Artykuły

Prawie jak Romeo i Julia

"Intryga i miłość" w reż. Katarzyny Raduszyńskiej w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Piotr Bogdański w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich.

Po ostatniej miażdżącej recenzji "We are camera - rzecz o Jazonie" z przyjemnością podzielę się z Państwem pozytywnymi wrażeniami z ostatniej jeleniogórskiej premiery. Tym razem rękawice podniosła reżyserka Katarzyna Raduszyńska. Dokonała udanej inscenizacji XVIII wiecznego tekstu Friedrich'a Schillera. Dramatopisarz opisuje nieśmiertelne cechy ludzkie, jak żądza władzy, chore ambicje, egoizm, zaślepienie, kłamstwo. Posłużył się w tym celu kilkoma postaciami - Prezydentem, jego młodym synem Ferdynandem, Millerem - muzykiem i jego córką Luizą, dwoma sekretarzami rządu oraz pewną Lady. Sama historia jest równie prosta jak portrety bohaterów. Prezydent, wyrachowany cynik ma ściśle określony plan wobec syna Ferdynanda. Zamierza ożenić go z bogatą Lady Milford. Tymczasem Ferdynand zakochany jest w Luizie. Niestety intrygant nawet nie chce o tym słyszeć i wydaje młodemu rozkaz pójścia do wskazanej przez niego kobiety i oświadczenia się jej. Kiedy wymuszony narzeczony wyznaje niedoszłej wybrance prawdę, ojciec wymyśla karkołomny pomysł szantażu. Doprowadza to zamiast do zamierzonego happy end'u do tragedii. Skromnymi środkami reżyserce udało się poprowadzić spektakl w niezłym tempie, a na scenie sporo się dzieje. Oczywiście nie wszystko budzi taki entuzjazm. Już sam początek rodzi kontrowersje, a nawet niesmak. Luiza leżąc zjada łapczywie jabłka i wypluwa je. Trwa to w nieskończoność i nic do sztuki nie wnosi.

Z jednej strony aktorzy zachowują realizm np. podczas całowania, czy targania za ucho. Z drugiej nie potrafią wymierzyć sobie prawdziwych policzków. Najgorsze jest jednak słabe operowanie przez nich tekstem. Najczęściej nie mówią go, lecz recytują i przy tym spieszą się nie wiadomo dokąd. Znaczenie kropki, przecinka czy pauzy zna jedynie Małgorzata Osiej-Gadzina w roli Lady Milford. W drugiej części teatru przypomina sobie o tym Bogusław Siwka w roli Prezydenta. Najwięcej mieszanych wrażeń dostarcza Piotr Żurawski w roli Ferdynanda. W "Intrydze i miłości" ma bardzo dobre fragmenty, by za chwilę ulec manierze kolegów i pędzi z tekstem bez opamiętania. Myślę jednak że jest to aktor o dużym potencjale. Najsłabszymi punktami spektaklu są Anna Ludwicka (Luiza) i Robert Mania (Wurm). Klepią wciąż swoje kwestie, nie grają. Teatr jest m.in. o wielkiej miłości Luizy, tymczasem nie czuć tego zupełnie. Z kolei jej koleżanka Małgorzata Osiej-Gadzina nie ma żadnych problemów z wyrażaniem takich emocji. Na scenie jest zaledwie kilka minut, ale jej przekaz jest prawdziwy i wyrazisty. Mimo wszystko "Intrygę i miłość" ogląda się z przyjemnością, a nie rzadko z poruszeniem czy nawet ze wzruszeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji