Artykuły

Jasny kształt mroku

1.

Czy sztuka stawiająca ważne - dotkliwie ważne! - egzysten­cjalne pytania może liczyć na życzliwą uwagę widzów, gdy rzeczywistość polityczna dostaje zadyszki? Owacja, zgotowana twórcom spektaklu po premierze "Pułapki" we wrocławskim Teatrze Polskim, dowodzi, iż jest to możliwe. Na premierę przybył Tadeusz Różewicz, choć nie jest to w jego zwyczaju. Jerzy Jarocki, reżyser przedstawienia, nie wydawał się zaskoczony spontanicznym aplauzem. Aktorzy - a sztuka ta potrzebuje ich kil­kudziesięciu - ochoczo wycho­dzili do ukłonów. Publiczność ociągała się z opuszczeniem tea­tru, mimo że pora nie była wczesna. Można było odnieść wraże­nie, że to członkowie jakiejś wspólnoty - pokrzepieni spotkaniem - rozchodzą się do do­mów.

A przecież "Pułapka" mówi o rzeczach mrocznych. O uczuciach i przeczuciach. O fizjologii i me­tafizyce. Realność spotyka tu się ze snem, przepis kucharski z archetypem biblijnym. Dramat przedstawia - w swoistym uję­ciu - sceny z życia Franza Kafki. Obserwując egzystencjal­ne uwikłanie pisarza, jego nie­zgodę na taki kształt bytu, jaki jest dany, lepiej rozumiemy swoje własne osaczenie. Chyba ra­cję miał Albert Camus, gdy po lekturze Kafki formułował taki oto sąd: "Odnajdujemy tu w stanie czystym paradoks myśli egzystencjalnej tak jak go wyraża na przykład Kierkegaard: Trzeba ugodzić śmiertelnie ziemską nadzieję, tylko wtedy można uratować siebie nadzieją prawdziwą". Ta zagadkowa myśl spro­wadza się do jednego: człowiek potrzebuje transcendencji. Po­trzebę tę potwierdza nie tylko "bojaźń i drżenie" Kierkegaarda, lęk Kafki, trudny, syzyfowy heroizm Camusa; znajduje ona również wyraz w zachowaniach potocznych - jak chociażby aplauz widzów po obejrzeniu mrocznej sztuki.

Oczywiste, że do akceptacji przesłania "Pułapki" w reżyserii Jarockiego przyczynił się jasny, klarowny kształt spektaklu, a także plastyczna uroda wielu scen.

2.

Inscenizacja Jarockiego nie jest, rzecz jasna, pierwszą "Pu­łapką", jaką oglądał Wrocław. Prapremierę polską w 1984 roku na scenie Teatru Współczesnego wyreżyserował Kazimierz Braun. Zaraz potem na wrocławski fe­stiwal trafiły spektakle Jerzego Grzegorzewskiego ( Teatr Studio w Warszawie) i Krzysztofa Babickiego (Teatr Wybrzeże w Gdańsku). Każdy z tych spekta­kli miał swoich zwolenników. Bardzo osobne - żeby nie po­wiedzieć: osobliwe - było przedstawienie Grzegorzewskiego. Ale z Grzegorzewskim tak zawsze: dla tego poety teatru cudza sztuka bywa zazwyczaj pretekstem do tworzenia wariacji na jej te­mat. Jarocki również ma wła­sny styl: jego przedstawienia są logiczne, niespieszne, wyraźne aktorsko i dobrze spuentowane. Przy tym "reżyser-żyletka" - jak mawia o Jarockim Józef Kelera - zawsze stara się dotrzeć do jądra prezentowanego dramatu; dojrzeć jego zasadę konstytutywną, zrozumieć głów­ną myśl. Zdawałoby się, że to obowiązek każdego reżysera, tym czasem z żelazną konsekwencją podejmuje go tylko Jarocki.

Tak stało się i z "Pułapką" - scenariusz spektaklu otrzymał nowy kształt, zaś aktorów i sprzęty umieszczono w niezwykłej, specjalnie dla tej inscenizacji zaaranżowanej przestrzeni.

3.

Długi, czarno okotarawany prostopadłościan. W jego wnętrzu - pod dłuższymi ścianami - na coraz wyższych podestach rzędy krzeseł dla widzów. Pośrodku - miejsce gry. Światło wydobywa z mroku coraz to inny fragment przestrzeni, coraz to inny me­bel, inną grupę wykonawców. Sceniczny świat jest dotykalny, cielesny. To bardzo ważne dla oddania atmosfery, jaka wypeł­nia "Pułapkę". To w ogóle bar­dzo ważne dla odbioru Różewicza.

Tak więc scena emanuje cielesnością, bliskością aktora. A je­dnocześnie brak jest ciągłości w prowadzeniu fabuły. Oto ogląda­my kilkuletniego Franza, za chwilę bohater ma już lat kil­kanaście, w następnej scenie jest dorosłym mężczyzną. W tak prowadzonym spektaklu każda se­kwencja ma osobny rytm, inną aurę. Skądinąd wiadomo, że wyizolowany szczegół może osiągać rangę symbolu - z wiedzy tej korzystają poeci i graficy. Robi z niej użytek również inscenizator "Pułapki". Rezultat jest ta­ki, że nic w inscenizacji Jaro­ckiego nie jest nachalnie symbo­liczne, wszystko tłumaczy się w wymiarze realnym, potocznym. Może być co najwyżej snem, przywidzeniem. A przecież nie­mal każdy gest, każda sytuacja podszyte są nieoczywistymi zna­czeniami. Franz mógłby powtó­rzyć za Mickiewiczowskim Guślarzem: "Mrok tajemnic nas otacza".

Choć tajemnica czyha na każ­dym kroku, życie codzienne pełne jest oczywistości. Szafa to szafa, mięso to pokarm - cze­go tu się bać? A Franz nie chce szafy, zrywa zaręczyny, w sielankowym pejzażu, pod jabłonią, słyszy ujadanie psów zwiastu­jących zagładę. Przebiegają dziewczyny - coraz bardziej zgo nione - jakby ktoś nastawał na ich życie. Noże wbite w ciało indyka leżącego na półmisku - nagle stają się groźne: ani kuchenne, ani stołowe. A szafa może być schronieniem, ale i wagonem wiozącym do miejsca za­głady. Już Herman Kafka, ojciec Franza, umieścił w niej całą ro­dzinę - wszyscy odjeżdżają w niebyt. Taką sceną, świetnie uzasadnioną poprzednimi sekwencjami, kończy Jarocki swoją wersję "Pułapki".

Wrocławski spektakl to nie tylko rzecz o pisarzu, który prze­czuł holocaust i śmierć własnych sióstr w Oświęcimiu. To rów­nież poetycki traktat o naturze twórczości. I o psychicznym wy­miarze społecznej egzystencji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji