Artykuły

Strzyżenie właścicieli piór

247. Krakowski Salon Poezji. Teksty Tadeusza Różewicza z tomu "Kup kota w worku" czytali: Jerzy Fedorowicz, Tadeusz Huk i Leszek Piskorz. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Trzej przyjaciele z boiska... Kto to śpiewał? I jak dalej szła pieśń? Trzej przyjaciele z boiska: bramkarz, stoper i łącznik? A może: łącznik, prawy łącznik i Furtok? Gorgoń, Domarski i Lato? Jeszcze inaczej? Bardzo możliwe, jedno wszakże pewne. Jak w starej pieśni szło, tak szło, i jak metaforę boiska, metaforę przyjaźni, metaforę aktorstwa, teatru, poezji wreszcie, pojmiemy, albo i nie pojmiemy - ostatniej niedzieli trzej przyjaciele z "boiska": barman, pisarz i poseł, czytali, ściślej mówiąc - na głos podawali słowa wielkiego "trenera" - Tadeusza Różewicza.

Aktor Tadeusz Huk - swego czasu restaurator (w pieśni mej barmanem go zwę, gdyż słowo "barman" bliższe ludziom jest). Aktor Leszek Piskorz - świeżo upieczony autor wspomnień (kto Grzegórzkami za młodu nasiąknie, ten na starość nie dość, że za pióro, to za pióro gęsie chwyta). Wreszcie aktor Jerzy Fedorowicz - magister, teatru dyrektor, aktualnie zaś Fibak ul. Wiejskiej, czyli poseł na Sejm z ramienia mojego, jedyny Demostenes, który rzadko na mównicę wstępuje, ale gdy już wstąpi - z punktu wierszem gada! Oni zatem, oni, piękny poranek i utwory z ostatniego tomu Różewicza - z tomu "Kup kota w worku". Tom? Za dużo powiedziane? Więc co?

Powiedzmy - wór różności. Iście białoszewskawe zanoty. Takież szumy, zlepy i ciągi. Pastisze, parodie, przedrzeźniania, stylistyczne esy-floresy, semantyczne fiflaki, groteska, żart, satyra, jajcarstwo smakowite. Niby proza, niby wiersze, niby coś pomiędzy. Na ten przykład: Salon kosmetyczny "Pies Ci morde lizał". Strofa pierwsza: "Cennik Salonu mody dla psów i kotów/ Strzyżenie psów wszystkich ras/ wedle wzorca ONZ-u karty praw psa UNICEF-u/ i Trybunału Konstytucyjnego oraz Apelacyjnego/ Wsi Ciaej Gru-gru - psipsi - 50 zielonych PL NPL PRL/ (w pomieszczeniu obok strzyżenie właścicieli psów/ tychże w cenie 5 zielonych itd. - przygrywa/ na życzenie muzyka...)". No i sami państwo czytacie. Dziennik ucha? Tak. Szyderczy dziennik ucha starego poety, któremu przyszło słuchać narzecza naszych dni.

Nie chce mi się po swej bibliotece grzebać, nie chce mi się fraz przez Różewicza w siedemdziesiątych latach pisanych wyciągać i dowodzić tego, co za chwilę powiem, nie chce mi się - uwierzcie na słowo. Otóż, cokolwiek za Górskiego napisał (nawiasem, tak było w każdej epoce Różewicza) - zawsze był to bezceremonialny strzał w (że legendarny trop stylistyczny niezastąpionego liryka mikrofonu, Dariusza Szpakowskiego, przytoczę) światło bramki. Żadne tam "barcelony", żaden Messi, Eto'o ni Henry. Ergo - żadne koronki z Koniakowa. Nic, tylko dwa, góra trzy podania, trzepot siatki, bramkarz skamieniały, euforia na trybunach. Tak pisał. Pisał tak, jak w tychże siedemdziesiątych latach nasi na mundialu w Niemczech grali pod wodzą Górskiego pamiętnego. A dziś - co?

Nie wiem, jak was przekonać, że ani mi się śni w ponury proceder oceniania włazić teraz. O czym iście papuzia migotliwość stylistyczna tomu Różewicza "Kup kota w worku" świadczy? Hę? Że maestro właśnie "kończy się", czy też wręcz przeciwnie? Żartuje? O drogę pyta? Figluje? Duje? Karci? A może ma to wszystko - tam?... Jeśli ktoś ostatniej niedzieli na Salonie poezji był, ten wie: takie kwestie stawiać - litym upierdliwcem być. I tym samym by się było, gdyby się na kanwie tegoż poranka aktualny poziom aktorstwa Huka, Piskorza i Fedorowicza badało. Dlatego mówię: trzej przyjaciele z boiska. Dlatego dodaję: trener Różewicz. I nic więcej nie mówię.

Nie ma już tamtych muraw, tamtych piłek, scen, ulic, wódek i śledzi aż tak lubiących pływać. Było aktorstwo? Było. Wiersze się pisało? Tak. Dwa, góra trzy podania, trzepot siatki, bramkarz wryty, frenety widowni? A już ci! Więc? Więc nie ma co przesadzać z nostalgią. Oto całe przesłanie niedzielnych mistrzów naszych. Nie ma co wydziwiać, much w nosie hodować, pryncypialnością wywijać. Trzeba się uśmiechnąć. Tak. Bo też nic wielkiego się nie stało.

Ot, trzej przyjaciele ze wszystkich boisk ich życia - barman, pisarz i poseł - w garniturach skrojonych bosko, z wielkodusznym spokojem na twarzach, pięknymi głosami (ech, te lata prostopadłych podań z pierwszego szkła!) - przez godzinę bawili się na głos słowami kroniki ucha starego poety, któremu po prostu zachciało się śmiać ze wszystkiego, co słyszy w gazecie, radiu, telewizji, filmie, teatrze, Internecie, na ulicy i w cudzych opowieściach. Po prostu słyszy, jak golą właścicieli piór - i tańczy bez zobowiązań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji