Teatrze, byle tak dalej, a będzie dobrze
II Międzynarodowy Przegląd Przedstawień Istotnych "Przez dotyk" podsumowuje Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.
Po obejrzeniu spektakli zaproszonych na przegląd "Przez dotyk" stwierdzamy, że Częstochowa ma bardzo przyzwoity teatr. Porównany z innymi nie wypada gorzej. Większość tych sztuk z pewnością mogłaby się narodzić na naszej miejskiej scenie.
Wiadomo, że ideą organizatorów II Międzynarodowego Przeglądu Przedstawień Istotnych, który skończył się w niedzielę, było pokazanie w Częstochowie tego, co dzieje się współcześnie na innych scenach, otwarcie przed miejscową publicznością szerszego horyzontu teatralnego. Stąd wzięło się przedstawienie "Madryt 03" - dla naszego zespołu nieosiągalne w realizacji, fenomenalnie zatańczone przez członków Kampanii Primavera. Niepowtarzalna jest też estetyka teatru Provisorium wynikająca z osobowości głównych kreatorów (ale i my mieliśmy wcale udane próby teatru plastyki czy teatru ruchu). Wszystkie pozostałe przedstawienia przeglądu z pewnością mogłyby się narodzić na naszej miejskiej scenie.
Wielkość spektakli wcale nie była efektem gwiazdorskiego formatu wykonawców. Wręcz przeciwnie: największym wydarzeniem MPPI wydało mi się przedstawienie stworzone przez aktorów zupełnie nieznanych. Myślę o "Kamieniach w kieszeniach" [na zdjęciu] oraz obsadzonych w nich Rafale Rutkowskim oraz Macieju Wierzbickim. Mieliśmy dzięki nim dwie godziny doskonałej zabawy, niewolnej jednak od refleksji na temat relacji międzyludzkich. Wyjątkowo gorące brawa dla wykonawców, którzy w zasadzie nie mają kostiumów, a całym ich wsparciem scenograficznym jest ławka. Przy tak skromnych środkach technicznych dwaj aktorzy wyczarowują kolejne postacie: mężczyzn i kobiety, ociężałych umysłowo i pijanych, z nizin społecznych i ze świecznika. Niezwykłą przyjemnością było obserwowanie, jak dorodny mężczyzna przestraja się wewnętrznie, żeby zostać dla nas wiotką gwiazdą filmową. Py-cho-ta!
Patrzyłem tu na wykonawców z częstochowskiej perspektywy. Widziałem w wyobraźni konkretnych aktorów naszego zespołu występujących w "Kamieniach w kieszeniach" - z równym powodzeniem.
Co ciekawe, drugi w moim przeglądowym rankingu spektakl jest inscenizacyjnie równie malutki. To przywiezione z Bielska-Białej "Intercity". Znów dwaj aktorzy i makieta przedziału kolejowego, którym jadą Słowak i Polak. Pięknie zagrane, przy bardzo przemyślnej, mobilnej scenografii. Tu jednak najważniejszy jest tekst zderzający stereotypy funkcjonujące wzajemnie w kontaktach polsko-słowackich. Pieprzem przedstawienia jest to, że w rolach występują autentyczny Polak i prawdziwy Słowak - Robert Talarczyk i Igor Sebo.
Numer trzy na mojej top liście to czeski "Teremin", z kilkoma pięknymi etiudami aktorskimi i zachwycającą wręcz sceną koncertu orkiestry na stadionie. Okazało się, że nasza duża scena jest nieogarnioną wręcz przestrzenią wyczarowaną dymami i światłem.
Rekordem frekwencyjnym imprezy był z pewnością monodram Krystyny Jandy, który jednak obejrzałem z mieszanymi uczuciami. Drażniły mnie wybuchy śmiechu publiczności przy opisach okrucieństw i oklaski, kiedy postać grana przez aktorkę stawała się szczególnie wulgarna i cyniczna.
Organizatorzy zapewniają, że zainteresowanie spektaklami nie zawiodło ich. Miło, że dopisała frekwencja w niedzielę na sztuce "Homo Polonicus" - inscenizacji książki częstochowianina Krystiana Piwowarskiego.
I cieszył widok na przedstawieniach licznych grup młodzieży.