Artykuły

Łasztownia: wyspa do namysłu i dla wyobraźni

Niezwykłą nocną wędrówkę po Łasztowni zaproponowali szczecinianom w miniony weekend szwajcarski tancerz butoh Imre Thormann i Janek Turkowski z Teatru Kana. W widowisku "Łasztownia. Cztery obrazy w przestrzeni" oprowadzili publiczność po wyspie, z czterema przystankami w czterech budynkach - pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

Łasztownia powinna stać się przestrzenią kontemplacyjną dla ludzi z miasta. Przechodziłoby się na drugą stronę rzeki przez most, niemal symbolicznie, żeby znaleźć się w miejscu sprzyjającym głębszej refleksji.

Niezwykłą nocną wędrówkę po Łasztowni zaproponowali szczecinianom w miniony weekend szwajcarski tancerz butoh Imre Thormann i Janek Turkowski z Teatru Kana. W widowisku "Łasztownia. Cztery obrazy w przestrzeni" oprowadzili publiczność po wyspie, z czterema przystankami w czterech budynkach.

W jednym z nich widzowie mogli się położyć na zielonej trawie obok ekranów (nagrobków?), na których twarze szczecińskich pionierów szeptały im swoje życie. W innym, w ciemnej sali, w której przed chwilą zamarła zabawa, zaopatrzeni w latarki podświetlali gości w bezruchu.

Przebrani w ubrania ochronne obserwatorzy stawali się niczym kosmonauci, penetrujący jakąś inną cywilizację. Odkrywając przestrzeń nie tylko przed sobą, ale też jej mit w sobie.

Rozmowa z Imre Thormannem i Jankiem Turkowskim

Ewa Podgajna: Co panów fascynuje w Łasztowni?

Janek Turkowski: Na pewno inna atmosfera. Kiedy jadę rowerem Trasą Zamkową i widzę wodę, barki, to zaczyna działać na mnie oczyszczająco. A już samą architekturę starej rzeźni odbieram jako pozostałości po innej cywilizacji. To bardzo mocno otwiera pole dla wyobraźni.

Imre Thormann: Pusta przestrzeń w mieście, która jest poza używalnością, tak jak w naszym społeczeństwie są takie nieużywane przestrzenie ludzkie. Z takimi ludźmi pracowaliśmy przy tym projekcie, z Monaru w Babigoszczy [pomogli oczyścić miejsca akcji, wynosząc z nich tony gruzu - red.] czy z Domu Kombatanta.

W projekcie pomagali też "tubylcy" z portu. Przekonali się do artystycznego aspektu Łasztowni?

J.T.: Zasadnicze było to, że wspierali nas technicznie. Ale po wielu godzinach pracy nad projektem zaczęliśmy się zżywać z elektrykami, sztaplarzami, spawaczami. I oni zaczęli w pewnym momencie też myśleć za ten projekt. Przychodzili, proponowali: "A może byście to zrobili inaczej?". To zresztą było w szerokim założeniu tego przedsięwzięcia. Otworzyć wyobraźnię ludzi na to miejsce.

Czy pierwsze były pomysły na obrazy, czy wyznaczyły je obiekty?

I.T.: Nie chcieliśmy w tym projekcie pokazywać siebie. Chcieliśmy pokazywać budynki. To, co pokazaliśmy, to esencje przekazu, jaki w sobie niosą. Okazały się jak strzały trafiające w dusze. Byliśmy nawet zaskoczeni, że ludzie zareagowali aż tak emocjonalnie. Jeden starszy pan powiedział nam nawet: "Co wy zrobiliście mojej głowie, to we mnie teraz siedzi, muszę iść do domu i to przeżyć".

J.T.: Willem Schulz, który pracuje w Hamburgu w podobnych przestrzeniach, powiedział, że dla niego to była bardzo święta rzecz. Dla niego kluczowy w interpretacji był element spirytystyczny. W pomieszczeniu z ekranami, nie rozumiejąc języka, zwracał uwagę na mimikę mówiących twarzy i patrzył na gatunek ludzki. Z kolei młodzi ludzie mówili nam, że przychodziły im na myśl rzeczy bardzo osobiste: "Kiedy ostatni raz widziałem i słuchałem swojego dziadka, co on mi jeszcze ma do powiedzenia, czy czasem nie będzie zaraz za późno, żeby usłyszeć jego historię?".

To jest też ostatni moment, żeby zobaczyć obecną Łasztownię.

J.T.: Pan z bufetu na Łasztowni powiedział nam, że za pięć miesięcy kończy, bo miasto to przejmuje.

I.T.: Ale ja nie jestem zwolennikiem generalnego utrzymywania rzeczy. Choć widzę wartość w tym, żeby mieć też jakiś przykład, by pokazywać, jak takie rzeczy były kiedyś budowane.

J.T.: Tylko że wszystkie belki stropowe w tych budynkach są tak przesiąknięte wodą, że to musi zostać najpierw zburzone i postawione na nowo.

W jednym z budynków publiczność przechodzi przez swoisty czyściec, gdzie po ścianach płynie sfilmowana krew, a na widzów spływa migocący strumień wody. Dla mnie to też stan, w którym jest Łasztownia. Jak ją "przeprowadzić" do nieba?

J.T.: Chciałbym, żeby Łasztownia stała się przestrzenią kontemplacyjną dla ludzi z miasta. Przechodziłoby się na drugą stronę rzeki przez most, niemal symbolicznie, żeby znaleźć się w miejscu sprzyjającemu głębszej refleksji. Nie chciałabym, żeby nabrała charakteru centrum jak Galaxy, gdzie się tylko idzie, żeby się mieszać w tłumie z ludźmi.

I.K.: Chciałbym mieć tu swoje atelier, swój dom i swój zacumowany statek. Przeważnie jest tak, że artyści, którzy nie mają pieniędzy, szukają takich zrujnowanych miejsc. Ale kiedy zaczynają je zaludniać, miasto też zaczyna się nimi interesować. Ceny idą w górę. I takie miejsca stają się cmentarnymi dla tych, którzy je odkrywali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji