Artykuły

Tam Tam

Pociąg z pewnością nas nie miażdży, raczej spokojnie, wraz ze swoim życiem przejeżdża obok, zaciekawia panującą w nim atmosferą, ocierającą się momentami o absurd, czasem angażuje - o "Żółtej strzale" w reż. Igora Gorzkowskiego" w Studiu Teatralnym Koło i lubelskiej Scenie In Vitro pisze Marta Zgierka z Nowej Siły Krytycznej.

Pociąg zostaje wyrwany ze swojego pierwotnego kontekstu podróży. Podróż koleją przejmuje wszystkie podstawowe funkcje życia i jednocześnie traci własne atrybuty - relację, postoje na stacjach, przeszkadzający stukot kół czy anonimowość pasażerów. O takim szczególnym pociągu-życiu traktuje opowiadanie Wiktora Pielewina "Żółta Strzała", a jego scenicznego przełożenia po raz pierwszy w Polsce dokonało warszawskie Studio Teatralne Koło w koprodukcji z lubelską Sceną Prapremier InVitro.

"Żółtą Strzałę" możemy analizować w kontekście społecznym Rosji, jednak jest to opowieść o tak uniwersalnym sensie, że zastosować ją można jako metaforę wszelkich wariantów życia w ograniczeniu, o niepewnym statucie czy nieznanym celu. Na lubelskiej scenie najsilniej wybrzmiewają odniesienia metafizyczne do ogólnego sensu i istoty życia.

Żółta Strzała jest symbolem egzystencji w ścisłych ramach, która przez siłę przyzwyczajenia i poprzez automatyczne zabijanie wszelkiej refleksji, nie zauważa już niczego poza własnym mikroświatem. Budowana przestrzeń jest klaustrofobiczna. Mimo, że w świadomości bohaterów pociąg nie ma początku ani końca, jest tylko kierunek wschód-zachód, to ich życie ogranicza się do kilku sąsiadujących z sobą przedziałów. Obserwując przedstawianą sytuację z zewnątrz, widzimy cały absurd zamknięcia. Tymczasem od środka, życie w pociągu, pozbawione zewnętrznej perspektywy, zaczyna się rozrastać, odchodzi od dosłowności. Tu można prowadzić interesy, chodzić do teatru, zakochać się i umrzeć. Można po prostu żyć.

A w życiu tym, jak i w każdym innym, działa bardzo prosty schemat - środowisko, w którym istniejemy od początku przyjmujemy jako normę. Wszystko, co jest poza pociągiem nie mieści się w niej. Jest obce, więc zostaje odrzucane w zbiorowej świadomości mieszkańców. Zostaje zamknięte w kilku pustych hasłach, które działają jak zaklęcia i tym samym skutecznie bronią społeczności od niepewności. Jednostkę, która będzie chciała wydostać się na zewnątrz, inni będą ostrzegać - "Chcesz być Człowiekiem Śniegu?". Na porywcze pytanie - "Dokąd jedziemy?" będą odpowiadać niezmiennie - "Do zrujnowanego mostu".

Jednak w nawet najbardziej ciasnej społeczności znajdą się jednostki poszukujące, w których naturze tkwi impuls tropienia prawdy, dostrzegania tego, czego inni już nie zauważają lub nie chcą zauważać. I właśnie o tej alternatywnej drodze poznania opowiada spektakl. Pytania o sens podróży pojawiają się w głowie Andrieja (Łukasz Lewandowski). Rozpoczyna on swoją podróż ku wyjściu, a jego przewodnikiem jest Chan (Wiktor Korzeniewski), który posiada już pewną niezbędną wiedzę i także nosi w sobie pragnienie poznania.

Jak to dobrze, że Lewandowski, grający główną, poszukującą postać na przekór stereotypowym wyobrażeniom, w niczym nie przypomina superbohatera, aktywisty, który porywa nas swoim działaniem i którego oglądamy z wypiekami na twarzy. Przejście na drugą stronę okazałoby się wtedy zbyt proste i zbyt piękne. Tymczasem inne postacie, każda na swój sposób, górują nad Andriejem. Dysproporcja między nim a wyższą o ponad głowę Anką (Agata Buzek) sytuuje cały aspekt seksualny w zupełnie innym kontekście. Z kolei Chan znacznie roślejszy od niego, otulony grubym płaszczem z kapturem świetnie sprawdza się jako swojego rodzaju mistrz Andrieja. Jeszcze bardziej dominuje Grigorij Strupin (Paweł Koślik), którego sensem życia jest dorabianie się na szemranych interesach. Dominuje swoją pewnością siebie, pobłażliwością, momentami arogancją. Niewielka, zdominowana przez innych, nawet niezaradna postać Andrieja budzi wątpliwości. Jednak w kontraście do wyglądu niezmiennie wybrzmiewa jego pewny i głęboki głos. Pozwala wierzyć, że atuty przydatne w życiu w pociągu nie mogą dać tej wewnętrznej siły, by unieść ideę innego życia, ją po prostu trzeba mieć w sobie.

To właśnie na aktorstwie opiera się cała konstrukcja spektaklu, na tekście rozpisanym na pięcioro aktorów. Choć zdarzają się lekkie, acz nieodosobnione, błędy w artykulacji, błyskotliwość tekstu i dobór aktorów bronią całości. Dopełnieniem tej niewielkiej formy są ramy scenograficzne, które tworzy szkielet wagonu, metalowa konstrukcja, ciężko powiedzieć, że obrotowa - bo raczej na kółkach i obracana ręcznie. W każdym bądź razie, daje to możliwość pokazania wagonu z różnych perspektyw, co jest rozwiązaniem, które nie razi oryginalnością, ale szczęśliwie odpędza monotonność i pozwala akcji toczyć się dość wartko. Ascetyczny szkielet wagonu dobrze też współgra z cichą, hipnotyczną, narastającą w kulminacyjnych punktach muzyką (Piotr Tabakiernik), inspirowaną stukotem kół.

Pociąg z pewnością nas nie miażdży, raczej spokojnie, wraz ze swoim życiem przejeżdża obok, zaciekawia panującą w nim atmosferą, ocierającą się momentami o absurd, czasem angażuje. W całości, która prezentuje się solidne, acz bez porywów, najbardziej cieszą mnie szczegóły. Te widoczne w samym materiale tekstowym, gdzie w pojedyncze słowa wpleciony został mocno sytuacyjny i cięty dowcip oraz tożsamości ukryte głębiej w świecie scenicznym, które nieustannie uobecniają główny motyw spektaklu. Sprawiają, że wciąż atakuje (przynajmniej mnie) pewna ciągłość skojarzeń, nie wiem czy zgodnie z intencją autorów, niemniej - atakuje.

W sferze wizualnej następuje zwielokrotnienie tytułu. Zwyczajne, małe, żółte strzałki, wydają się naturalnym, zupełnie nie rzucającym się w oczy elementem pociągu. Jednak w kontekście wystawianej sztuki niosą z sobą dodatkowy ciężar semantyczny. Poprzez wizualizację wciąż przypominają o wygrywanej metaforze.

I druga sytuacja. Kiedy Anka na koniec swojej przesączonej komizmem wyliczanki, o tym jak brzmią koła pociągu w poszczególnych krajach, mówi, że najpiękniej brzmią one w Rosji. Z namaszczeniem powtarza "tam tam, tam tam, tam tam". A na porywcze pytania Andrieja, co jest tam, poza pociągiem, rozmówcy kilkakrotnie zamykają odpowiedź w retorycznym pytaniu brzmiącym jak zaklęcie "Gdzie - tam? Tam tam?" Jakże paradoksalnie wybrzmiewa to echo przeszłości, gdy uświadomimy sobie, że mieszkańcy pociągu otumanieni życiem już dawno nie słyszą stukotu kół.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji