Artykuły

Spadek formy w raju

Spektakle XII Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca w Lublinie recenzuje Andrzej Z. Kowalczyk w Kurierze Lubelskim

Teza sformułowana przez mistrza Hitchcocka głosi, że film powinien się rozpocząć od trzęsienia ziemi, a później napięcie ma rosnąć. Odnosząc to wskazanie do programu 12. Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca można rzec, że częściowo zostało zrealizowane.

Festiwal rozpoczął się od bardzo dobrego spektaklu Anny Żak i Darii Dziedzic, a potem przynajmniej trzykrotnie - za sprawą Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej, teatru Dada von Bzdülöw oraz przede wszystkim Wojciecha Kapronia - artystyczne napięcie poszybowało bardzo wysoko. Niestety, ostatni dzień nie przyniósł kulminacji; miast Himalajów lub choćby Alp mieliśmy co najwyżej Karpaty Wschodnie, bo na taką zaledwie wysokość wspięła się węgierska Krisztian Gergye Company w spektaklu "Nie Ma Takiego Miejsca Jak Raj" [na zdjęciu].

Ta niezbyt wysoka ocena prezentacji Węgrów zawiera pewien paradoks. W gruncie rzeczy bowiem ich spektakl ogląda się dobrze. Krisztian Gergye założył sobie wykreowanie w swojej choreografii archaicznego świata, w którym tkwią korzenie naszej kultury. I to założenie udało mu się zrealizować. Co więcej - na wysokości zadania stanęli również tancerze, którzy zademonstrowali naprawdę wysokie umiejętności warsztatowe. A oprawa plastyczna spektaklu była imponująca. W czym więc tkwi problem? Otóż sądzę, że taniec współczesny jest już w zupełnie innym miejscu, by nie powiedzieć wręcz: w innej epoce. Węgierski spektakl odbieram jako mocno anachroniczny. Oglądając go miałem wrażenie podróży w czasie. Jednak nie do prehistorii, co zakładał jego twórca, lecz bliższej - powiedzmy w końcówkę lat 70. ubiegłego stulecia. Wówczas taka realizacja mogłaby uchodzić za awangardową, a co najmniej nowatorską. Dziś teatr tańca poszedł zdecydowanie dalej, co sprawia, że spektakl Gergye'a zwyczajnie trąci myszką.

O ile spektakl węgierski zasługuje na choćby krótką analizę, o tyle o dwóch ostatnich prezentacjach można powiedzieć tylko tyle, że się odbyły. Ani 15-minutowe solo Annette Labry, ani spektakl Teatru Tańca Zawirowania nie zapisały się w pamięci ani treścią przekazu, ani oryginalnością myśli choreograficznej.

Nie chciałbym jednak zamykać relacji z festiwalu akcentem krytycznym, bo nie byłoby to sprawiedliwe. Trzy wspomniane na wstępie prezentacje wzniosły się na poziom najwyższy, a debiut Wojciecha Kapronia uważam za świetny. O kilku innych spektaklach - nawet jeśli nie zwalały z nóg - można było interesująco podyskutować. A to już wcale niemało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji