Artykuły

Dozwolone od lat osiemnastu

"Toporem w serce"- monodram Mariusza Ostrowskiego w reż. Kamilii Jankowskiej i Witolda Jurewicza w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Patrycja Kruczkowska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Jaraczowska szkoła monodramu wciąż ma się dobrze. W najnowszej propozycji sceny inicjatyw aktorskich Mariusz Ostrowski wziął się za Rolanda Topora. Drobnomieszczaństwu biada!

Oglądając "Toporem w serce" widz czuje się nieco zaniepokojony. Scenografia to krwawa jatka, widowni grozi obryzganie krwią, a całość przypomina specjalny odcinek serialu o dobrodusznym psychopatycznym mordercy Dexterze, który tańczy, śpiewa, ale jednak również kraje. Na domiar złego nie wiadomo, czy wypada się śmiać, czy należy brać to wszystko absolutnie serio. Makabra i obsceniczność łączą się w tekstach Rolanda Topora z groteską, czarnym humorem i wnikliwą analizą rzeczywistości, w której każdy jest co najmniej nieco umorusany. Przywołanie pełnych jadu i ironii toporowskich obserwacji, odkurzenie jego tekstów to duża zasługa tego spektaklu. Trafny wybór materiału nie wystarczy jednak, by mówić o prawdziwym sukcesie.

Monodram to forma wymagająca, monodram śpiewany to już wyższa szkoła jazdy. Jak utrzymać uwagę widza, jak go zaskoczyć, nie pozwolić, by przysnął w fotelu? Jak spiąć całość tak, by piosenki i anegdoty nie stanowiły serii rozłącznych numerów? Realizatorom spektaklu nie udało się znaleźć odpowiedzi na wszystkie te pytania.

Mariusz Ostrowski biega po scenie, ogrywa kolejne elementy scenografii - rozcina cienką skórę folii oddzielającą go od widzów, tańczy na stole do sekcji, tarza się po podłodze, harcuje z obcążkami i strzykawką z naciągniętą krwią. Jego rzeźnik to seria powtarzających się gestów, natręctw, które stanowią choreografię dla tego niepokojącego reality-music-show. Ostrowski nie oszczędza się - na jego ciele widać siniaki i otarcia. Kolejne songi budują obraz żądzy, która domaga się wejścia w posiadanie obiektu, jego pożarcia, skonsumowania. Tego też chce rzeźnik prowadzący dialog z nieobecną już partnerką, a jego spowiedź to przemyślenia na temat społeczeństwa tworzonego przez sprzedajną grupę zakłamanych egocentryków o zwierzęcych instynktach, ludzi interesu w najgorszym sensie tego słowa, jednostek za pół ceny - dziwek i cwaniaków.

Spektakl Kamili Jankowskiej i Witolda Jurniewicza to nie tylko duszna anegdota, ale przede wszystkim świetna oprawa muzyczna w wykonaniu zespołu grającego na żywo. Muzykę ze sceny łódzki teatr polubił i z chęcią wykorzystuje, wystarczy przywołać "Pawia królowej" w reżyserii Łukasza Kłosa czy kabaretowe wieczory w Teatrze Powszechnym. Krzysztof Baranowski, kierownik muzyczny przedsięwzięcia, wprowadza jednak zupełnie nową jakość - dynamiczne aranżacje to świetny materiał na płytę. Muzyka w tym monodramie to nie tylko ilustracja. Udało się zachować cenną równowagę - nie wybija się ona na plan pierwszy, ale z powodzeniem mogłaby funkcjonować jako autonomiczny byt. Na całe szczęście i Mariusz Ostrowski śpiewać potrafi, choć czasem brakuje mu tchu i dykcji, jego charyzma zaciera niedostatki.

Ciekawe teatralne rozwiązania, nowatorska formuła oraz wyśmienite teksty Topora to plusy spektaklu. Ogrom energii włożonej przez aktora w rolę niestety się nie zwraca. I choć na "Toporem w serce" bawiłam się wyśmienicie, to rozrywka, którą można sobie zafundować tylko raz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji