Artykuły

Play Strindberg

Sztuka Durrenmatta "Play Strindberg" jest przeróbką dramatu Strindberga "Taniec śmierci". Przeróbką prze­korną, ironiczną, w jakiejś mierze złoś­liwą. Jest próbą kompromitacji Strindberga, jego dzieła, jego obsesji "walki płci" i fascynacji śmiercią. Mieszczań­skie piekiełko domowe - mówi pośred­nio swą sztuką Durrenmatt - może być farsą, groteską - nigdy dramatem czy tragedią. No tak, dziś to może tak wy­glądać. Z pozycji autora "Meteora". Ale współczesny mu a młodszy znacznie od niego Edward Albee swą sztuką "Kto się boi Virginii Woolf?" (granej - po­dobnie jak i "Play Strindberg" obec­nie - również w warszawskim Tea­trze Współczesnym) powiedział jednak to samo (chociaż nie tak samo) co kie­dyś wielki Strindberg, tyle że do okru­cieństwa skutych nienawiścią i zadręcza­jących się przez lata całe dwojga ludzi dodaje jeszcze równie okrutny masochistyczno-eksbibicjonistyczny strip-tease.

Sztuka "Play Strindberg" jest zbudo­wana po mistrzowsku. I po mistrzowsku wyreżyserowana przez Andrzeja Wajdę. i po mistrzowsku zagrana przez Barba­rę Krafftównę (czy znalazłaby się w Polsce druga aktorka na taką Durrenmattowską Alicję?.'), Tadeusza Łomnickiego (jeszcze jedna zdumiewająca me­tamorfoza tej wielotwarzowej wybitnej osobowości aktorskiej o bajecznej tech­nice aktorskiej - tu w roli brutalnego, chytrego kapitana Kurta) i Andrzeja Łapickiego (pierwowzór poczciwego ku­zyna Alicji urósł pod piórem Duerrenmatta do formatu jakiegoś międzynaro­dowego aferzysty).

Tylko że z tego potrójnego mistrzo­stwa niewiele wynika. Widz smakuje znakomity dialog, pomysłową reżyserię i wirtuozerię aktorską, wyrafinowany dowcip, przewrotne pointy, bawi się bardzo dobrym teatrem. To właściwie dużo. Ale tylko wtedy kiedy uda nam się odciąć od reminiscencji ze Strindber-ga. A nie jest to łatwe, bo nie tylko anegdota, sytuacje, całe sceny są w zasadzie - zewnętrznie - z "Tańca śmier­ci", ale również większość dialogów w swej zewnętrznej treści przypomina oryginał. A jednak jest to - jak sam au­tor określił - "anty-Strindberg". Też ,,w jakiś sposób" (jak mawia unikowo Kurt) okrutny, ale wszystkie środki, ujawniające okrucieństwo wzajemnego zadręczania się w oryginale Strindbergowskim - u Duerrenmatta służą je­dynie jako sztony do gry.

Czy to jest jednak gra fair? Czy obie strony mają równe szansę? U Durren­matta Edgar jest naprawdę chory, mie­wa ataki z zanikami pamięci. To zmie­nia zupełnie sytuację obojga partne­rów i charakter konfliktu. A poza tym to jest sytuacja dla lekarza specjalisty, a nie dla teatru.

No więc chociaż jest wiele "smakowa­nia" teatrem - pozostaje niedosyt. Bo sztuka jest pusta - filozoficznie, moral­nie, jest pomniejszającym i spłaszcza­jącym zwierciadłem Strindberga. Jest - jak i jego znakomita realizacja scenicz­na - zabawą trochę przewrotną i to chyba dla znikomej części widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji