Artykuły

Stand-up comedy na Chłodnej

"To nie jest kraj dla wielkich ludzi" w reż. Michała Walczaka Teatru Montownia w klubie Chłodna 25 w Warszawie. Pisze Janusz Majcherek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Rafał Rutkowski, na co dzień związany z teatrem Montownia, próbuje przenieść na rodzimy grunt popularną, głównie w Ameryce, formułę występu solowego, zwanego stand-up comedy.

Zasada jest prosta: wykonawca stoi i opowiada wesołe historie, a publiczność pokłada się ze śmiechu.

Rzecz powstała we współpracy z Michałem Walczakiem, dramatopisarzem, który improwizowanym podczas prób żartom nadał strukturę i wyreżyserował całość. Nosi ona tytuł skądinąd znajomy: "To nie jest kraj dla wielkich ludzi", ale nawiązanie do powieści McCarthy'ego i filmu Coenów ma charakter czysto werbalny. Grana jest w piwnicy obskurnego i ponoć modnego kluby Chłodna 25, czyli w warunkach jak najbardziej stosownych dla tego typu prezentacji: z góry dochodzi gwar młodzieży, muzyka i brzęk szkła, a i na widowni można pić kawę czy piwo, choć pewnie do pełni klimatu brakuje stolików i dymu z papierosów.

W dziejach polskiego humoru ten rodzaj rozśmieszania, jaki chce przeszczepić Rutkowski, stanowi pewne novum. Wbrew poetycko-groteskowej tradycji naszej literatury, w przeciwieństwie do kunsztownej satyry i wyrafinowanego kabaretu jest trywialny i prozaiczny, nie uznaje żadnych granic, nie wymaga oryginalnej formy i nie odwołuje się do kompetencji kulturowych. Kto wychował się na Starszych Panach, Dudku czy Piwnicy pod Baranami, w produkcjach Rutkowskiego raczej nie znajdzie upodobania. Z drugiej jednak strony, jeśli przyjąć stand-up comedy z całym dobrodziejstwem amerykańskiego inwentarza, to trzeba jednak powiedzieć, że Rutkowski odnajduje się w tym gatunku nadzwyczaj umiejętnie i jego solowy popis przez dużą część show przykuwa uwagę, nawet wtedy, gdy poziom dowcipów zbliża się do zera bezwzględnego. Co zresztą jest pozorną sprzecznością. Gatunek opiera się przede wszystkim na osobowości wykonawcy (wspomnieć trzeba choćby Bogosiana!). Rutkowski taką osobowość bez wątpienia posiada i natychmiast zdobywa sympatię publiczności. Z wdziękiem, bardzo inteligentnie zdaje się testować tolerancję widzów/słuchaczy na stopień przekroczenia dobrego smaku. W autoironicznym dystansie, jakby stosując zasadę swoistej palinodii, dopuszcza możliwość wycofania się ze zbyt grubego czy ryzykownego żartu, jeśli czuje, że publiczność go nie akceptuje. Zarazem ta, jak powiada młodzież, jazda po bandzie jest bez wątpienia konstytutywną cechą stand-up comedy, która jawnie manifestuje niepoprawność polityczną i obyczajową, cieszy się z naruszania norm i w akcie zabawy demontuje - na chwilę czy na próbę - uświęcone wartości, ideały i przyzwyczajenia. Stand-up comedy jest antyelitarna, antyhierarchiczna i anarchiczna, a w wydaniu Rutkowskiego i Walczaka wręcz sztubacka, niekiedy koszarowo ordynarna. Ale to mi w zasadzie nie przeszkadza, nawet jeśli wykonawca posuwa się stanowczo za daleko, rozrabiając jak pijany zając w monologu "ginekologicznym". Gorzej, gdy Rutkowski na chwilę traci inwencję i wigor i zaczyna przynudzać. Zdarzają się w tym jego one man show epizody nużące i nieśmieszne, jak choćby długa opowieść o przedszkolu. No, ale są i majstersztyki, jak kazanie księdza do młodożeńców czy monolog o zakładaniu prywatnego teatru Chłodnica, za który Krystyna Janda z Emilianem Kamińskim powinni ufundować Rutkowskiemu nagrodę specjalną.

Już z tych pobieżnych wyliczeń widać, że występ Rutkowskiego składa się z serii monologów, w których aktor, nie tracąc kontaktu z publicznością, na chwilę przyjmuje prowizoryczne, zarysowane ostrą, karykaturalną kreską postaci: księdza, lekarza ginekologa, pacjentki, oficera-geja, dyrektorki przedszkola, szefa prywatnego teatru, starego komika wygłaszającego mowę pogrzebową nad grobem przyjaciela etc. Element kreacji teatralnej nie stroniącej od pojedynczego rekwizytu czy na chybcika stworzonego kostiumu różni ten rodzaj występu od klasycznego monologu kabaretowego; zarazem stały dialog z prowokowaną raz po raz publicznością, komentarz i autokomentarz oraz tempo i zmienność opowiadanych historii odróżniają stand-up comedy od tradycyjnego monodramu. Rutkowski oscyluje między prywatnością a graną postacią, budując trudną, bo z natury rzeczy niestabilną, proteuszową formę aktorskiego popisu. I jest w tym po prostu dobry. Można nie cenić stand-up comedy jako trywialnego wykwitu kultury popularnej. Ale nie można nie docenić aktora, który ten niski gatunek przedstawia z wysokiej klasy talentem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji