Artykuły

Festiwal Gombrowiczowski. Ferdydurke razy dwa

"Ferdydurke" razy dwa to inscenizacje nie do porównania. Na pierwszą zaprowadziłabym młodzież szkolną, na drugą kółko emerytów i rencistów - o Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.

Ferdydurke to ponoć gombrowiczowski "szlagier". Taką informację wyczytałam w festiwalowej gazetce redagowanej przez uczniów miejscowych szkół średnich i studentów. Autor pewnie ucieszyłby się na te słowa równie mocno, jak na niedawne jeszcze przepychanki na liście lektur szkolnych, z których za sprawą znanego wszystkim ministra został usunięty i okrzyknięty propagatorem pederastii i antywzorem. Pamięć mnie raczej nie myli, gdy dodam, że to właśnie "Ferdydurke" zostało mi podyktowane jako lektura obowiązkowa przed maturą i omówiona w nadzwyczaj grzecznym i poprawnym tonie. I tylko śmiechy pod ławką dowodziły, że większość jest "uświadomiona" i nie w smak jej układne i przykładne analizy.

Niestety piętno szkolnych murów ciąży nad "Ferdydurke" także w teatrze. Dowód to dwie inscenizacje na VIII Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu. Pierwsza, inaugurująca trwający ponad tydzień festiwal, to najnowsza premiera radomskiego teatru. "Ferdydurke" w adaptacji Zbigniewa Rybki i reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego to dość wierne, fabularne odtworzenie tekstu z wyraźnym podkreśleniem części szkolnej, przy skąpej niestety interpretacji. Nie ma tu znaków, symboli, gestów, słów, które pretensjonalnie chcą ukryć w sobie jakieś znaczenia. Wykładnia reżysera jest prosta i oczywista: postawić na piedestale ludzką seksualność i cielesność. Tymczasem gombrowiczowskie "pupy", "upupienia", "chłopięta i dziewczęta", "parobcy" i inne klisze językowe to pojęcia tkwiące niejako w świadomości bohaterów, z którymi zmagają się wepchnięci mimowolnie w konflikt natury i kultury. Nie o zwykłą seksualność, homo czy hetero więc tu idzie, ale o dramat pamięci, który tworzy niełatwą sieć napięć i relacji.

Wplątani w ten wir bohaterowie zachowują się jak kukiełki. Schematyzm ruchów i korelatywnych im działań udało się wyzyskać Wyszomirskiemu. Zwłaszcza w części szkolnej wszystko wydaje się starannie zaplanowane, a uczniowie jak zaprogramowani recytują swoją sztampową modłę. Wyróżniają się tu dwie postaci: Wojciech Wachuda jako Syfon i Michał Wiśniewski jako Józio. Jako jedyni zdają się kreować bohaterów świadomych swojego miejsca w świecie, własnego cierpienia wynikającego z rozdarcia i marionetkowej formy, w którą zostali wepchnięci ręką reżysera - samego profesora Pimki. Paweł Wiśniewski w tej roli, jak na kogoś, kto ma dzierżyć w dłoniach batutę, wypada dość blado i niepewnie, jakby reżyser pomniejszył jego funkcję sprawcy całego ciągu wydarzeń, tak przecież podkreślanego w spektaklu.

Radomska inscenizacja jest szkolna, sztampowa, prosta. Wyszomirski nie poradził sobie z fabułą, chcąc wrzucić do jednego worka wszystko - szkołę, nowoczesny dom Młodziaków i ziemiański dworek Hurleckich, pomniejszając rolę dwóch ostatnich, nie dał rady z interpretacją, spłycając ją do seksualnej wykładni. U Gombrowicza jednak jego filozofia, trudna skądinąd bardzo, wydaje mi się najistotniejsza i jej przetworzenia oczekuję w teatrze. Trudno jednak nie zauważyć, że pod względem formalnym radomskie "Ferdydurke" to dobrze skrojony, płynny i zwarty spektakl. Jak na drugie starcie z Gombrowiczem (pierwsze to "Trans-Atlantyk" w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze w 2006 roku), po którego trzeba ponoć sięgać wiele razy, jest w nim jakiś potencjał. Wyszomirski przede wszystkim nie udziwnił świata swoich bohaterów. Scenografia Izy Toroniewicz jest ascetyczna i na całe szczęście wolna od efekciarskich i kiczowatych gadżetów. Dwie ściany, drzwi i okna wyznaczają przestrzeń gry aktorów, mocniej pożądanej w ich świadomości niż zewnętrznym sztafażu.

Nie można powiedzieć tego o kaliskim "Ferdydurke" [na zdjęciu] w reżyserii Wojciecha Kościelniaka. Udziwnienia, które mogłyby nobilitować spektakl, pogrążają go od pierwszych scen. Reżyser prowadzi go zresztą tak, jakby pamiętał tekst ze szkolnej ławki. Koncept formalny spektaklu opiera się na musicalu. Libretto Rafała Dziwisza i muzyka Piotra Dziubka stanowią tło sceny szkolnej, którą wykorzystał reżyser w całości. Ale jeśli ktoś ma ucho, to słyszy, że te pioseneczki zaśpiewane i zatańczone każda podobnie, w jednej stylistycznej konwencji, to nie musicalowy cud, ale zwyczajny kicz. Śmieszy on po prawdzie do czasu, kiedy się zorientujemy, że to jego jedyna funkcja, a teksty z powtarzalną "pupą", "dupą" i "ciałem pedagogicznym" podane na tacy kilka razy tracą swój humor. Odbiorcza energia wówczas siada, nadzieja, że coś się zmieni stygnie, a świadomość kabaretu z Gombrowicza zaczyna doskwierać coraz mocniej. Nie ma więc co marzyć o grotesce, a już tym bardziej o jej ewolucji w stronę absurdu. Musicalom można w zasadzie wiele darować, ale czy wolno kaleczyć tym samym Gombrowicza?

Znaczeniową pustkę tym trudniej znieść, że spektakl Kościelniaka zrobiono z dużym rozmachem. Jest odpowiednie tempo, rytm, werwa, dynamizm; jest scenografia Grzegorza Policińskiego, niezwykle zmyślna, bo w swej najciekawszej odsłonie zbudowana na zasadzie balkonów, w których jak w szkolnych ławach zasiadają uczniowie; jest kilka ciekawych kreacji spełniających swą zabawową funkcję, jak zniewieściały Syfon (Szymon Mysłakowski) czy wprowadzony na scenę chór kobiet-matek-komentatorek.

"Ferdydurke" razy dwa na Festiwalu Gombrowiczowskim to inscenizacje nie do porównania. Nie ze względu na ich wartościowanie, bo żadne nie było dziełem pełnym, domkniętym, ale na odmienne konwencje i estetyki. Na pierwszą zaprowadziłabym młodzież szkolną, na drugą kółko emerytów i rencistów - nie ujmując nikomu. Sama mam nadzieję wybrać się jeszcze kiedyś na Wyszomirskiego. Jest szansa, że jego Gombrowicz dojrzeje i dorośnie. Ale to już w kolejnej odsłonie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji