Artykuły

Dobry festiwal, słabszy Aneks

VII Festiwal Prapremier w Bydgoszczy. Podsumowuje Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Dyrektor bydgoskiej sceny po raz kolejny ożywił festiwal teatralny. Prapremiery to już nie tylko spektakle, ale także instalacje, koncerty, dyskusje - pisze Michalina Łubecka, "Gazeta Wyborcza".

Siódma edycja Festiwalu Prapremier była drugą w pełni zorganizowaną przez dyrektora bydgoskiej sceny Pawła Łysaka. Podążył on odświeżonym w zeszłym roku tropem. Widzowie oczekiwali już nie tylko po prostu zebranych w jednym miejscu najnowszych teatralnych realizacji, ale przede wszystkim różnorodności. I choć mówiło się w kuluarach, że gorszy sezon w polskich teatrach wymusi gorszy festiwal w naszym mieście, tak się nie stało. Łysak sprowadził do Bydgoszczy najlepsze premierowe sztuki. Bydgoszczanie zobaczyli próbkę tego, co wystawia się na scenach w całej Polsce. Zdecydowanym posunięciem ku ogólnopolskim gościom było pokazanie aż czterech bydgoskich realizacji. O zebrane w konkursowej puli 21 tys. zł walczyło 14 najlepszych polskich prapremier. Wygrała "Ifigenia. Nowa tragedia (według Racine'a)" w reżyserii Michała Zadary - spektakl spoglądający w świeży i dyskusyjny sposób na problem czytania i wystawiania klasyki.

W przeciwieństwie ubiegłorocznego przeglądu, w tym roku nie udało się skupić wokół jednego, najważniejszego tematu. Przewijały się tu różne i jednocześnie równorzędnie ważne kwestie: tekstu, współczesnych inspiracji, Żydów i antysemityzmu, mitu oraz pamięci. I ta mieszanka nie działała na niekorzyść Prapremier - w najlepszy sposób stała się wykładnią tego, o czym mówi teatr na co dzień. Przyciągnęła widzów i podkręcała dyskusje w wieczornym Klubie Festiwalowym.

Chętnych na spektakle było zresztą więcej niż miejsc na widowni. Z każdego kameralnego przedstawienia wychodzi się z - naturalnie - większym poczuciem bliskości z twórcami, z poruszonym tematem. O tym, że często mocniej przemawiają one, serwując nam akcję na wyciągnięcie ręki, wiedzą i bydgoscy reżyserzy, zapraszając nas często na Scenę Kameralną przy al. Mickiewicza. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że bydgoska widownia czuje niedosyt spowodowany okrojoną liczbą miejsc na festiwalowych spektaklach. W tej sprawie nic się nie zmieni i zmienić nawet, mimo narzekań, nie powinno - Teatr Polski jesienią to miejsce szybkiego, twórczego festiwalu, arena dla gościnnych teatrów i zachęta do odwiedzenia innych polskich scen. Widownia odczuła jednak inny problem - opóźnienia. Bolesne, nawet jeśli można zrzucić je na karb festiwalowych nowości - odkrywania nowych miejsc gry - w tym roku już nie tylko desek Teatru Polskiego, ale także jego foyer, toruńskiej sceny, Opery Nova, a także starej hali tramwajowej.

Po raz kolejny Prapremiery odbyły się w rozszerzonej formie. Po części konkursowej nastąpił międzynarodowy aneks poświęcony emigracji. Tym razem skupiono się wokół jednego punktu: polskiej prapremiery sztuki Catherine Grosvenor "Cherry Blossom". To plus, że Łysak nie poszedł na łatwiznę i nie zaprosił do siebie gościa. Owszem, gościł u nasz Traverse Theatre z Edynburga, ale jako współtwórca spektaklu. Jest i minus tego ruchu - polsko-szkocka produkcja okazała się nie być tak wyjątkową, jak można było się spodziewać. Świetna pod względem formy, ale przeciętna pod względem treści. Bydgoski teatroman wychodzi więc z aneksu z niedosytem. Zadowolony jest na pewno widz warszawski, który w ramach bydgoskiego festiwalu zobaczy w Teatrze Polskim naszą produkcję. Na pocieszenie zostają nam instalacje - "Pomnik wyjechanych" z nazwiskami bydgoskich emigrantów i przestrzenna rzeźba z walizek, przygotowana przez litewskiego artystę Eimutisa Markunasa. Szkoda, że tylko tyle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji