ten spektakl obejrzeć. Na przykład po to, żeby przekonać się, jak profesjonalnie żongluje maskami bohater grany przez Krzysztofa Globisza. Albo usłyszeć, jak Danuta Stenka śpiewa przepiękną średniowieczną balladę "Scarborough Fair". Albo zobaczyć, jak Maciej Zakościelny gra ze swoim tabloidowym wizerunkiem "polskiego Brada Pitta". No i żeby pozbyć się sentymentalnych złudzeń, oglądając finał...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji