Ogromna siła
"Krzyk" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.
"Krzyk" - skąpany w scenograficznej czerwieni i szarości, wypełniony malarstwem, przebogaty w historyczne postacie, współtworzony przez plastyczny ruch sceniczny, rozpisany na energetyczne dźwięki, pikantny w aluzje.
Zanim kurtyna się uniosła, dzielił scenę i widownię szary mur. Zza muru wyłonił się tłum bezbarwnych postaci o mechanicznych ruchach. Z tej jednorodnej masy kolejno wyłaniały się postacie istniejące dzięki poetyckiemu słowu Jacka Kaczmarskiego - niestety, każda z nich po wyzwoleniu się z jednego piekła brnęła w kolejne. A mury rosną po dziś dzień
Każde słowo i każda wyśpiewana fraza utworów Kaczmarskiego ma ogromną siłę - takie też jest najnowsze przedstawienie Teatru Rozrywki. Podkreślam: przedstawienie - bo każdy utwór nie tyle wyśpiewano na scenie, co wyrażono w ruchu. Katarzyna Aleksander-Kmieć stworzyła fenomenalną choreografię, precyzyjnie operując tłumem, jednocześnie szukając indywidualnych rozwiązań dla każdej z osób na scenie. W połączeniu z reżyserską wizją Roberta Talarczyka udało się stworzyć spójną, przenikliwą historię wszystkich tych, którzy czekają na peronach na pociąg, który nie nadjedzie.
Muzycznie eksperymentował Hadrian Filip Tabęcki. Nowe aranżacje rozpisane na wiele instrumentów okazały się niezwykle drapieżne i interesujące. Mechaniczne ruchy aktorów akcentowały industrialne dźwięki. Przede wszystkim cenię w tymże przedstawieniu różnorodność w warstwie muzycznej - od brzmienia rockowej gitary elektrycznej po ciche, łagodne, liryczne tony.
Nie sposób wymienić kolejno wszystkich śpiewających, których na scenie jest aż 19. Każdy z aktorów, interpretując słowa Kaczmarskiego, stworzył odrębną historię - barwny element w kalejdoskopie całego przedstawienia. Jednak największe wrażenie pozostawiły po sobie: Róża Miczko w tytułowym "Krzyku", Maria Meyer w "Poczekalni", Marta Tadla z "Samossierą" oraz Elżbieta Okupska, śpiewając "Sen Katarzyny II". Wśród panów sugestywnie rozpoczął Marcin Rychcik "Obławą". Natomiast kiedy Artur Święs śpiewał o "drodze z piekła do piekła", nie miałam wątpliwości o aktualnym obrazie rzeczywistości, jaki emanuje ze sceny.
"Krzyk" - skąpany w scenograficznej czerwieni i szarości, wypełniony malarstwem, przebogaty w historyczne postacie, współtworzony przez plastyczny ruch sceniczny, rozpisany na energetyczne dźwięki, pikantny w aluzje - to przedstawienie, na które pójść zdecydowanie warto.
Na zdjęciu: Elzbieta Okupska.