Artykuły

Leszek Piskorz napisał książkę o Grzegórzkach

Leszek Piskorz, znany krakowski aktor, z pewnością mógłby napisać książkę o środowisku artystycznym, zdradzając przy tym niejedną tajemnicę. Aktor wolał jednak napisać o Grzegórzkach, starej, krakowskiej dzielnicy, w której spędził dzieciństwo i młodość - lata łobuzerskiej beztroski.Książkę o Grzegórzkach lat 50. i 60. autor zatytułował po prostu "Ja kinder z Grzegórzek" - pisze Joanna Weryńska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

- Może to zabrzmi nieco patetycznie, ale postanowiłem napisać tę opowieść w hołdzie dla ludzii miejsc, które znikają z mapy Krakowa, a szkoda, bo to miejsca magiczne - wyjaśnia Piskorz.

- Poza tym, nie wiedzieć czemu nikt do tej pory nie napisał książki o Grzegórz- kach. Więc jestem pierwszy - żartuje aktor.

Zabawną, wzruszającą, gawędziarską opowieść o swojej młodości Piskorz rozpoczyna od momentu, kiedy miał pięć lat, a kończy na chwili, w której po raz pierwszy przekroczył progi StaregoTeatru,z którym związany jest już ponad 40 lat.

- Może kiedyś napiszę o mojej pracy aktorskiej - zapowiada Piskorz, który ma na swoim koncie ponad sto ról teatralnych i wiele kreacji filmowych. W książce znaleźć za to można historię konia, którego mały Piskorz i jego kumple z ulicy ukradli z miejskiej rzeźni przy ul. Grzegórzeckiej.

- To się stało na dzień przed jego planowaną egzekucją. W opuszczonym boksie przygotowaliśmy mu luksusowe mieszkanie. Cisek, bo tak go nazwaliśmy, spędził tam miesiąc. Niestety jego kryjówka została odkryta i zwierzę zostało zabite - wspomina Piskorz. Autor opowiada, że dzieciństwo na Grzegórzkach kojarzy mu się z dwoma zapachami - mięsa z rzeźni i czekolady z fabryki Wawel przy ul. Masarskiej i ubolewa, że tych miejsc już nie ma.

- Budynki zostały wyburzone. Zamiast nich na Grzegórzkach powstają bezduszne apartamentowce- żali się aktor.

Nie ma też już rakarzy przy ul. Masarskiej. - Cały Kraków zjeżał się tam po robaki na przynętę. Mieli ich chyba wszystkie kolory, od żółtych po czerwone czy brązowe. Na żadne ryby tak nie brały, jak na te - zapewnia Piskorz.

Wiele uwagi w swojej książce aktor poświęca także ukochanym rodzicom. Opisuje na przykład zabawne zdarzenie pomiędzy jego ojcem, malarzem pokojowym, a malarzem artystą Jerzym Nowosielskim.

- Mój ojciec był mistrzem w swojej dziedzinie, do malowania swoich salonów zamawiały go więc często znane osobistości. Jedną z nich był Jerzy Nowosielski. Artysta był tak zadowolony z efektów pracy mojego taty, że oprócz honorarium postanowił jeszcze podarować mu jeden ze swoich obrazów. Ojciec nie przyjął go jednak.

Słyszałem, jak po powrocie do domu, opowiadał mamie "Wiesz, ten Nowosielski chciał mi dać jakiś swój obraz. Patrzę, a tu jakiś czarny kwadrat na białym tle. Pomyślałem sobie, że ja mogę sobie namalować podobny i oddałem mu go tłumacząc, że honorarium zupełnie wystarczy" - opowiada dziś z uśmiechem Piskorz.

Chociaż te jego grzegórzeckie wspomnienia mają posmak niewinności, Piskorz przyznaje,że aniołkiem nie był. - Nieraz po kryjomu podpalaliśmy papierosy, no i jeszcze te bitwy na proce. Naturalnym wrogiem numer jeden chłopaków z Grzegórzek byli chłopcy z Kazimierza. Zwykle polem walki był kirkut, cmentarz żydowski przy ul. Miodowej - opowiada artysta.

W końcu jednak udział w tych bojach aktor zamienił na... randki. Najpierw skradło się dziewczynie pocałunek gdzieś na wałach wiślanych, potem przynosiło się jej kwiaty, zwykle kradzione.

Ja zbierałem je najczęściej na terenie ogrodów, jakie mieściły się przed laty przy alei Pokoju 3, czyli dokładnie tam, gdzie teraz znajduje się redakcja "Gazety Krakowskiej" - opowiada Piskorz.

- Ja po prostu kobiety kocham. W domu mam babiniec, dwie córki i żonę - wyznaje Piskorz, zdradzając jednocześnie, że kiedy rozpoczął pracę w teatrze, jak wielu jego kolegów z branży, stosował podryw na aktora.

- Niskim barytonem cytowało się dziewczynie gdzieś w kafejce fragmenty sztuk, patrząc jej przy tym głęboko w oczy. To zawsze działało. Z tego, co wiem, ta tradycja przetrwała. Stosują ją także moi studenci - śmieje się Piskorz, który stale zajęty w teatrze i na PWST, gdzie wykłada, długo nie mógł znaleźć czasu, żeby te ciekawe historyjki spisać.

Znalazł jednak sposób. - Przeważnie pisałem nocami w domu albo siedząc w mojej ulubionej krakowskiej kafejce Camelot - opowiada aktor, który książką "Ja, kinder z Grzegórzek" debiutuje jako pisarz. Jego opowieść ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa WAM.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji